Rozmaitości
Źródło: PZP
Źródło: PZP

Skoro coś szkodzi pszczołom, szkodzi i nam

Dzisiaj prowadzenie gospodarstwa bez stosowania chemii jest trudne, ale my nie domagamy się, by zaprzestano stosowania chemii całkowicie - mówi Piotr Krawczyk, wiceprezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego.

Rozumiemy, że nierealne są marzenia o powrocie do upraw tradycyjnych, takich, jakie prowadzono w XIX czy XVIIII w. Domagamy się tylko tego, żeby przestrzegano przepisów, które zabezpieczają pożyteczne owady zapylające przed środkami ochrony roślin. Chodzi głównie o to, by zabiegi agrotechniczne związane z opryskami stosować wieczorem i nocą oraz wtedy, kiedy jest to konieczne. To jest do zrealizowania i naprawdę powoli się zmienia. Przybywa rolników, którzy to rozumieją i respektują prawo. Dysponują bardzo dobrym sprzętem, jadą nocą na swoje pola oświetlonym ciągnikiem, prowadzeni przez GPS. Przy okazji - korzysta całe środowisko i człowiek, ponieważ przy wietrznej pogodzie środki ochrony roślin mogą przedostawać się na odległość kilkuset metrów i zatruwać wszystkich wokół.

Państwa członkowskie Unii Europejskiej przyjęły rezolucję o zakazie stosowania neonikotynoidów w rolnictwie. Zanim powiemy o znaczeniu tej decyzji dla przyszłości pszczelarstwa, proszę o wyjaśnienie, co kryje się pod nazwą „neonikotynoidy”.

Jest to grupa związków chemicznych stosowanych w rolnictwie w środkach ochrony roślin do walki ze szkodnikami, najczęściej w formie zaprawy nasiennej. Pestycydy te działają systemicznie, tzn. rozchodzą się wraz z sokami po całym organizmie rośliny. W ten sposób oddziaływują na żerujące na niej szkodniki. Niestety – trafiają też do nektaru, który zbierają pszczoły. W następstwie dochodzi do uszkodzenia układu nerwowego pszczół, co sprawia, że tracą między innymi zdolność orientacji w ternie, zapamiętywania miejsca i komunikacji z rodziną.

Problem z neonikotynoidami jest jednak znacznie szerszy. Nie chodzi tylko o roślinę i jej otoczenie. Pozostałości po środkach ochrony roślin, którymi zaprawiane były nasiona, utrzymują się w glebie przez długi okres, nawet do trzech lat, przedostają się do wód gruntowych, zabijają też ryby… Następstwa są więc różnorodne, długotrwałe i bardzo szkodliwe dla środowiska. Prawda jest taka, że zaledwie 15-20% środka aktywnego pokrywającego nasiona zostaje wykorzystane przez roślinę. Reszta – wypłukiwana jest do gruntu i przedostaje się do środowiska. Gdyby roślina była w stanie wykorzystać neonikotynoidy zawarte w zaprawie w większym stopniu, nie stanowiłyby one takiego zagrożenia.

Dzięki staraniom różnych środowisk, jak Greenpeace czy Polski Związek Pszczelarski, od 2013 r. obowiązuje zakaz stosowania neonikotynoidów w uprawach roślin. Związki te zostały dokładnie przebadane pod kątem szkodliwości dla środowiska. Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) dobitnie potwierdził: neonikotynoidy (imidakloprid, klotianidyna i tiametoksam) są szkodliwe dla zdrowia owadów, w tym dla pszczoły miodnej, a przez to są także szkodliwe dla człowieka.

 

Neonikotynoidy nie zostaną jednak całkowicie wykluczone z użycia.

Dopuszczone jest stosowanie nasion zaprawionych tą substancją w uprawach zamkniętych, tj. szklarniach i tunelach foliowych.

 

Czy pszczelarzy satysfakcjonuje to rozwiązanie?

Wynik jest satysfakcjonujący, bo kończy szereg dyskusji. To prawo będzie obowiązywać w całej Unii. Zaskoczeni jesteśmy natomiast stanowiskiem przedstawionym dzień wcześniej przez ministerstwo rolnictwa. 16 państw głosowało za rezolucją, wstrzymało się do głosu osiem państw, w tym Polska, cztery były przeciw. Przez ostatnie lata polski rząd – zarówno poprzednia, ja i obecna ekipa – zgodny był co do tego, że uzasadniony jest zakaz stosowania neonikotynoidów na wszystkich roślinach. W środę stanowisko polskiego rządu nieoczekiwanie się zmieniło. W oficjalnie wydanym stanowisku resort rolnictwa stwierdza, że – owszem – popiera zakaz, ale oprócz upraw zamkniętych i upraw buraka cukrowego. Burak cukrowy nie jest rośliną nektarodajną, Nie kwitnie, oprócz upraw prowadzonych w kierunku uzyskania nasion. Oczywiście wychodząc z tego założenia, że z plantacji buraka owady nie biorą pożytku, skład zaprawy do nasion nie powinien nikomu przeszkadzać. Jednak fakt, że neonikotynoidy rozkładają się w środowisku bardzo długo, że wypłukiwane są do wód gruntowych, że nektar roślin miododajnych posianych na polu po uprawie buraka nadal jest trujący dla owadów, bo zawiera metabolity neonikotynoidów, zmienia postać rzeczy.

