Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Sklejony niby świat

Nie od dzisiaj wiadomo, że podstawą sprawnego i dobrego poruszania się w świecie jest posiadanie przynajmniej podstawowych informacji, których prawdziwość zapewnia niepogubienie się w rzeczywistości. Nie jesteśmy bowiem w stanie dotrzeć do całej wiedzy o świecie samodzielnie, chociażby tylko z powodu ograniczoności naszego poruszania się oraz możliwości percepcyjnych.

Dlatego od posiadanej rzetelnej wiedzy zależy zarówno nasze szczęście, jak i innych z nami żyjących. Refleksja ta przyszła mi do głowy, gdy na jednym z portali społecznościowych przeczytałem wpis znanej polskiej pisarki na temat jakiegoś wydarzenia w Indiach związanego ze zgromadzeniem założonym przez św. matkę Teresę z Kalkuty. Początkowo dość sensacyjny tekst, zawierający oskarżenia o handel dziećmi, przerodził się w sążnistą tyradę przeciwko Kościołowi jako takiemu. W tym działaniu pisarka była wspierana przez znaczną liczbę osób wylewających hektolitry pomyj na wspólnotę wierzących, jak i samych wyznawców Jezusa.

Pośród tego pandemonium nieśmiało przebijały się jak refren głosy jednego czy dwóch uczestników dyskusji, które prosiły o elementarną rzecz – podanie źródła tej informacji. I okazało się, że z tym jest problem.

 

Gazeta matką twoją jest

Polska pisarka, dzisiaj już raczej dość sędziwa wiekiem, której jedną ze złotych myśli jest chociażby stwierdzenie: „W dwa tysiące pierwszym roku wydarzyły się dwie katastrofy. Pierwsza to atak na Word Trade Center, w której zginęło wielu ludzi, a druga to powstanie nowej partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwości”, odnalazła gdzieś w sieci informację o podjęciu przez indyjskie władze działań przeciwko Misjonarzom Miłosierdzia, który mieli handlować dziećmi – indyjskimi sierotami. Normalny człowiek po przeczytaniu tejże informacji zadałby kilka zasadniczych pytań. Po pierwsze: czy chodziło o handel dziećmi w ramach jakiejś siatki pedofilskiej, czy też po prostu o poszukiwanie rodzin adopcyjnych dla sierot? Po drugie: czy działania władz indyjskich miały charakter czysto profesjonalny związany z tropieniem przestępstwa, czy też były podyktowane coraz silniejszą presją stronnictw hinduistycznych, które za wszelką cenę chcą pozbyć się chrześcijan z terenów przez nich uznawanych za im przynależne? Po trzecie: na ile wiarygodny w tej kwestii jest publikator przekazujący tę informację? To po prostu podstawówka sprawdzania informacji. Tymczasem nic takiego w wykonaniu „gwiazdy polskiej literatury” nie nastąpiło. Łyknęła informację i przekazała ją dalej. Oczywiście natychmiast powstaje pytanie, czemu tak postąpiła? Odpowiedź zapewne znajduje się w gronie jej fanów i znajomych na owym portalu, wśród których dominują ludzie związani z Czarnymi Marszami oraz Komitetem Obrony Demokracji. Opcja polityczna jest aż nadto widoczna, więc nie dziwi fakt, że powiela się każdą informację w treści sprzyjającą poglądom ludzi, dla których dewastacja zabytkowego warszawskiego kościoła czy walenie na odlew w twarz obrońcę życia na krakowskim rynku w imię ideologii nic nie znaczy, a którzy pochylą się z głębokim i nieutulonym żalem nad rozjechanym żuczkiem czy wygłodniałym białowieskim kornikiem.

 

Równiutką czcionką

Nie w sposobie postrzegania świata przez literatkę jednak tkwi clou zaprezentowanego w powielanej informacji problemu. Otóż na zadane pytanie przez nielicznych o źródło informacji zaprezentowano trzy warianty odpowiedzi, w rozlicznych modyfikacjach. Po pierwsze padało jak mantra stwierdzenie: przecież o tym wszyscy wiedzą. Po drugie: jeden znajomy mojego znajomego powiedział, że czytał kiedyś jakieś opracowanie na ten temat, ale tytułu nie pamięta. I jako ostateczny cios w serce przeciwnika padały tyrady o wstecznictwie, okrucieństwie i sadystyczno-morderczych zapędach Kościoła. A przecież wystarczyłoby po prostu podać link do jakiejś tam strony lub też namiary na telewizyjną czy gazetową redakcję. Zastanawiające jest właśnie takie podejście. Wyraża ono tylko jedno: ta część świata jest w stanie uwierzyć we wszystko – co tylko potwierdza moje ideologiczne zacietrzewienie – bez konieczności sprawdzania prawdziwości danego doniesienia. A kto jest przeciw, tego należy rozjechać walcem wulgaryzmów i zgnieść kafarem epitetów. Problem jednak nie w samym wykorzystaniu informacji niepotwierdzonej, mało wiarygodnej czy też po prostu wyssanej z palca. To jest problem całego dzisiejszego społeczeństwa. Uwiązane na łańcuchu informacyjnej papki uwierzy we wszystko, co podsuną tacy czy inni guru medialni, byle tylko odpowiadało to… No właśnie, czemu? Jeśli odrzuci się logikę, pozostaną tylko emocjonalnie uwarunkowane żądze. Internetowa rzeczywistość, choć w zamiarze miała przybliżać ludzi do siebie i do prawdy, dzisiaj stanowi element ideologicznych wojen i tworzenia świata alternatywnego wobec tego, który jest rzeczywiście. Doskonale widać to we wpisach i komentarzach pod postem polskiej pisarki.

 

Zapłacisz każdą z cen?

Problem leży w naszej łatwowierności. Niestety, również i Kościół nie omija tej rafy współczesnego świata. Nie idzie jednak tylko o samą obecność elementów wiary w internecie. Dla niejednego kaznodziei poznany w wirtualnym świecie film lub wiadomość stanowi doskonałe wyjście i spuentowanie homilii. Nie zauważyliśmy jak szybko to, co nierzeczywiste, stało się dla nas UZASADNIENIEM tego, co rzeczywiste. Nie rozwija to jednak tego, co najbardziej ludzkie – myślenia. W jednym z filmików w sieci sprzedawca mówi ojcu kilkuletniego dziecka, że po zakupiony dla potomka tablet ma zgłosić się za kilkanaście lat. To tylko obrazek, też wyreżyserowany. Ale może warto się nad nim zastanowić. W realu po prostu ideologia nie jest w stanie się zakorzenić, a człowiek może się normalnie rozwinąć

Ks. Jacek Świątek