Komentarze
Źródło: WIKIPEDIA
Źródło: WIKIPEDIA

Rzeki Babilonu

Poniższy felieton jest ciągiem dalszym moich przemyśleń związanych z histeryczną reakcją na uchwalone przez polski parlament przepisy, liberalizujące prawo do posługiwania się w ramach własności prywatnej zasobami naturalnymi znajdującymi się na terenach prywatnych.

Przeglądając prasę zagraniczną, natknąłem się na kilka doniesień właśnie z dziedziny ekologii, które w jasny sposób dowodzą, iż żyjemy w naprawdę surrealistycznych czasach. Oto w epoce, w której nadal nie wszyscy ludzie mają dostęp do praw człowieka, a niektórzy z najważniejszych bioetyków świata oświadczają, że dzieci nienarodzone i ludzie pozbawieni funkcji poznawczych nie są osobami ludzkimi, radykalne środowiska ekologiczne żądają, by zagwarantować prawa obiektom naturalnym.

W ostatnim czasie to metafizyczne szaleństwo zaowocowało uznaniem… dwóch rzek za „prawne osoby” obdarzone prawami człowieka. W Nowej Zelandii rzeka Whanganui otrzymała te same prawa, co istoty ludzkie. Powód? Maoryjskie plemię uważa rzekę za sacrum i „przodka”. Religia była również powodem, że sąd indyjski stwierdził, iż rzeka Ganges, uznawana za świętą, jest „osobą”. Sąd w północno-indyjskim stanie Uttarakhand wydał wyrok, zgodnie z którym Ganges i jego główny dopływ, Yamuna, posiadają status żywych istot ludzkich.

O jeden krok za daleko

Decyzja, która została z zachwytem powitana przez ekologów, oznacza, iż zanieczyszczenie lub naruszenie tychże rzek będzie prawnie równoważne skrzywdzeniu osoby ludzkiej. Co w praktyce oznacza, że rzeka ma „prawa”? Dość łatwo to przewidzieć. Przynajmniej tyle, że ludzkie potrzeby będą liczyć się znacznie mniej, od czasu gdy rzeka jest uważana za równoprawną człowiekowi. Na przykład budowa zapory na nich mogłaby zapobiec śmiercionośnym powodziom lub służyć wytwarzaniu energii elektrycznej. Jednak trzeba będzie od tego odstąpić, ponieważ rzeka ma „prawo” do przepływu bez przeszkód do morza. To szaleństwo.

Owszem, powinniśmy szanować poglądy religijne i tradycje Maorysów i Hindusów. Jednak nie sposób nie zauważyć, iż radykalne środowiska popierające te prawne deklaracje prowadzą cyniczną grę. Nie wierząc w teologiczne tezy wyrażone w tych prawach, chętnie wykorzystują religijną energię wiernych do promowania własnego przekonania o równości wszystkich istot żywych i nie tylko, co prowadzić ma do zniszczenia ludzkiej wyjątkowości poprzez przyznawanie praw różnym elementom i aspektom przyrody, nie tylko owym rzekom uważanym za święte. Problem w tym, że przyznanie „praw” elementom przyrodniczego ekosystemu wymaga od nas równego traktowania zjawisk flory, fauny i geologii, co może mieć negatywny wpływ na działalność człowieka. Więcej, otworzy drzwi sal sądowych dla radykalnych prawników ekologicznych, którzy z płomiennym zapałem będą domagać się podjęcia działań mających na celu zagwarantowania praw ich klientom: zwierzętom, warzywom, rzekom, górom, łąkom i mikroorganizmom. Już dzisiaj bowiem możemy przeczytać na stronie internetowej Wspólnotowego Fundusz na rzecz Prawnej Ochrony Środowiska będącego głównym motorem finansowym Ruchu na rzecz Praw Przyrody: „Prawa ekosystemów i środowiska naturalnego winny być egzekwowane w pełnej niezależności i niezawisłości od praw osób, które ich używają. Oznacza to, że ludzie z danego środowiska naturalnego mogą «wejść w buty» górskiego strumienia lub leśnego ekosystemu i stawać się adwokatami prawa tych naturalnych środowisk. Wymaga to zmian w systemie orzecznictwa, aby te ekosystemy były faktycznie postrzegane jako «osoby» («strony») w sądzie”. Wyobraźmy sobie zaległości w rozprawach sądowych, jeśli „przyroda”, finansowana przez radykalne ugrupowania ekologiczne, mogłaby pozwać każdego nawet wówczas, gdyby chciał uczynić cokolwiek ze swoją własnością. Jeśli „przyroda” mogłaby zaskarżyć prawo do zapobiegania naruszeniu jej praw, zupełną byłaby niemożność uzyskania np. ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej w celu ochrony swojego przedsiębiorstwa, a na pewno zasadniczo zwiększyłby się koszt ludzkiej pracy.