 

Na jakich posunięciach, jeśli chodzi o środki ochrony roślin, pszczelarzom zależy teraz najbardziej?

Chcielibyśmy, by podobne ograniczenie zastosowano do glifosatu. Ten związek chemiczny wchodzi w skład różnego rodzaju herbicydów, m.in. chwastobójczego preparatu roundap, który wszyscy dobrze znamy. Substancja aktywna glifosat pojawia pod różnymi nazwami. Stosowana jest w rolnictwie także do dosuszania upraw na naszych polach. Oprysk zapewnia równomierne dojrzewanie roślin, zwłaszcza gdy lato jest mokre. Dawniej grykę czy pszenicę kosiło się i pozostawiało na polu powiązaną w snopki, aż doschnie. Dzisiaj, żeby usprawnić i przyspieszyć zbiór przy pomocy kombajnów, stosuje sie glifosat. Jest jednak małe „ale”. Jeśli oprysk robiony jest wtedy, gdy w pszenicy są kwitnące rośliny, np. chabry, ginie cała rzesza pożytecznych owadów zapylających, a więc i pszczół. Nie pozostaje to też bez szkody dla organizmu człowieka. Zbyt powszechne stosowanie glifosatu powoduje, że odkłada się on również w organizmie ludzkim. Pszczoła reaguje szybciej – ginie, natomiast większy organizm będzie ten środek kumulował, a jego działanie odkłada się w czasie.

 

Jakie jest obecnie stanowisko Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności w sprawie glifosatu?

EFSA także w tym przypadku nie ma wątpliwości, że to substancja wysoce szkodliwa. Ze względu jednak na powszechność jej użycia, przedłużono możliwość jego stosowania o kolejne pięć lat. Jest to kolejna rzecz, której trzeba się przyjrzeć.

 

Dlaczego pszczelarze są w forpocztach, które alarmują o niekorzystnym wpływie różnego rodzaju związków chemicznych na środowisko?

Ponieważ jako pierwsi widzimy ich skutki. Pszczoły są bioindykatorem środowiska. Giną natychmiast, informując nas, że coś jest nie tak. Tak jest w przypadku neonikotynoidów, glifosatu i w przypadku wszystkich innych substancji, które oględnie nazywamy środkami ochrony roślin. My nie domagamy się tylko i wyłącznie ochrony pszczół, tylko zwracamy uwagę na to, że skoro coś szkodzi pszczołom, może także szkodzić człowiekowi.

 

Czy środowisko polskich pszczelarzy jest na tyle silne, żeby wpływać na ustawodawcę, a jego głosu słuchali także rolnicy?

Jest może nie tyle silne, co bardzo uparte. Nie boimy się zabierać głosu, ani nazywać rzeczy po imieniu. Być może w pewnych względach nawet narażamy się rolnikom. Dzisiaj prowadzenie gospodarstwa bez stosowania chemii jest trudne, ale my nie domagamy się, by zaprzestano stosowania chemii całkowicie. Rozumiemy, że nierealne są marzenia o powrocie do upraw tradycyjnych, takich, jakie prowadzono w XIX czy XVIIII w. Domagamy się tylko tego, żeby przestrzegano przepisów, które zabezpieczają pożyteczne owady zapylające przed środkami ochrony roślin. Chodzi głównie o to, by zabiegi agrotechniczne związane z opryskami stosować wieczorem i nocą oraz wtedy, kiedy jest to konieczne. To jest do zrealizowania i naprawdę powoli się zmienia. Przybywa rolników, którzy to rozumieją i respektują prawo. Dysponują bardzo dobrym sprzętem, jadą nocą na swoje pola oświetlonym ciągnikiem, prowadzeni przez GPS. Przy okazji – korzysta całe środowisko i człowiek, ponieważ przy wietrznej pogodzie środki ochrony roślin mogą przedostawać się na odległość kilkuset metrów i zatruwać wszystkich wokół.

Od ponad 30 lat obowiązuje zakaz stosowania DDT – środka owadobójczego, stosowanego powszechnie przeciwko szkodnikom upraw, a jednak ślady tej silnej trucizny wykrywane są w glebie czy w roślinach nawet dzisiaj. Dla porównania: przyjmijmy skalę toksyczności DDT na poziomie 1, to neonikotynoidy jak imidakloprid – są 7 tys. razy mocniejsze. Fakt, że na hektar stosuje się coraz mniejsze dawki tego środka, powoduje, że łatwo jest przekroczyć normę. Przykładowo – jeśli zalecana dawka preparatu na dany areał wynosi 100 mililitrów, a rolnik przez przypadek wleje o 50 więcej, niby niewiele, jednak toksyczność tego oprysku wzrośnie o 50%. Podstawową sprawą jest świadomość szkodliwości tych środków, przestrzeganie zaleceń producenta odnośnie ich dawkowania, jak też korzystanie z atestowanych, specjalistycznych urządzeń, maszyn. Przy przedawkowaniu tych preparatów, np. z powodu niesprawnego opryskiwacza, te substancje pozostają w roślinie, w glebie, przedostają się do wód gruntowych. Przybywa odpowiedzialnych rolników, którzy biorą udział w kursach i stosują tę wiedzę. Mimo wszystko nie brakuje też przypadków niefrasobliwości, bezmyślności. Trzeba eliminować takie zachowania i edukować, bo przecież każdemu nas zależy na tym, żeby zdrowo się odżywiać i żyć bezpiecznie.

 

Dziękuję za rozmowę.

LA