Komentarze
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Rozum i serce

Włoska prasa doniosła całkiem niedawno, że duchowieństwo tego kraju zaczyna dostrzegać pierwsze skutki pontyfikatu papieża Franciszka. Co ciekawe, są nimi nie wzmożone działania w dziedzinie działalności charytatywnej czy też zachwyty nad „medialną życzliwością papieża, ani też, tak chętnie podkreślana przez media, „nowinkarskość” w dziedzinie nauczania papieskiego, ale wzrost ludzi przystępujących do sakramentu pokuty.

Ludność słonecznej Italii zdaje się na nowo odkrywać Boga działającego w sakramentach. Jeśli ten trend utrzyma się, to rzeczywiście można mówić w Kościele o jakimś przełomie. Nie jest to przełom z rodzaju tych, które zazwyczaj dostrzegamy w świecie polityki czy ekonomii. Kościół nigdy nie postępuje metodą rewolucji, gdyż ta kończy się zawsze tragicznie nie tylko dla jej przeciwników, ale również dla osób będących jej promotorami i zwolennikami. Proste wypowiedzi papieża Franciszka są oczywiście doskonałym budulcem dla kształtowania postępowania i przyjmowania nauki Ewangelii głoszonej przez Kościół od dwóch tysięcy lat. Papież zdaje się być opisanym na kartach Biblii ojcem rodziny, który ze skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare. W ocenie tego, co dokonuje się w ludzkich sercach za jego pontyfikatu nie można jednak zapominać o działaniu łaski Bożej. To Najwyższy, wykorzystując nasze ludzkie zdolności, działa w sercach człowieczych poprzez swój dar. Odkrywanie jakby na nowo sakramentów, w tym sakramentu pokuty, trzeba widzieć także w tej perspektywie. I nie można zapomnieć, że od kilku miesięcy trwa Rok Wiary. Być może wielu, także wierzących, odbiera tę inicjatywę Kościoła w kategoriach propagandowej działalności instytucji, jednej z wielu w tym świecie. Jednakże nie jest to jej zasadniczym rysem. Papież Benedykt XVI w motu proprio „Porta fidei”, wskazując na zasadniczy rys tej inicjatywy ludu Bożego, pisał: „Rok Wiary jest zachętą do autentycznego i nowego nawrócenia się do Pana, jedynego Zbawiciela świata. W tajemnicy Jego śmierci i zmartwychwstania Bóg objawił w pełni miłość, która zbawia i wzywa ludzi do przemiany życia przez odpuszczenie grzechów”. Nie sposób nie odnieść tych słów do tego, co dzieje się przy kratkach konfesjonałów nie tylko we Włoszech. Nie umniejszając zasług obecnego następcy św. Piotra, trzeba również dostrzec i ten aspekt. Budowanie wiary w ludzkim sercu nie jest procesem natychmiastowym, choć pod wpływem dzisiejszego świata chętni jesteśmy do poszukiwania efektów doraźnych naszych działań. Bóg jednak, jak wskazuje na to chociażby cała historia zbawienia, zdobywa ludzkie serca przede wszystkim swoją konsekwencją, nazywaną tak często wiernością. Wiara człowieka jest zasadniczą odpowiedzią na tę cechę Najwyższego.

Delikatne światło wiary

Warto w tym kontekście przypomnieć słowa jednej z ważniejszych dla dzisiejszego Kościoła postaci, a mianowicie św. o. Pio, którego rocznicę narodzin dla nieba niedawno obchodziliśmy. W czasie trwania Soboru Watykańskiego II ten mistyk i niestrudzony szafarz sakramentów powiedział: „Jedyne rzeczy, których brakuje, to rozum i serce, to wszystko, zrozumienie i miłość”. Burzliwe działania niektórych na gruncie podjętej przez Vaticanum II odnowy sprawiły, że w dziedzinie wiary zapomnieliśmy o tych słowach. Wiara zaczęła być pojmowana w kategoriach ludzkich deklaracji, które szybko zawiodły w świat iście rewolucyjnych idei, zaś za cel działania wspólnoty Kościoła obrane zostały zmagania o charakterze czysto socjalnym czy też wręcz rewolucyjnym. Ciekawą rzeczą jest, że w przeprowadzonych na wiosnę badaniach socjologicznych we Francji okazało się, że właśnie ten aspekt jest elementem… odpychającym młodych ludzi od Kościoła i wiary. Być może dlatego, iż w świecie istnieje dużo więcej instytucji zajmujących się taką działalnością, a młodzi ludzie poszukują czegoś więcej. Słowa świętego stygmatyka z San Giovanni Rotondo, które można przełożyć po prostu na domaganie się poznania prawdy i dotarcie do wolności wypływającej z ludzkiego, przemienionego przez łaskę serca, doskonale wskazują ową skałę, której w swoim życiu poszukują ludzie. Całe działanie człowieka wierzącego wypływa właśnie z tego. Słusznie zauważył Benedykt XVI w cytowanym powyżej motu proprio: „Wiara w Jezusa Chrystusa jest więc drogą do osiągnięcia zbawienia w sposób ostateczny”. Owo zbawienie, rozumiane nie w kategoriach tylko niebiańskiej nagrody, oznacza potwierdzenie ze strony Boga wspaniałości i trwałości stworzonej przez Niego i zbawionej ludzkiej natury, czyli po prostu skały w dzisiejszym zapętlonym w bezsensownej pogoni świecie. Na tego Boga, a nie na ideę regulującą stosunki międzyludzkie i działania o charakterze charytatywno – serdecznościowym, może otworzyć się człowiek. I się otwiera.

Zniszczyć można wszystko

Niestety, również i to można zniweczyć. Łatwo popaść i w tej dziedzinie w tani sentymentalizm, który będzie odłączał dziedzinę wiary, pojętej jako zjednoczenie z Bogiem, od rozumnej natury ludzkiej, a samą miłość ujmować w kategoriach aracjonalnych czy wręcz antyracjonalnych, bez odniesienia do prawdy. Benedykt XVI pisał w swojej encyklice „Caritas in veritate”: „Prawda jest światłem nadającym miłości sens i wartość. Jest to światło zarówno rozumu jak i wiary, dzięki któremu umysł dociera do przyrodzonej i nadprzyrodzonej prawdy miłości: odkrywa jej sens oddania się, otwarcia i komunii. Bez prawdy miłość staje się sentymentalizmem. Miłość staje się pustym słowem, które można dowolnie pojmować. Na tym polega nieuchronne ryzyko, na jakie wystawiona jest miłość w kulturze bez prawdy. Pada ona łupem emocji oraz przejściowych opinii jednostek, staje się słowem nadużywanym i wypaczonym i nabiera przeciwstawnego znaczenia. Prawda uwalnia miłość od ograniczeń uczuciowości, która ją pozbawia treści relacyjnych i społecznych, i od fideizmu, który odbiera jej horyzont ludzki i uniwersalny”. Mam nieodparte wrażenie, że doniesienia medialne o nauczaniu i działaniach obecnego Następcy św. Piotra, także i te które podkreślają skutki jego działań, właśnie na tę ścieżkę oderwania od prawdy na rzeczy sentymentalnych doznań chcą nas wprowadzić. Byłoby to ogromnym błędem i po raz kolejny zostalibyśmy oszukani.

Ks. Jacek Świątek