Na usługach nie swoich uprawnień

Są i dalsze konsekwencje. Biorąc pod uwagę logicznie wysnuwane wnioski, prawa przyrody uniemożliwiałyby nam prawdziwe posiadanie własności. Bylibyśmy w najlepszym przypadku powiernikami wszystkich form życia na terenach, które już nie byłyby tak naprawdę naszą własnością. Taka autodestrukcyjna polityka miałaby szczególnie szkodliwy wpływ na kraje rozwijające się, w których przyznanie równych praw krzakom, komarom, wirusom i bagnom zniszczyłoby zdolność ludzi do wyzwolenia się z nędzy. Przyznanie praw istot ludzkich przyrodzie jest również intelektualnie nonsensowne. Otóż, aby przyroda posiadała prawa, musi być w stanie przyjąć współmierne obowiązki lub zobowiązania wobec innych. Czy jednak można założyć, że będzie ona – np. podobnie do ludzkich istot – dokonywać segregacji własnych odpadów i poddawać je recyclingowi? Czy również w trosce o przetrwanie zagrożonej populacji pewnych gatunków zwierzęta nagle zmienią swoją dietę, odstępując od pożerania zagrożonych pobratymców? Czy w celu zapobieżenia niszczeniu ekosystemu ludzkiego znikną katastrofy naturalne i inne kataklizmy, gdyż przyroda okaże się „odpowiedzialna”? Innymi słowy: czy ja będę mógł oskarżyć przyrodę przed sądem i uzyskać od niej odszkodowanie, gdy np. wiosenne zalewy zniszczą moją własność? Tak, idiotyzm pogania idiotyzm. Ale tym kończy się zawsze ideologiczne zaślepienie.

Kto panem, a kto sługą

I, co najważniejsze, to wszystko wydaje się zupełnie niepotrzebne, jeśli celem jest tylko ochrona środowiska, którą można wyegzekwować dzięki zwykłym oznaczeniom. Na przykład, Yellowstone pozostaje skarbnicą świata, mimo że Old Faithful Geyser nie jest osobą prawną uprawnioną do egzekwowania praw. Jest jednak jeszcze coś ważniejszego. Przez lata ruchy ekologiczne zabiegające o przyznanie praw przyrodzie zyskiwały na znaczeniu, powodując równocześnie wzrost niechęci i wrogości wobec tych, którzy przeświadczeni byli, iż to nie człowiek jest głównym wrogiem ekosystemów. Wpajano nam poczucie winy za kolejne ocieplenia i oziębienia klimatu, ginięcie gatunków czy też inne tego typu sprawy. Nadszedł czas, aby wylać kubeł zimnej wody na nasze głowy: niezależnie od tego, co robimy, czy też czego nie robimy, przyroda po prostu idzie swoim torem. Ona niezależnie od naszych działań i tak przetrwa, natomiast cywilizacja ludzka raczej nie. Chyba, że powróci normalne użytkowanie rozumu.

Ks. Jacek Świątek