Kultura
Źródło: AS
Źródło: AS

Rzecz o łączeniu kolorów

Paleta barw podstawowych, jaką ma w zasięgu swego pędzla artysta, nie odda wszystkich kolorów świata. Dopiero kiedy barwy zaczynają się mieszać, tworząc rozmaite odcienie i głębie, można podjąć próbę przefiltrowania otaczającej rzeczywistości.

Większość z nas nie potrafiłaby tego wykorzystać. Są jednak tacy, którzy w zabawie kolorami osiągnęli mistrzostwo i wiedzą, że wielki świat można zawrzeć w obrazku na szkle czy w kleksach tempery rzucanych na płótno.

Spotykam ich w siedzibie Duszpasterstwa Akademickiego przy ul. Brzeskiej. Odbywają się warsztaty plastyczne. Na stołach farby, pędzle, glina. – Pani Basia i pan Włodek są niesłyszący. Jeśli zechcesz z nimi porozmawiać, pisz na kartce – mówi Natalka Sosnowska, organizatorka zajęć, a prywatnie moja siostra.

Czuję stres. Niepełnosprawnych jest tu tak wielu. Spoglądam na leżące przed nimi narzędzia pracy, z uwagą obserwuję twarze. Uśmiech, skupienie, spokój… Po raz pierwszy uderza mnie porównanie, że oni są jak te barwy na palecie. Wymieszani ze sobą – a każde inaczej odbiera ludzi, miejsca, inaczej reaguje na własną niemoc, tworzą najpiękniejszy chyba z możliwych obraz świata.

Gałęzie i śmiech

Ostrożnie zaczynam jednak rozmowy. Nigdy nie miałam ze zdrowiem najmniejszych problemów. O co pytać, tak, by nikomu nie zrobić przykrości? „My też potrafimy tworzyć” – takie jest główne hasło warsztatów. Szarpie mną głód wiedzy. Jak to się dzieje, że ci ludzie tworzą tak cudnie, jakby żaden ich zmysł nie szwankował, żaden układ w organizmie nie zawodził.

– Czy gałęzie na drzewach są równej długości?pyta Magda, niewidoma od urodzenia studentka filologii polskiej. – Madziu, to jest tak, jakby od każdego z palców na dłoni wyrastały kolejne palce, różne. A z nich jeszcze inne – trzymam ją za dłoń i próbuję „narysować” jej drzewo. Po kilku godzinach na stole stoi przed nią nie tylko ulepione z gliny piękne drzewo, ale także słoń i mnóstwo innych małych figurek.

Marcin, zwany przez znajomych „Generałem”, ma zespół Downa. – Najbardziej lubię malować zwierzęta – mówi. Liczba dzieł na parapetach rośnie, a te najbliżej niego pełne są koni, psów i krówek. – My już osiem lat się znamy i razem chodzimy na zajęcia Caritas. A tam malujemy, i tak nam idzie, że wyjeżdżamy na konkursy. Razempowtarza Krzysztof, a „Generał” podchwytuje wątek i zaczyna się śmiać. W końcu są bardzo dobrymi kumplami. Ich śmiech zaraża, wspólne dowcipy mogą doprowadzić do łez. Nawzajem też dopingują się, kiedy przychodzi im walczyć o nagrody w kolejnych konkursach artystycznych.

Tacy jak ja

Artystyczna atmosfera udziela się wolontariuszom. Z czasem nie da się już odróżnić, kto ze skupionych nad stołami jest tu pomocnikiem organizatorki, a kto „kursantem”. Kolory po raz drugi zaczynają łączyć się w sposób tak widoczny. Wspólne zajęcie buduje poczucie bliskości. Ludzie mówią o sobie bez skrępowania.

Agnieszka ma 16 lat i problemy ze słuchem. Marzy o szkole plastycznej. Jej serduszko namalowane na szkle podbije serca wielu zwiedzających powarsztatową wystawę zorganizowaną w kaplicy przez Natalkę i jej przyjaciół.

Marcin jeździ na wózku. W plastyce najbardziej interesuje go mozaika. Lubi efekt, jaki dają połączone kolory. – To jest jak tęcza. A na niej, kiedy już barwy wyschną, można namalować coś konkretnego podpowiada. Marcin nie uważa się za artystę. Zdradza nawet po cichu, że wie, iż jego prace nie są doskonałe. W warsztatach bierze jednak udział z przyjemnością. – Można kogoś spotkać, fajnie jest, wesoło, inaczej – mówi. Jego „kolory w życiu” to marzenie o występie na scenie, na przykład u boku ulubionego rapera – Rycha Pei. W domu układa więc teksty i na razie chowa je do szuflady z nadzieją, że kiedyś marzenie się spełni.

Z dużym wzruszeniem patrzę na „Generała”, który ponad godzinę chodzi po salach z moim aparatem i robi zdjęcia. – Jak zrobić tak, żeby było blisko? – pyta. Pokazuję, jak działa zoom. Jego radość podczas ustawiania ludzi, proszenia o uśmiech do obiektywu jest olbrzymia. Oglądam później te fotografie. Jedna zdumiewa wszystkich. „Generał” zdradził mi w którymś momencie, że „te krople na szybie są najfajniejsze”. Przytaknęłam jedynie. A wieczorem na komputerze zobaczyłam najbardziej pomysłowe foto. Poprzez usianą pięknymi kroplami deszczu szybę, z bocznej ściany kościoła Świętego Ducha patrzy na nas Maryja.

Radość zaraża

– Mam niepełnosprawnego siostrzeńca – zdradziła mi podczas powarsztatowej wystawy jedna ze zwiedzających pań. – Ale on raczej by nie przyszedł na takie warsztaty. Wie pani, jak jest. Ludzie wstydzą się choroby.

Wstydzą się? A mi po minionym weekendzie wydaje się, że to zdrowym ludziom łatwiej o wstyd. Radość niepełnosprawnych, którzy przez weekend razem bawili się w sztukę, i chęć czerpania z życia zaraża. Jednak dopóki będą ludzie, którzy „się wstydzą” – jak określiła to cytowana kobieta – takie warsztaty powinny być organizowane choćby co tydzień. Kolory trzeba łączyć.

Agata Sosnowska