Komentarze
Sfeminizowane królestwo

Sfeminizowane królestwo

- Czy my mamy monarchię? - zapytała podchwytliwie koleżanka, miętosząc w ręku program rodzinnego festynu w jednej z podsiedleckich wsi.

– Przyznam szczerze, że nie jestem ostatnio na bieżąco z doniesieniami medialnymi, ale nie sądzę, żeby w międzyczasie zmienił nam się ustrój – stwierdziłam dobitnie. Jednak błądzące w nieznanym kierunku myśli koleżanki skłoniły mnie do tego, żeby kontynuować rozpoczęty wątek, czyli najzwyczajniej w świecie dopytać: – A skąd w ogóle przyszło ci to do głowy?

– No bo tu jest napisane, że wystąpi król… – machnęła mi przed oczami kolorowym plakatem, wcześniej niezbyt wnikliwie przez nią przestudiowanym.

– … ale disco – wskazałam palcem zdezorientowanej przyjaciółce na notę biograficzną artysty.

– I do tego jest myśliwym – kontynuowała swój wywód koleżanka, nie zwracając uwagi na moje racjonalne argumenty.

– Co takiego? – odburknęłam, dając do zrozumienia, że moje pokłady cierpliwości są już na wykończeniu. A powodem tego stanu rzeczy jest wyłączenie u koleżanki funkcji racjonalnego myślenia.

– No skoro łowy króla… to samo się nasuwa, że o myśliwego chodzi – koleżanka kontynuowała swój wywód, ujawniając przy tym, w jakim kierunku podąża tok jej rozumowania. – A to go łączy z naszą głową państwa. Przecież prezydent też jest zdeklarowanym myśliwym – stwierdziła, chcąc mnie, nomen omen, zbić z tropu.

– Ale z tego, co mi wiadomo, po wyborach zapewnił, że nie będzie zabijał zwierząt. A ten twój król zdaje się, że chce kogoś ustrzelić… – stwierdziłam, podpuszczając przyjaciółkę.

– Nie sądzę, żeby chciał skrzywdzić jakieś zwierzątko. Przecież on kocha przyrodę. Spójrz tylko na ten tytuł piosenki: „Lovelas” – koleżanka przekonywała mnie co do słuszności określonego przez nią profilu psychologicznego artysty.

– Ja mam sąsiada, który chyba też jest trochę „lovelas”, bo co rusz słyszę, jak ćwiczy wykonywanie myśliwskich pieśni – pozwoliłam sobie na dygresję, aby po chwili wrócić do głównego wątku: – To co w końcu ten król ma zamiar robić?

– No to chyba oczywiste… Szuka królowej – odpowiedziała bez namysłu przyjaciółka.

– Obawiam się, śledząc jego twórczość, że nie znajdujesz się już w preferowanym przez niego przedziale wiekowym – stwierdziłam nieco złośliwie. – A poza tym, nadal nie wiem, gdzie niby miałoby się znajdować to jego królestwo – przyznałam, domagając się od koleżanki konkretów.

– Jeśli o mnie chodzi, to wystarczyło chociażby takie najmniejsze na świecie, jak Księstwo Monako… – podzieliła się marzeniami przyjaciółka.

– A nie przeszkadzałoby ci, że byłoby ono sfeminizowane? I zamieszkiwane w większości przez nieletnie fanki – zwróciłam uwagę koleżance, wznosząc się przy tym na wyżyny abstrakcji. Te myśli zaprzątnęły moją głowę zaraz po tym, jak objęłam wzrokiem grupkę gromadzącą się przed sceną. Po chwili w bliskiej odległości ode mnie pojawił się pan w wieku na oko 70 lat. Kiedy tylko z głośników zaczęła płynąć muzyka, mężczyzna krzyknął: „Wojna!”, zatkał uszy i sobie poszedł.

– Co on powiedział? – zaciekawiła się przyjaciółka.

– Krzyknął, że jest wojna – powtórzyłam za jegomościem.

– A widzisz, czyli jednak jest w naszym kraju szansa na zmianę ustroju – nie kryła zadowolenia przyjaciółka.

Kinga Ochnio