Komentarze
Źródło: BIGSTOCKPHOTO
Źródło: BIGSTOCKPHOTO

Rządy hien nad osłami

Na samym początku pragnę zastrzec, że poniższy tekst nie będzie ociekającą krwią krytyką obecnie rządzących. Choć wiele goryczy można przelać na papier odnośnie obecnie dzierżących ster nawy państwowej, to jednak wydaje mi się całkowicie bezpłodnym krytykować jedynie i rzucać na pastwę społeczności co bardziej mięsiste kawałki.

Zresztą mądremu wystarczy przyjrzeć się naszej obecnej sytuacji, a z głupim nie ma co rozmawiać, bo jego przypadłość jest ponoć zaraźliwa. Zacytowane przeze mnie w tytule słowa Arystotelesa odnoszą się do czegoś więcej, mianowicie do samej demokracji. I to nie tylko do samego mechanizmu obierania władz, ile raczej do tego, co może być (lub nawet jest) jej następstwem. W VIII księdze Rzeczpospolitej Platon, nauczyciel Arystotelesa, w sposób dość jasny dowodzi, że jej następstwem jest po prostu dyktatura. Może nie jest czas i miejsce, by przywodzić cały platoński wywód, ale trzeba przyznać, że coś jest na rzeczy. Bo tylko spróbujmy się przyjrzeć.

Jak łatwo stać się osłem

Wielu z nas, obserwując sytuację w Polsce, ale nie tylko, z przerażeniem zauważa, że coraz więcej w naszej rzeczywistości jest chamstwa i obłudy. Wbrew pozorom obie te cechy z natury swojej występują razem. Oburzenie po kolejnych głuptakowatych wystąpieniach naszych celebrytów czy gwiazd polityki w naszej rzeczywistości dla normalnego człowieka przestaje być doraźną emocją i staje się stanem permanentnym. Po prostu jest tego zbyt wiele. Dochodzi do tego jeszcze ciągłe wmawianie nam idiotyzmów, jak chociażby takich, że za aferą Amber Gold stoi dzisiejsza opozycja. Pytaniem zasadniczym jednak nie jest kwestia uznawania nas za idiotów przez mass media czy inne postacie sceny społeczno – politycznej. Otóż nasze czasy wyhodowały specjalny rodzaj człowieko-osła, który jest w stanie przyjąć każdą papkę, którą spreparują mu spece od manipulacji. Człeka tego jeszcze nie tak dawno Ludwik Dorn nazwał „wykształciuchem”. Pierworodny grzech tegoż typu ludzkiego polega (jak zawsze zresztą) na pysze. Lecz jest to specjalny rodzaj pychy, a mianowicie przekonanie o swojej własnej doskonałości, która nie potrzebuje żadnych zmian czy też przekształceń. Ów brak zmian oznacza nie tylko samozadowolenie z siebie, ale również powoduje zupełny brak pracy nad sobą. Po co bowiem przekształcać coś, co z natury jest doskonałe. Problem jednak w tym, że wystarczy prześledzić proces kształcenia, by uświadomić sobie, że racjonalny pierwiastek w naszym bycie wymaga nieustannego ćwiczenia. I tutaj pojawia się lenistwo. A ponieważ racjonalne myślenie w samym swoim centrum zakłada wysiłek, człowieko-osioł po prostu rezygnuje z niego na rzecz tego, co łatwiejsze, czyli zmysłowe. Zmysły jednak wymagają coraz to nowych podniet i poruszeń, dlatego wcześniej czy później pojawia się chamstwo jako sposób życia. Obstukać ekspedientkę w sklepie, zabrać babci dowód, wyzwać staruszkę od moherów (dla niewtajemniczonych – tak się pisze ten wyraz, „ch” jest błędem), Kaczora nazwać faszystą, naubliżać księdzu i wyzwać go od „czarnych zboczeńców”, nasikać na znicze i zawołać: „Gdzie jest krzyż?”… Ależ to jest zabawa. Intelektu wiele nie trzeba, wysiłku też. Tylko, że to jest zachowanie na poziomie dziecka. I tutaj właśnie pojawia się ów „demokratyczny dylemat”.

