Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Samotność Człowieka

Nie powinno się opowiadać historii ludzkiego życia od początku, tak jak smaku owocu nie znajdziesz w rozłupywanym na gramy ziarnie. Początek zemleć można na pył i coś innego z niego uczynić, ale nie ma w nim drżenia i lęku dojrzewania ani ciężkości opadania dojrzałego spełnienia. Podobnie i w Dziecięciu nie dojrzysz przyszłego losu, a tylko niepewność nastręczającą pytanie: Kimże Ono będzie?

Coroczna pielgrzymka przez kościoły okraszone ludzkimi mniemaniami o tamtej Nocy w Domu Chleba jest raczej próbą zagłuszenia własnej niepewności i lęku. Bo Stajnia zdaje się niczym bez Wzgórza Czaszki, tak jak zaranie bez finału. Swoista Alfa nie mogąca żyć bez Omegi. Lecz tym, co najbardziej niepokoi w czasie wędrówki od jednej do drugiej ludzkiej projekcji Początku, jest przestrzeń pomiędzy pierwszym i ostatnim. Co w niej się znajduje?

Nie jest to pytanie bezzasadne. W gruncie rzeczy szukam losu własnego i każdego. Być może biologiczna fascynacja rozpoczynającego się od pierwszego kiełka wzrostu ku pełni ma swoje zastosowanie w rozważaniach o życiu. Lecz biologią nie można wszystkiego tłumaczyć. Biedny Diogenes, krocząc po ateńskim rynku z pochodnią w dłoni pośród palącego słońca południowego, poszukiwał w tłumie homo sapiens Człowieka. Trudno przypuszczać, że ten wykształcony człowiek, który potrafił usunąć wielkiego Aleksandra z drogi słońca, nie znał ówczesnych teorii fizykalnych, teologicznych i filozoficznych, które rozpisywały ludzki los na tony w harmonii świata. Jego świetlisty krzyk nie był radością odkrywcy, ale błaganiem, by Ktoś wreszcie objawił tajemnicę zakrytą przed każdym. Spieszne kroki pasterzy, natarczywość poszukiwań mędrców, Matka rozważająca w swoim sercu i Józef już wierzący potwierdzają tylko błagalny ton w głosie Diogenesa: „Objaw Człowieka!”. Anioły z glorią w ustach są nazbyt nieziemskie. Wół i osioł grzejące oddechem – to landszaft przytłaczający materią. Tu trzeba czegoś pomiędzy. Tu trzeba Człowieka. Lecz cóż począć, gdy w miejscu odpowiedzi widać pytajnik. W gruncie rzeczy rację mają kamieniarze, gdy na nagrobkach umieszczają tylko datę narodzin i śmierci. Owo „pomiędzy” jest zagadką, trudnością, niepokojem, lękiem, niepewnością – Diogenes nadal krąży z płonącą głownią w dłoni, a świat wrzeszczy, wyzywając go od głupków. Ten wrzask nie jest objawem przerażenia, gdy naprzeciwko ciebie staje rozjuszony własną niemocą człowiek. To strach przed przypomnieniem naczelnego pytania, z jakim ludzkość boryka się od początku. Jak z tego, co zdaje się być kłębowiskiem instynktów, popędów, biologicznych prawideł, namiętności, pragnień, teorii i myśli wysnuć cienką nić ludzkiego losu? Jak nie sparzyć się piekłem i nie zlodowacieć niebem? Stojąc przed Stajnią, trzeźwieję wraz z całym ludzkim światem. Bo wobec tego pytania niczym wydają się sztuczne dylematy tworzone ad hoc i przez wieki, zawłaszczające nasze ludzkie sumienie i wysysające chęć poszukiwania prawdy. Quis est homo?

Pełni natchnienia – pewni zbawienia

Patrzę w Stajnię i mam niedoparte wrażenie, że Ono – Dziecię – tam po prostu nie pasuje. Przez wieki chcieliśmy oswoić Je naszymi pejzażami dzieciństwa. Malarze na swoich płótnach poddawali je swoistej tresurze, by zamknąć w uznanych przez siebie kategoriach. Poeci snuli natchnione strofy, wpędzając Je we własne teorie. Kaznodzieje w budujących przykładach zamieniali los na dzieje. Ideolodzy przedstawiali Dziecię jako ubarwienie własnych teorii. To tresowanie nie jest jednak tylko oswajaniem. Ma również walor szukania usprawiedliwienia dla niesprawiedliwości. Ogołocone z tandety makijażu Dziecię, stanowiące samo w sobie znak zapytania na równi z każdym ludzkim losem, nic niemówiące (bo za nie mówią inni) – to wyrzut dla tych, którzy mając wypchane ideologiczno-filozoficzno- teologicznym żargonem usta, depcą Człowieka. Pobudka do tego może być najrozmaitsza, ale efekt ten sam. Roztkliwianie Dziecięciem na sianeczku służy tylko wypychaniu go z najważniejszej funkcji – zadaniu pytania o niepowtarzalność Człowieka. Natchnieni prorocy naszych dni ustawiają je w przyjaznym dla siebie szeregu, byle tylko nie padło pytanie. Nie pozbawia się Tego Dziecięcia dalekich obrazów ludzkiego pohańbienia. Zawsze łatwo je umieścić w gronie głodnych, bezrobotnych, uchodźców czy innych, stworzonych dla ideologicznych celów kategorii społecznych. Łatwość tego rozwiązania płynie z bezcielesności owych kategorii. A Dziecię w stajni jest konkretne. Jego ciało zakreśla do bólu granice konkretności, takie same, jak konkretnego człowieka, którego rani słowo, depce noga, dotyka potwarz, gładzi zawiść. Nawet najświętszych sług Pana. W Jego konkretności dostrzegam samotność, taką samą, której doświadcza hańbiony i poniewierany człowiek. Poniewierany przez natchnionych piewców Stajenki, samotność odkrywa jako szlak pomiędzy ową Alfą i Omegą własnego Losu. I tu się pojawia Odpowiedź – Zbawienie, którego pewnym mogę być najbardziej. W tym poniewieraniu przez pełnych natchnienia zaczyna się dotykanie najprawdziwszego Człowieczeństwa. Mojego, własnego, z krwi i kości. A jeśli zbawienie ma przyjść, to nie w eterycznych marzeniach o idei, ale poprzez Ciało i Krew. Na przekór pełnym natchnienia – mogę stać się pewnym zbawienia.

Upadli na kolana

Samotność stwarza człowieczeństwo. Przede wszystkim dlatego, że nie mogę własnej wielkości lub własnego draństwa przelać na bliżej nieokreślonych „innych”. Jestem sam wobec własnych decyzji i własnego czynu. Tworzę siebie z własnej odpowiedzialności. Dlatego pośród sianka stajennego Dziecię zdaje się nie pasować. Bo nie mogę ukrywać się za żadną strukturą, prawem, obyczajem czy też gromadą ludzką, jeśli chcę doświadczyć swojego człowieczeństwa. Tego uczy mnie Dziecię – nazbyt obce wśród papierowo-styropianowych ozdób. W tej samotności własną piersią mogę nabrać powietrza ożywczego, w którym zaczynam odkrywać Granicę mojego człowieczeństwa – Boga. Tylko przed Nim mogę paść na kolana. To pojmują doskonale ludzie prości, zhańbieni przez innych i poniżeni. Dlatego są wielcy. I dlatego nie pojmą tego ich prześladowcy, pewni swoich racji i idei. Samotność Dziecięcia i moja samotność sprawia, że „piekło zawarte, niebo otwarte – Słowo Ciałem się stało!”.

Ks. Jacek Świątek