Kultura
Źródło: MGCK Ryki
Źródło: MGCK Ryki

Sławią piękno polskiej kultury

Ich występy nikogo nie pozostawiają obojętnym - na twarzach widzów niezmiennie wywołują podziw i łzy. Dziecięcy Zespół Tańca Ludowego „Ryki” świętował złote gody.

Taki jubileusz to wielki sukces dwóch pokoleń uczniów i nauczycieli. Z początkowo małej grupki młodzieży powstała organizacja licząca ponad 150 artystów. Obecnie to wyjątkowy w skali kraju zespół, który posiada własną kapelę oraz cztery sekcje taneczne i jedną wokalną. Doprowadzili do tego założyciel Jan Rogala, byli choreografowie, obecna kierownik Małgorzata Franczak i wielu dobroczyńców. Dzięki nim zespół święci triumfy nie tylko w kraju, ale i zagranicą.

Główne uroczystości odbyły się na sali Publicznej Szkoły Podstawowej nr 1. To dla tancerzy miejsce szczególne, bo placówka od samego początku jest ich domem i zapleczem. Z okazji jubileuszu na obchody zjechali wszyscy obecni i byli członkowie zespołu. Prezentujące się na scenie grupy kilku- i kilkunastoletnich artystów spotykały się z gorącym przyjęciem publiczności. Dobrą formę potwierdzili również oldboje, czyli najstarsi członkowie zespołu, którzy pamiętają jego początki. W tle tancerzom nieustannie towarzyszyła muzyka w wykonaniu ryckiej kapeli.

Zasadnicza część występów miała charakter widowiska weselnego. Na scenie była obecna para młoda, a tancerze wcielali się w rolę weselników. Pomysł takiego poprowadzenia imprezy powstał z inicjatywy M. Franczak. Twórcą melodii i słów do kujawiaka i oberka był lokalny kompozytor Jerzy Wiencek, zaś opracowanie muzyczne stworzył kierownik kapeli Rykowiacy – Krzysztof Piątek.

 

Międzynarodowa skala

Podczas świętowania nie zabrakło przyjaciół DZTL. Jednym z nich był zespół Białe Skrzydła z Mołodeczna na Białorusi. Zażyła więź między zespołami istnieje już od kilku lat. Z okazji złotych godów goście złożyli jubilatom życzenia i częstowali białoruskim chlebem. Do słów uprzejmości przyłączył się również burmistrz Jarosław Żaczek, wicemarszałek województwa lubelskiego Grzegorz Kapusta oraz przebywający z wizytą w Rykach marszałek sejmu Marek Kuchciński. Bukiety kwiatów i upominki powędrowały do rąk założyciela DZTL J. Rogali i obecnej kierownik. Takie reakcje władz nie mogą dziwić, bo zespół jest powodem do dumy nie tylko dla miasta. – To wizytówka szkoły, gminy i powiatu. Od wielu lat jesteśmy członkiem międzynarodowej organizacji CIOFF, dzięki czemu możemy reprezentować Polskę na festiwalach międzynarodowych. W tej chwili w zajęciach tanecznych bierze udział aż jedna trzecia wszystkich naszych uczniów – zaznacza dyrektor PSP nr 1 Tomasz Bany.

 

Litry potu i zmęczenie

Zwieńczeniem obchodów 50-lecia był koncert w miejskim parku. Na scenie oprócz jubilatów wystąpili goście specjalni. Bezpośrednio po gospodarzach zaprezentował się Zespół Tańca Ludowego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie – wieloletni patron ryckich tancerzy. Duże brawa zebrał Zespół Folklorystyczny „Roztocze”, ale serca publiczności ostatecznie podbili Białorusini. Cygańskie tańce i pełne patriotyzmu pieśni oczarowały widzów, którzy nagrodzili Białe Skrzydła owacjami na stojąco.

Duży szacunek należy się także uczestnikom DZTL „Ryki”. Przez ponad rok pod okiem M. Franczak młodzi artyści przygotowywali się do jubileuszu. – Najtrudniejsze były ostatnie dwa tygodnie. Dzieci codziennie poświęcały na ćwiczenia po dwie lub trzy godziny. Najstarsze grupy kończyły zajęcia nawet po 21.00. Wszystko było okupione litrami potu i zmęczeniem, bo czasem coś się nie udawało i trzeba było zaczynać od początku – przyznaje kierownik zespołu.