A co z hienami?

Gdyby wziąć pod uwagę samo zachowanie się owego stworzenia, to można by śmiało stwierdzić, że chociaż nie jest to z wyglądu przyjemne stworzenie, to jednak posiada dwie cechy, które z pozoru czynią ją początkowo miłym. Otóż trzyma się z daleka od swoich potencjalnych ofiar, usypiając ich czujność, a jej głos rozlegający się z oddali przypomina radosny śmiech, a nie złowróżbny szczekot, warkot lub coś podobnego. Ale to są tylko pozory. Uścisk jej szczęk na gardle ofiary dość skutecznie wyprowadza z miraży stworzonych przez drapieżnika na potrzebę polowania. Przenosząc ów obraz na rzeczywistość społeczną łatwo zauważyć, że „demokratycznie wybierani” władcy narodów zazwyczaj schlebiają najniższym i najbardziej dziecinnym zachciankom elektorów, a ponadto zawsze stwierdzają, że działają w ich interesie. Oczywiście w innych typach ustrojowych, dzierżący władzę też działają we własnym interesie, ale zdają się mówić o tym otwartym tekstem. Zresztą to zachowanie jest raczej uzasadnione. Mając bowiem do wyboru jeden głos człowieka intelektualnie wykształconego i pięćdziesiąt głosów ludzi zainteresowanych tylko instynktami niższymi, wybiorą raczej ten drugi elektorat, bo on jest po prostu liczniejszy. Będą więc schlebiać jemu, mówić, że jest „solą ziemi” i że zawsze ma rację. Zdejmą marynarki, pójdą do McDonald’sa, będą „swoimi chłopami”, fajnymi gośćmi „stąd” etc. I nie jest dziwnym, że będą zwracać się raczej do młodych niż do starych. Pajdokracja z natury swojej wyrasta z owego dążenia hien do zajęcia miejsca na grzbietach osłów. Ile razy można usłyszeć dzisiaj z „politycznych ambon”, że to wszystko dla młodych, że to oni są przyszłością, że nic nie muszą w sobie zmieniać, tylko brać sprawy w swoje ręce. Młody człowiek z natury nie posiada żadnego doświadczenia życiowego, które mogło by chronić go przed zakusami hien politycznych. Dlatego z pełnym zaufanie przyjmuje tych, którzy zatańczą dla niego przy dźwiękach disco polo, wypiją „małpkę” na środku ulicy lub zwrócą się do niego „zajefanym” jego językiem. A jeśli hiena dodatkowo powie, że młody człowiek jest mądry i tylko na nim można się oprzeć… Po prostu miodzio.

Smutna konstatacja, ale prawdziwa

Patrząc na tę sytuację zawsze przypominam sobie słowa piosenki Lecha Makowieckiego: „Ojczyzna, Honor – frazesy puste, świat się odbija w krzywym lustrze, spocony raper klepie pacierze – jest zajebiście, ja tam mu nie wierzę. Historia uczy, lecz nie każdego – bawmy się ! bawmy! do upadłego! Wszystko już było, świat się nie zmienia, zegar odlicza czas do spełnienia. Zaskoczy kiedyś mózgi wyprane grzyb ponad miastem, salwa nad ranem. Oni walczyli za kraj w potrzebie… Kto ich zastąpi? Nie wiem… Ja nie wiem…”. Bł. Jan Paweł II spotykając się z młodymi, też ich nazywał „nadzieją świata i Kościoła”, lecz w odróżnieniu od „hien politycznych” umiał stawiać im wymagania, mówić o wewnętrznym Westerplatte i żądać od nich pracy nad sobą. Może dlatego świat dzisiejszy chętniej mówi o kremówkach, a zamiast pamiętać o konkretnych jego stwierdzeniach, woli raczej powtarzać coś o „duchu nauczania Papieża Polaka”. Bo hiena zawsze pozostanie hieną, osioł (nawet młody) – osłem, a system demokratyczny wypromuje i jednych, i drugich. Uff, może i dobrze że nadchodzi 21.12.2012…

Ks. Jacek Świątek