Historia
Siostry ratujące Żydów

Siostry ratujące Żydów

W archiwum Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej zachowały się cenne wspomnienia jednej z zakonnic z Międzyrzeca Podlaskiego. Świadczą one o niezwykłej odwadze sióstr, które w celu ratowania Żydów ryzykowały życie.

Schronienie w prowadzonym przez siostry międzyrzeckim sierocińcu znalazła dziewczynka żydowskiego pochodzenia. Dobrze się uczyła i znała modlitwy katolickie, co chroniło ją od podejrzeń. Niemcy dowiedzieli się jednak, że siostry mogą ukrywać żydowskie dziecko…

Z pomocą burmistrza

Na rewizję przyjechali gestapowcy z Lublina. Wcześniej jednak poszli do burmistrza. Tak wspomina te wydarzenia s. Romualda Kuliberda: „Burmistrz o tym wszystkim wiedział, ale zaprzeczył kategorycznie, że to nieprawda. Oni jednak powiedzieli, że muszą przeprowadzić rewizję, a on ma z nimi iść. Powiedział: «bardzo dobrze, tymczasem zapraszam was na dobrą kolację, bo jesteście zmęczeni, a rewizja nam nie ucieknie». Oni przyjęli to zaproszenie z radością, a burmistrz przysłał do nas pewnego człowieka, aby tę Żydóweczkę gdzieś schować i popalić, jeśli mamy, jakieś zakazane pisma, a myśmy miały kartki niemieckie na przydział, które nam burmistrz dostarczył. Wszystko żeśmy popaliły, a tę biedną Żydóweczkę ciepło ubrały i schowały pod dzwonnicę kościoła. To był duży schowek. Dałyśmy jej kołdrę i koc, bo noce były zimne. To biedactwo klęczało i całą noc się modliło. Tymczasem nasz poczciwy burmistrz upił prawie do nieprzytomności gestapowców. Miał już przygotowany blankiet o rewizji u nas, że nikogo tam nie znaleziono, że to był fałszywy donos. Gestapowcy w dobrych humorach podpisali ten blankiet, bo burmistrz im zaręczył, że kontroluje nasz sierociniec i tam nie ma żadnej Żydówki, po co mają się fatygować po nocy zmęczeni, on już im zamówił pokoje w hotelu, a do sierocińca jest przeszło 2 km. Oni zadowoleni prędko poszli spać, a rano burmistrz przekazał nam informację, że gestapowcy już wyjechali, że można Żydóweczkę zabrać do domu. To biedactwo ledwo było żywe, całą noc oka nie zmrużyła, ale myśmy też nie spały, tylko się modliły i wyglądały, kiedy ta horda przyjdzie do nas na rewizję”.

Ratować, ale jak?

Chęć pomocy Żydom wiązała się też ze współpracą sióstr z AK. Otóż S. Romualda poprosiła burmistrza o pracowników do ogrodu. Ten zaś przysłał dwóch Żydów, którzy mieli fabryki w Żyrardowie. Siostry przyjęły ich życzliwie i z szacunkiem; oni zaś po sumiennym wykonaniu prac wrócili do getta. Jednak w niedługim czasie stała się rzecz niespodziewana. Zakonnica pisała: „Słyszymy, że Żydów wywożą Niemcy do Treblinki, do obozu. Aż jednego dnia nad ranem ktoś do nas zadzwonił. Otwieram drzwi, patrzę przerażona, a to tych dwóch Żydów, którzy u nas pracowali. Wyglądali jak szkielety, pobici, cali w sińcach, błagają, że umierają z głodu. Niemcy ich wieźli do Treblinki, oni koło naszego ogrodu powyskakiwali z wagonu w nocy (…). Zatoczyli się do rowu i przekradli się do stodoły, zagrzebali się w słomę. Synek zwichnął nogę, puchnie coraz bardziej. Błagają, aby ich uratować. Ja mówię: «Ratować, ale jak? Naokoło pełno Niemców, bo przecież tu jest główny szlak». Oni dalej składają ręce i błagają o ratunek. Powiedziałam, żeby prędko przekradli się do tej stodoły dopóki ciemno, my ugotujemy jedzenie i lekarstwo też przygotuję na nogę. Nagotowałyśmy na mleku grysiku, chleba dwa bochenki i flaszkę z wodą borową, bandaże i watę. Nóżkę dobrze naprawiłam, dałam kompres i zabandażowałam (…). Naprzeciw nas mieszkał magazynier. Wiedziałam, że często wyjeżdża, bo miał wozy i konie pod swoją opieką, a nawet podejrzewałam, że wywozi do lasu Żydów. A w tym lesie było pełno akowców, którzy Niemcom różne sprawiali przeszkody. Poszłam do tego magazyniera z prośbą, aby wywiózł tych Żydów do lasu i oddał ich w ręce akowców pod opiekę. Były akurat wtedy sianokosy, więc Żydówkom dało się chustki na głowę i kaftany, do rąk grabie, a Żydom kosy, drabiniasty wóz z siedzeniami ze słomą i tak przed oczyma Niemców wywiózł ich aż do lasu, tam oddał akowcom. Drżałam cała, stale stałam w oknie kaplicznym, modliłam się, jak przejeżdżali koło Niemców, i szczęśliwie przejechali, pokiwałam im tylko ręką”.

Kto o nich pamięta?

Podobna sytuacja jak w Międzyrzecu była w innych domach zakonnych. Badania naukowe wykazały, iż niemalże wszystkie zgromadzenia w Polsce były w mniejszym lub większym stopniu zaangażowane w pomoc ludności żydowskiej. Istnieje lista 441 klasztorów, gdzie pomagano Żydom. Jeśli przyjmiemy średnio, że w jednym klasztorze było 10 osób, to 4410 sióstr zakonnych czy zakonników ratowało Żydów, a niektórzy za tę pomoc oddali życie. Kto o nich dziś pamięta? Czy znamy przykłady bohaterskiej pomocy ludziom w czasie II wojny światowej w naszej miejscowości?

KS. PAWEŁ RYTEL-ANDRIANIK


 Kto by wiedział o pomocy udzielanej ludności żydowskiej, jest proszony o kontakt telefoniczny pod nr. tel. 609-498-523.

Świadectwa pomocy Żydom na Podlasiu i Mazowszu są udokumentowane w książce E. Kopówki i ks. P. Rytel-Andrianika pt. „Dam im imię na wieki (Iz 56,5). Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów”, Treblinka-Oxford 2011. Książka jest do pobrania gratis ze strony www.polacyizydzi.pl. Na końcu publikacji zamieszczone są indeksy umożliwiające pozyskanie informacji na temat interesujących nas osób czy informacji.