Komentarze
Show must go on

Show must go on

Mylił się ten, kto uważał, że przedwyborcze emocje opadną dzień po ogłoszeniu przez PKW wyników wyborów.

Polacy zadecydowali, teraz - wedle deklaracji nowego marszałka rotacyjnego polskiego parlamentu - zwaśnieni dotąd politycy, a za nimi wszyscy Polacy powinni paść sobie w ramiona, ze szlochem wyznać winy i od tego momentu rozpocznie się czas powszechnej szczęśliwości. Nic bardziej błędnego. Próbek, jak będzie wyglądała nowa rzeczywistość, mamy bez liku, poczynając od (dochodzącego z lewej strony sali) szydzenia z prezydenta RP  podczas jego przemówienia inaugurującego pierwsze posiedzenie nowego sejmu po kontynuację filozofii „***** ***”, spajającej - póki co - nową parlamentarną wielokolorową koalicję.

Emocje osłabnąć nie mogą, ponieważ nie od dziś wiadomo, że gdy opadnie bitewny kurz i armie (czytaj: elektoraty) stracą swój impet, poddadzą się rozleniwiającej apatii, trudno będzie je ponownie zmobilizować. A przecież przed nami kolejne wybory: do samorządów lokalnych (kwiecień 2024 r.), po nich zaś do Parlamentu Europejskiego (9 czerwca 2024 r.).

Zatem „show must go on”. Możemy się spodziewać w najbliższych dniach powstania (żądnych zemsty) komisji i komisyjek, które będą perfidnie podtrzymywać temperaturę sporu, agresywnych wypowiedzi dotyczących „wycinania pisowskiego raka” czy ubezwłasnowolniania „pisowskiej hołoty” (cytaty z wypowiedzi polityków KO), straszenia, przejmowania mediów publicznych, by zmonopolizować przekaz  – z drugiej strony piętnowania „pełowskich zdrajców” i wzmacniania lęków. Będzie oranie przeciwników na maksa. Żeby tylko było, jak było.

Ot, nasza biedna, polska rzeczywistość.

„Show must go on” także w innych dziedzinach. „Niedoszły ksiądz opowiada o pobycie w seminarium: Alkohol i podwójne życie nie należą do rzadkości!” – krzyknął lokalny tygodnik kilka dni temu. Tekst (powstały w ramach projektu „Dziennikarze lokalni uczniom”) został napisany na podstawie relacji (?) eks-kleryka (?) opowiadającego z przejęciem o rzekomych bezeceństwach, jakich był świadkiem. Wszystko wedle sprawdzonej gdzie indziej matrycy: brak tożsamości, która mogłaby pomóc zweryfikować przedstawiane osądy, sprzeczności podważające wiarygodność (zaburzenia osobowości, syndrom DDA, konfliktowość, niestabilność emocjonalna, o czym bohater reportażu sam opowiada), ogólne oskarżenia, wielość relatywizujących „ale”, trudno ukrywana żądza odegrania się. Czyli nic nowego pod słońcem. Do tego fatalny styl tekstu i jego płytkość. Trudno nawet komentować. Tym bardziej, że obraz rzeczywistości jest diametralnie inny.

Trudno powiedzieć, jak długo takie historie będą się medialnie „sprzedawać”. Póki co, schodzą dobrze. A że krzywdzą innych? Wprowadzają rażący asymetryzm w ocenie całej grupy społecznej? Uruchamiają nienawiść? Nie szkodzi. O to chodzi przecież. Kto napisze o dobru, cichej pracy kapłanów, dziełach prowadzonych przez Kościół, owocach jego działań? Nikt. Bo to jest… nudne. Bo lud jest spragniony igrzysk i krwi.

Show ma swoje prawa.

Ks. Paweł Siedlanowski