Roztropni jak węże, czyści jak gołębie
Zasadniczym więc rdzeniem nauczania Chrystusa była prawda. To, na co być może dzisiaj, jak i wówczas, zwracano uwagę, a co stanowiło jedynie element retoryczny bądź ułatwiający jej zrozumienie, jest tylko poboczną częścią jego nauczania.
Przejmując z łaski Jezusa misję nauczania, Kościół również winien zwracać uwagę na zasadniczy rdzeń, którym jest prawda, a elementy poboczne ograniczać do minimum, dając im tylko rolę „ułatwiacza” spotkania ze współczesnym człowiekiem. A na pewno nie powinien w imię docierania do ludzi zapominać o głoszeniu całej Bożej prawdy. Przez wieki starał się to czynić i w naszych czasach o tym również nie zapomina. Na drodze tej jednak mogą pojawić się elementy próby.
Nie tylko na gazetki w byłych demoludach
Dość poważnym problemem, który ujrzał na początku września światło dzienne, były doniesienia portalu WikiLeaks o podjętych – przez lewicowego miliardera Georga Sorosa – działaniach zmierzających do wpływu na nauczanie papieskie w czasie pielgrzymki papieża Franciszka do Stanów Zjednoczonych w 2015 r. Zaznaczmy od razu, że nie chodziło o zafałszowanie czy też sprzeniewierzenie się wprost elementom nauczania ewangelicznego, gdyż byłoby to po prostu niemożliwe. Chodziło o przestawienie akcentów w nauczaniu papieskim tak, by były one zbieżne z programem wyborczym jednej z kandydatek do urzędu prezydenckiego USA. Mówiąc prościej: chodziło o możliwość późniejszego stwierdzenia, że Hillary Rodham Clinton mówi jednym głosem z papieżem. Wystarczyłoby tylko pokazać paralele programu wyborczego z przemówieniami papieskimi, co zresztą czyniło już wielu na tej ziemi. Problemem byłoby jednak, gdyby papież zaczął akcentować coś innego, jak chociażby ochronę życia nienarodzonych. Sama bowiem kandydatka zasłynęła już tym, że porównała obrońców dzieci nienarodzonych do terrorystów i zaproponowała, by idealny świat był rządzony przez kobiety, mężczyznom wyznaczając jedynie rolę eunuchów. Działania Georga Sorosa, polegające na przekazaniu 650 tys. dolarów dwóm fundacjom katolickim, zgodnie z przygotowanym przez niego raportem, zdawały się odnieść sukces. Rzeczywiście, przeglądając papieskie przemówienie nie tylko do Kongresu Stanów Zjednoczonych, ale i do zgromadzonych w Filadelfii przedstawicieli rodzin katolickich, można odnieść wrażenie, i nie tylko wrażenie, że uwaga papieska skoncentrowana została na zapewnieniu rodzinom ekonomicznego minimum (co nie jest postulatem wcale złym), zagadnieniach opieki medycznej i powszechnej dostępności do usług medycznych czy przyjmowania ubogich, szczególnie imigrantów ekonomicznych etc. O prawie nienarodzonych do życia ani słowa. O podważaniu instytucji rodziny przez dążenia do zrównania związków homoseksualnych z małżeństwem również ani krzty. Można powiedzieć, że plan miliardera pleniącego społeczeństwo otwarte został zrealizowany.
Ręce wszystkich lśnią aż od czystości
Oczywiście sam papież nie wiedział zapewne o tej działalności amerykańskiego miliardera. Jak jednak mógł się ten plan powieść? Otóż każdy doskonale wie, że Ojciec Święty, przy całej asystencji Ducha Świętego, nie jest znawcą wszystkich tematów. Czasy polihistorów dawno minęły, więc i nie ma co się krzywić. Zanim uda się w pielgrzymkę zagraniczną, zapewne spotyka się z grupą doradczą, w której są osoby na co dzień mieszkające w danym kraju. To one właśnie przedstawiają mu zasadnicze problemy nękające ludność, do której papież udaje się z wizytą, i oczekiwania wiązane z przybyciem Piotra naszych czasów. Jeśli dodatkowo z ich głosem zbieżny będzie głos np. ambasadora danego kraju przy Stolicy Apostolskiej (a przecież obecnie rządzący USA Barack Obama jest zwolennikiem prezydentury Hillary Clinton), to wówczas papieskie przekonanie się umacnia. Papieskie działanie opiera się po prostu na zaufaniu do osób, które informują Ojca Świętego. A zatem wystarczy, by te osoby odpowiednio naświetliły problematykę i szlus. No tak, ale przecież dyplomacji watykańskiej nie można uważać za stado baranów, które podążają tylko za jednym głosem. I tu pojawia się w doniesieniach WikiLeaks clou problemu. Ostateczną instancją informującą papieża był kardynał Oscar Rodriguez Maradiaga z Hondurasu, prezes globalnej Caritas i przewodniczący Rady Kardynałów – najbliższych doradców papieża m.in. w sprawie reformy Kurii Rzymskiej. I znowu ciśnie się na usta pytanie, czy wspomniany kardynał też ma problemy z używalnością rozumu, by dać się tak łatwo podejść? Być może nie, ale polityka światowa jest sferą niuansów i dlatego bardzo łatwo w niej pobłądzić, spełniając marzenia niekoniecznie naszych przyjaciół i niekoniecznie przyjaciół prawdy.
Nie pędzić pod rękę ze światem
Wszystko to wskazuje nie tyle na zmiany w nauczaniu papieskim, ile raczej na konieczność odpowiedniego dobierania sobie doradców. Wielu spośród władców tego świata wyłożyło się już na nieodpowiednim doborze zauszników i podpowiadaczy. Prawda głoszona przez Kościół nie zaniknie po jednym czy drugim potknięciu się sług Chrystusa. Jednakże może zostać zafałszowany jej obraz w umysłach wiernych. Ponadto każde potknięcie wymaga późniejszego przyznania się do błędu, co nie zawsze jest przyjemne. Lepsza w tym wszystkim jest zwykła przezorność, a na pewno uwaga przy wybieraniu doradców. Przy złym doborze może dojść do sytuacji, że Kościół nie tylko nie przekona inaczej myślących, ale straci i tych, którzy związali się z nim na dobre i na złe. Przynajmniej staną się obojętni. I to dotyczy stolic nie tylko nad Potomakiem, ale i nad Tybrem, nad Renem, nad Wisłą i nad Muchawką
Ks. Jacek Świątek