Komentarze
Śmieszna teoria

Śmieszna teoria

Generalnie wychodzimy z założenia, że śmiech to zdrowie. No bo jak nie, jak tak? Mamy nawet na potwierdzenie tej tezy całkiem popularne porzekadło. Często jednak okazuje się, że śmiech może być również kwestią względną. W myśl innego porzekadła zresztą…

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – tak też często
mawiamy. Przywołany na samym początku śmiech w to powiedzenie
również wkomponować się potrafi. Bo przecież śmiechu rodzajów
jest jakoś tak śmiesznie dużo. Śmiech może być radosny,
szyderczy, naturalny, sztuczny, kpiący, drwiący, wymuszony,
zdrowy i… – wyobraźnia z pewnością podpowie kontynuację listy.
Doświadczenia każdego dnia pozwalają nam całkiem samodzielnie
klasyfikować, rozpoznawać i oceniać śmiech, który usłyszymy obok.
I również przeżywać, bo śmiech innych może być przecież źródłem
smutku. I tu trzeba dodać: niestety…Ludzie są różni. To takie oczywiste. Mijamy przecież każdego dnia setki osób, które wyglądają i zachowują się inaczej od nas. Mają do tego pełne prawo, a czasem nie mają innego wyjścia, bo nie sami zdecydowali o swojej inności, także w wyglądzie. Bywa, że ta „inność” jest skutkiem wypadku, choroby, a nie wyboru.

Będę bardzo ostrożny w słowach, bo takie mamy czasy, że pewnych rzeczy wprost mówić nie należy, chociaż taka właśnie mowa wydaje się być najczytelniejsza i najbardziej zrozumiała. A jednak… Napiszę więc tak: jest sobie człowiek i ten człowiek czuje, że jest kobietą wbrew wszystkim rozpoznawalnym znakom. Lepiej chyba i bezpieczniej uniknąć deklaracji, czy taki stan rozumiemy. Obserwacja każe przypuszczać, że jeżeli akurat nie rozumiemy, to jesteśmy mocno zacofani, mało nowocześni i generalnie należymy do gatunku raczej na zagładę skazanego. Możemy usłyszeć koronny argument, że Kopernika też nie wszyscy i nie od razu zrozumieli. Możemy wprawdzie wyprowadzić kontrę, że jeśli ktoś uważa się za Napoleona Bonaparte, to trafia na ogół do specjalisty określonych nauk medycznych, ale nasza kontra zostanie zapewne sklasyfikowana jako przejaw homofobii, mowy nienawiści i ostateczny dowód zacofania całkowitego. Zostawmy więc to na razie i wróćmy do człowieka, który czuje to, co już napisane zostało…

Za tym napisanym „czuciem” idą określone zmiany: garderoba, plastyka ciała, mimika, gesty… Nasz człowiek wytrwale próbuje stać się kobietą, chociaż nadal nią nie jest. W oczach wielu najzwyczajniej w świecie udaje i ucieka od swojej naturalności. Reakcje mogą być rozmaite, a jedną z nich może być również śmiech. Na pewno nie ten radosny, zdrowy, życzliwy, ale niekoniecznie od razu nienawistny i szyderczy. Szczególnie, gdy śmieje się dziecko, które połowa telewizyjnych arcydzieł uczy, że taka reakcja jest całkiem normalna. A jak reaguje na ten śmiech dorosły człowiek, który – być może całkiem słusznie – poczuł się dotknięty reakcją na swoją inność wynikającą z całkiem świadomego i zamierzonego działania? Otóż ten dorosły człowiek wybucha wulgarną agresją, obrzuca dziecko stekiem wyzwisk, a na koniec oblewa je kawą. Całość zdarzenia nagrywa i zamieszcza w sieci, jako dowód swojego – z jednej strony – męczeństwa, a z drugiej – w swoim zapewne mniemaniu -bohaterstwa. No i rodzi się debata, bo jest temat. W dodatku prawie tak atrakcyjny, jak nowiny o tym, że jakaś tam aktorka, wybierając się na spacer po czerwonym dywanie, całkiem przypadkiem zapomniała przyodziać pewnej części garderoby i – całkiem przypadkiem  oczywiście – nie była to skarpetka…

Gdyby to dziecko śmiało się z babci pogrążonej w modlitwie przy krzyżu, albo chociaż z jakiegoś kapłana czy polityka określonej opcji… Wtedy dla wielu byłoby to zapewne światłe, bohaterskie i nawet nowoczesne, a tak… udowodniło tylko teorię względności śmiechu.

Janusz Eleryk