Rycerze czarnego krzyża
Czarnymi krzyżami były oznaczone nie tylko płaszcze rycerzy - zakonników, ale też niemieckie samoloty, które zaatakowały Polskę 1 września 1939 r. Lotnicy Luftwaffe byli równie „rycerscy” jak ich poprzednicy opisani przez Henryka Sienkiewicza. Przekonali się o tym boleśnie także mieszkańcy naszego regionu. Wrzesień 1939 r. był wyjątkowo pogodnym miesiącem. Oznaczało to wymarzone warunki dla niemieckich lotników, którzy niemal bezkarnie szaleli nad Polską. Niemcy bombardowali miasta i wioski, strzelali do ludzi na drogach i na polach, a nawet do zwierząt na pastwiskach.
Jak ustalił Dariusz Sikora, samoloty z czarnymi krzyżami na skrzydłach pojawiły się nad powiatem bialskim już rankiem 1 września. Bomby spadły na bialskie lotnisko i stację kolejową w Małaszewiczach. Od 1 września Niemcy bombardowali też Białą Podlaską, nie tylko zresztą tamtejszą Podlaską Wytwórnię Samolotów, ale i obiekty cywilne.
Bombardowanie Siedlec zaczęło się 2 września. Była to tylko przygrywka do tego, co działo się w następnych dniach. Tragiczny wrzesień tak wspominał 14-letni wówczas gimnazjalista Robert Rogalski, późniejszy żołnierz Armii Krajowej, a po wojnie znany aktor teatralny i filmowy: „Siedlce zaatakowane przez lotnictwo 3 września rano. Zniszczone tory kolejowe, stacja kolejowa, bomby niszczą ratusz w środku miasta, starą synagogę na rogu Piłsudskiego i Berka Joselewicza, spadają na domy obok kościoła garnizonowego, na koszary 9 pułku artylerii lekkiej i 22 pułku piechoty. Popłoch. (…) Na wojskowym budynku mieszkalnym, wysokim, trzypiętrowym, jedyne stanowisko przeciwlotnicze, ciężki karabin maszynowy wali seriami do nadlatujących samolotów. A one bezkarne, jak złowieszcze srebrne ptaki, na wysokości około 3 tysięcy metrów płyną po niebie i zrzucają serie bomb na miasto, na koszary, na tory. Wrzesień nie chce osłonić polskich miast ciężkimi deszczowymi chmurami. Obdarowuje nas bezchmurnym, słonecznym niebem”.
Z niedalekich Mordów obserwował płonące Siedlce 11-letni Staszek Byczyński, później znany kapłan diecezji siedleckiej, a także miłośnik regionalnej historii. On również opisał we wspomnieniach pierwsze dni wojny: „Na razie wojnę obserwujemy z daleka, wiadomości z radia, samoloty, fale uciekinierów… Ale też dochodzą głuche odgłosy wybuchów bomb że ziemia drży. W dzień widać dalekie chmury dymów, w nocy świecą łuny. To palą się Siedlce”. Według raportów strat wojennych, które znajdują się w Archiwum Państwowym w Siedlcach, w wyniku niemieckich bombardowań w 1939 r. w Siedlcach zostało spalonych i zburzonych ponad 800 budynków mieszkalnych i gospodarczych. Bomby niszczyły i paliły bez różnicy – obiekty militarne i publiczne, tak samo jak prywatne domy. Wśród zabitych i rannych byli zarówno mieszkańcy Siedlec, jak i ciągnący przez miasto uchodźcy. Wśród tych ostatnich był prymas Polski, kardynał August Hlond, ranny 10 września podczas bombardowania siedleckiej stacji kolejowej.
Powietrzni piraci z Luftwaffe upodobali sobie polowanie na uchodźców ciągnących z Warszawy na wschód koleją i drogami. Według relacji JanaMakaruka, jadący samochodem szosą brzeską na wschód „spotkali na drodze furmankę z zabitym koniem. Zatrzymali się i zobaczyli na furze zabitego mężczyznę i ranną dziewczynkę, którą zabrali, aby dostarczyć ją do najbliższego szpitala. Z wypowiedzi małej wynikało, że kilka furmanek ze wsi jechało do miasta. W drodze nadleciały niemieckie samoloty, obniżyły lot i ostrzelały jadących z karabinów maszynowych. Ojca zabili, a ją tylko ranili”. Według innej relacji: „7 września 1939 r. około godz. 14-tej samoloty niemieckie powracające z bombardowania st. Kol. Domaczewo zniżyły się nad osadą Kodeń i ostrzelały z karabinów maszynowych pociskami zapalającymi osadę… Następnie te same samoloty ostrzeliwały ludność cywilną pracującą na polach przy kopaniu ziemniaków oraz pasący się inwentarz na pastwiskach. Tego samego dnia samoloty niemieckie zrzuciły kilka bomb na pasące się bydło we wsi Kopytnik. Wskutek wybuchu bomb 6 sztuk bydła zostało zabitych”. Takie relacje można mnożyć.
Obecnie często wybiela się niemieckich żołnierzy służących w innych niż SS formacjach, czyli np. w Wehrmachcie czy „rycerskiej” Luftwaffe. Warto ciągle pamiętać, że nasze miasta i wsie palili nie żadni „naziści”, a Niemcy, a z dawnymi rycerzami łączyła ich jedynie stal, z jakiej wykonana była ich broń.