Śnieżna kula
Skanalizowały się w weekend po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w stopniu wprost proporcjonalnym do ich intensywności, przyjmując formę wulgarnych wyzwisk i lania na odlew kogo popadnie. Wyglądało to, jakby ktoś granat wrzucił do szamba... Lewactwo zawyło. Ale nie tylko. Okazało się bowiem, że wielu tzw. katolików oznaczyło swoje profile internetowe starogermańskim znakiem siegrune (używała go m.in. Deutsches Jungvolk, organizacja wchodząca w skład struktur Hitlerjugend, podwójny piorun zaś od 1933 r. był symbolem SS), domagając się prawa „wyboru”, wulgarnie wykrzykując pretensje w stronę Kościoła, że broniąc piątego przykazania Dekalogu, „wtrąca się do polityki”. W sumie żadne to zaskoczenie. Zaskoczeniem jest, że proaborcjoniści chcą tak mało. No bo dlaczego kobieta miałaby mieć prawo do zabicia dziecka tylko wtedy, gdy nosi je pod sercem? Przecież chorobę nie zawsze da się zdiagnozować w fazie prenatalnej - niejednokrotnie wady genetyczne dają znać o sobie już po porodzie.
Bywa, że dzieje się tak dopiero po kilkunastu miesiącach czy nawet latach. Poza tym nigdy nie będzie pewności, że dziecko (płód?) jest na 100% zdrowe – 10 na 10 punktów w skali Apgar przyznane po urodzeniu nie daje gwarancji, że później nie pojawią się komplikacje. „Wybór” powinien być poszerzony. Nie można dyskryminować kogokolwiek!
Może zatem warto byłoby pomyśleć, by prawnie zagwarantować zapis mówiący, że dziecko (płód) jest własnością rodziców do 18 roku życia i mogą z nim w tym czasie zrobić, co zechcą? Nawet zabić. Na przykład wtedy, gdy będzie się źle zachowywać w domu bądź przynosić dwóje z matematyki. Gdy zawiedzie oczekiwania rodziców, bo np. tatuś wymarzył sobie, iż córeczka będzie blondwłosą pięknością, a tu się okazało, że ma zespół Downa. ...
Ks. Paweł Siedlanowski