Saper rozłożył inwestycję
Na początku listopada miała być podpisana umowa z wyłonionym w przetargu wykonawcą drugiego etapu budowy zbiornika retencyjnego przy rzece Wildze. W tym samym czasie do garwolińskiego magistratu zawitał przedstawiciel firmy saperskiej, który stwierdził, że teren budowy może być zagrożony pod względem bezpieczeństwa, tj. istnieje prawdopodobieństwo, iż znajdują się tam niewybuchy z czasów wojennych, od potopu szwedzkiego po II wojnę światową.
– Nie powinienem roztaczać wizji skutków ewentualnego wybuchu, tzn. możliwości zniszczenia sprzętu lub – co gorsze – śmierci pracownika, jak to miało ostatnio miejsce przy wzmacnianiu brzegów zbiornika wodnego w okolicy Gołdapi, jednak taką ewentualność też należy brać pod uwagę – dowodził Szymon Ciećka z firmy eSCeSaper – usługi saperskie z Ełku.
Nie zlekceważono sugestii sapera
Miasto podeszło do „rozpoznań” sapera poważnie: zleciło Przedsiębiorstwu Wodociągów i Kanalizacji zbadanie wykrywaczem metali, czy pod warstwą ziemi rzeczywiście kryją się jakieś metalowe przedmioty. – Pracownicy PWiK częściowo przebadali teren. Przypuszczenia się potwierdziły – dowodzi T. Mikulski.
Co znaleźli pod warstwą ziemi pracownicy firmy wodociągowej? – Wykrywacz metali potwierdza, że „coś” jest w ziemi. Wzięliśmy to pod uwagę. Nie jesteśmy natomiast upoważnieni do tego, żeby prowadzić roboty saperskie i narażać pracowników nieposiadających stosownych uprawnień – wyjaśnia burmistrz Mikulski.
Szukając potwierdzenia
Zapytany o to, czy nie dziwi fakt, że w wyznaczonym dniu podpisania umowy na roboty wykonawca przyjeżdża ze „swoją” firmą saperską, która bez wykonywania badań orzeka możliwość obecności w ziemi niewypałów, burmistrz potwierdza. I dodaje, że nie będzie komentował tego faktu, ponieważ obecnie nie ma do tego podstaw. – Dobrze się stało, że zjawił się ten saper i taką informację nam przekazał. Potwierdziła ją nasza firma i to było bezpośrednią podstawą do unieważnienia przetargu – dodaje T. Mikulski.
Wątpliwości pozostają
Pierwszy etap inwestycji na tym samym terenie został zrealizowany; w trakcie prac nie natrafiono na jakiekolwiek ślady niebezpiecznych pozostałości z czasów wojen. Dlaczego ryzyko pojawia się teraz? W obszernym, liczącym 23 strony piśmie datowanym na 5 listopada firma saperska przedstawia ofertę współpracy w zakresie „rozpoznania i oczyszczenia saperskiego”, a następnie „nadzoru saperskiego nad realizowaną inwestycją”.
Kuriozum sytuacji polega na tym, że na podstawie domniemań przedstawiciela prywatnej firmy saperskiej – działającej prawdopodobnie w porozumieniu z przyszłym wykonawcą inwestycji – doszło do unieważnienia przetargu. Miasto straciło możliwość skorzystania z dotacji Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w wysokości 2 mln zł na prace. Realizację inwestycji odłożono na bliżej nieokreślony czas.
JAWA