 

Taniec, miłość i wesele

Pół wieku DZTL to także wiele niezapomnianych zdarzeń. Pod tym względem wyjątkową historią mogą pochwalić się Aleksandra Królikiewicz i Krzysztof Pośpiech. – Podczas koncertu z okazji 40 rocznicy DZTL w czasie tańca Oli rozwiązał się kierpiec. Nie da się go szybko zapiąć, więc postanowiła go zrzucić. Odrzucając but niefortunnie uderzyła w skrzypka, któremu wypadł z ręki smyczek – wspomina kierownik zespołu. Tak zaczęła się ich znajomość, która w przyszłym roku zostanie zwieńczona ślubem.

Zdarzył się też przypadek, że zespół wystąpił na weselu w… Ankarze. Ten epizod dobrze zapamiętał założyciel DZTL. – Na festiwalu w Turcji nasz opiekun – pan Aydin zwierzył mi się, że chce wyjść za Polkę, ale nie zgadzają się na to jej rodzice. Powiedziałem mu, że jak dojdzie do ślubu, zagramy na ich weselu – opowiada J. Rogala. Tak też się stało. Do Turcji pojechało 40 tancerzy. Panna młoda rozpłakała się, bo była tylko z matką chrzestną, a pan młody oniemiał. „Takiego wesela tu jeszcze nie było” – mówił.

 

Radości i wzruszenie

Podobne emocje towarzyszą młodzieży niemal na każdym występie. Czasem budzą uśmiech, a innym razem napełniają wzruszeniem. Te pierwsze to zabawne sytuacje, które zawsze się zdarzają podczas koncertów granych na żywo. – Nie da się wtedy uniknąć odpadających guzików albo spadających butów – zauważa M. Franczak. Na szczęście dzieci dają sobie z tym radę. Szybko schodzą ze sceny, naprawiają co trzeba i wracają.

Z drugiej strony są momenty, gdy na ich twarzy maluje się wzruszenie. Takie emocje pojawiają się zwłaszcza podczas występów na Wschodzie. – W ubiegłym roku graliśmy koncert w Domu Polskim w Borysowie na Białorusi. Nasz zespół spotkał się tam z białoruskimi rówieśnikami. Ich wschodni przyjaciele w większości mówili po polsku, ale z typowym akcentem. Niektórzy nie rozumieli nic i tylko słuchali, a na ich twarzach pojawiały się łzy. Tak samo reagowali widzowie, gdy zobaczyli polskie stroje, tańce i piosenki – wspomina kierownik zespołu.


ROZMOWA

Na wariackich zachciankach

 

Jan Rogala – założyciel DZTL „Ryki”

 

Jak powstał zespół?

Zostałem zatrudniony w podstawówce w Rykach jako nauczyciel plastyki. Ponieważ wcześniej tańczyłem w zespole UMCS, na nowym miejscu czegoś mi brakowało. Zaproponowałem ówczesnej pani dyrektor, że założę zespół pieśni i tańca. Gdy jej mąż, który grał na skrzypcach, usłyszał o moim pomyśle, powiedział: „Dobrze, kolego, róbcie”. I tak to się zaczęło.

 

Ale początki nie były łatwe…

Brakowało wszystkiego, nawet butów. Trzeba było występować w gumowcach. A pierwsze stroje uszyły nam ryckie zakłady krawieckie. Ja i żona też się zaangażowaliśmy i sami uszyliśmy stroje krakowskie, które do dziś są w zespole. W tym celu nauczyłem się haftować. Inne kostiumy zamawialiśmy w profesjonalnych pracowniach.

 

A co z instrumentami?

Trzeba było je załatwiać. W tym celu pojechałem do Centrali Sprzętu Muzycznego. Pani w ministerstwie roześmiała się: „To w gminnej szkole trzeba grać na koncertowych instrumentach?”. Mimo wszystko złożyłem zamówienie. Po trzech miesiącach pojechałem do Lublina po odbiór. Ludzie zazdrościli nam takiego sprzętu.

 

Odtąd zaczęły się sukcesy i wyjazdy za granicę?

W nagrodę za zdobycie trzy razy z rzędu pierwszego miejsca w województwie lubelskim pojechaliśmy do Syrii. Dzisiaj w tym miejscu trwa wojna. Byliśmy jedynym zespołem, który trzy razy dziennie występował na scenie. Później cztery razy wyjechaliśmy do Turcji. Byliśmy też na Węgrzech i Ukrainie.

 

Patrząc z perspektywy czasu, decyzja o założeniu zespołu była trafna?

Gdyby była taka potrzeba i gdyby cały pomysł nie opierał się na wariackich zachciankach – nie zastanawiałbym się wcale. Taniec, kultura ludowa i tradycja są najlepszym sposobem wychowania młodzieży. Jak się w nich to zaszczepi – znikają problemy wychowawcze i dzieci lepiej się uczą.

Tomasz Kępka