Komentarze
Ściana dymu

Ściana dymu

Kilka dni temu na ulicy dorosły mężczyzna posłał za mną wiązankę bluzgów. Wczoraj sytuacja się powtórzyła. Jak się okazuje, podobne doświadczenia mają też inni księża, nie tylko w Siedlcach. Ktoś poprzecinał opony samochodów stojących na placu przy kościele w jednej z warszawskich parafii.

W sobotę w Przasnyszu na plebanię wtargnął uzbrojony mężczyzna. Księżom udało się go zabarykadować w kancelarii. Bandyta uciekł przez okno – policja sprawę zbagatelizowała, kwalifikując incydent jako „czyn chuligański”. O nienawiści w szkołach, na forach internetowych nie warto nawet wspominać – jej fala zdaje się już całkowicie przesłaniać rozum. I, niestety, niczym tsunami najprawdopodobniej będzie przybierać na sile. Czym się to skończy? Trudno dziś odpowiedzieć na pytanie – można sięgać jedynie po analogie, które miały miejsce w historii. A te są porażające.

Media w ostatnich tygodniach w szaleńczym amoku kodujące w ludziach przekaz pt. ksiądz=pedofil jakby nieco odpuściły. Zabrakło „paliwa”? Operowanie ogólnikami sprawiło, iż coraz więcej (myślących) ludzi zaczęło dostrzegać, że „coś jest nie tak” z medialnym przekazem, zauważać drugie dno wygenerowanej sytuacji. Obawiam się, że ów chwilowy rozejm nie wynika z analizy potencjalnych skutków fali nienawiści, która została wywołana. Raczej jest to badanie efektów dotychczasowej kampanii i szukanie nowej „amunicji”. Zapewne lada dzień temat zostanie odgrzany. Wszak zadanie skompromitowania Kościoła i jego nauczania moralnego nie zostało jeszcze zrealizowane. Obawiam się, że – wzorem np. Francji – czekają nas lata medialnej szarpaniny, tym intensywniejszej, im trudniej będzie środowiskom lewicowym forsować pomysły na „nowego człowieka”, skutecznie wpływać na ustawodawstwo.

Oprócz wielu wniosków, jakie dziś się nasuwają, niewątpliwie jeden jest kluczowy: nie możemy (mam na myśli całą wspólnotę ludzi wierzących) dać się zastraszyć, zamilknąć, poddać się bezwolnie oficjalnej propagandzie. Sytuacja, z jaką mamy do czynienia, nie jest niczym nowym. Już na murach rzymskich rysowano postać Jezusa z głową osła. Kościół od samego początku bardzo ostro potępiał pedofilię (czyli problem istnieje, niestety, od dawna!) – już synod w Elwirze na początku IV w. przyjął kanon mówiący, że „tym, którzy seksualnie wykorzystują chłopców, nie wolno udzielać komunii, nawet jeśli zbliżają się do śmierci”. To jedna z najsurowszych sankcji, jakie w ogóle istnieją w Kościele. Na przestrzeni wieków radził sobie z różnymi trudnymi sprawami, nie ma wątpliwości, że poradzi sobie i teraz – czego nie można powiedzieć o społeczeństwie, które w jakiejś części zauroczone wizją świata bez granic, także moralnych, zmierza ku przepaści.

Rzecz znamienna: próba jakiejkolwiek racjonalnej analizy, odwołanie do powszechnie znanych faktów generuje histerię, której skalę trudno porównać z czymkolwiek innym. Wystarczy w tym miejscu przypomnieć wrzawę, jaka wybuchła po słowach abp. Michalika wypowiedzianych niedawno we Wrocławiu, przypominających, że piętnując ewidentne nadużycia moralne, pokazując tragedię skrzywdzonych, zarazem nikt nie pyta o przyczyny wynaturzeń. „Żadna ze stacji telewizyjnych nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe” – mówił purpurat podczas uroczystości jubileuszowych kard. Gulbinowicza.

Studyjni eksperci od wszystkiego nie pozostawili na nim suchej nitki. Czy powiedział coś, co nie jest powszechnie znane i tak właśnie interpretowane przez myślących ludzi? Nie. Ale zabolało.

Przed nami ściana dymu. Nie wiadomo, co jest za nią, ale trzeba ją pokonać. Trzeba mieć nadzieję, że nie zabraknie nam – jako wspólnocie wiary – odwagi, aby wchodząc w nią, utrzymać dotychczasowy kierunek.

Ks. Paweł Siedlanowski