Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Sok z buraka, czyli drugi plan

Każdy z nas posiada ulubione medium. Nie, nie chodzi o jakąś wróżkę czy coś w tym stylu. Chodzi mi o środek społecznego przekazu, czyli prasę, radio i telewizję, a także internetowe portale.

Powodem wyboru tej czy innej redakcji może być dzisiaj cokolwiek. Zazwyczaj nie tłumaczymy się z tego, bo trudno czasem przyznać się, że kierują nami po prostu emocje. Określenie „lubię coś” jest po prostu emocjonalnym związkiem, za którym rozum raczej nie stoi. Owszem, często próbujemy racjonalizować dokonany wybór, lecz jest to dość pokraczne. Uczuciowe związanie się z mediami ma także i tę właściwość, że zamyka nasze oczęta na drugi plan dziennikarskich, i nie tylko, poczynań. Klasycznie nazywano to podatnością na manipulację, lecz dzisiaj większość z nas uzna to za przejaw mowy nienawiści i hejt. Kiedy ktoś w racjonalny sposób wykazuje, że nasze wybory i ogląd rzeczywistości nie po drodze mają z prawdą i rozumem, wówczas jako lwi zaciekli rzucamy się nań z krzykiem, że jest wstrętnym hejterem, jeśli nie faszystą. Prawdę mówiąc, bronimy wówczas siebie, by nie pozostać na polu bitwy z określeniem zwykłego idioty. Cóż, świat już niejedno widział.

Arcybiskup Jędraszewski nie ma łatwego życia po wypowiedzeniu kilku słów prawdy w swoim kazaniu. Pomijam ideologiczne ataki na niego, bo o tym i sam pisałem, i inni także dostrzegli ten problem. Ale w manii atakowania metropolity krakowskiego dzisiaj sięga się po środki prawne, wykorzystując przy tym medialnie to, co każdy pracodawca uzna za normalne działania. Chodzi o rozwiązanie umów z pracownicami biura obsługującego medialnie poczynania biskupa krakowskiego. W ocenie niektórych mediów wyrasta on dzisiaj na nieludzkiego pana, który, nie bacząc na stan życiowy pracownic i konsekwencje egzystencjalne ich zwolnienia z pracy, wydaje je i ich dzieci na pastwę życia bez środków koniecznych do przetrwania w tym świecie burz i naporów. Więcej, nie uzasadnia swojego działania, czując się całkowicie bezkarnym. I to w cieniu sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Skrzętnie namalowany obraz katolickiego satrapy. Tylko, że ów obraz blednie, gdy spokojnie i bez emocji przyjrzymy się całej sprawie. Od pewnego czasu zauważalny był marazm lub nieudacznictwo w kształtowaniu wizerunku medialnego abp. Jędraszewskiego. Niedokładne tłumaczenia jego wypowiedzi i poczynań, wstrzymywanie chociażby listów poparcia dla niego, wadliwa argumentacja etc. Jasnym było dla wszystkich, którzy cokolwiek wcześniej mieli z mediami wspólnego, że szwankuje jakiś kanał komunikacyjny. Każdy pracodawca, widząc, co się dzieje, natychmiast podjąłby kroki zapobiegawcze. A jeśli odpowiedzialny za to pracownik nie chciałby lub nie byłby w stanie nadrobić swoich zaległości, wówczas – chociażby ze względu na utratę zaufania – umowa z nim uległaby rozwiązaniu. Tymczasem, cóż dzieje się w Krakowie? Otóż mamy casus pani Sawickiej. Szefowa prasowej obsługi kurii krakowskiej rozesłała do wszystkich redakcji i nie tylko (sam otrzymałem ten list) emocjonalnego maila, jak to została ona i jej współpracownice skrzywdzone za ciężką i mozolną pracę. W normalnym przypadku byłaby to podstawa do niepodejmowania żadnych negocjacji z takim pracownikiem. W rzeczonym wypadku widać jak na dłoni realizację „zamówienia politycznego”, bo jakoś nie mogę przypomnieć sobie, by Rzecznik Praw Obywatelskich rzucał się jako lew w obronie zwalnianych pracowników chociażby takiego koncernu jak Agora. A śmiem twierdzić, że wśród nich także były matki samotnie wychowujące dzieci.

 

Z nienawiści do…

Wykrycie drugiego planu zawsze jest bolesne, lecz nie dla tych, którzy są graczami medialnymi. Jest to bolesne szczególnie dla odbiorców informacji. Afera wokół pewnego fanpage’a deprecjonującego szczególnie rządzącą dzisiaj partię pokazuje jak w soczewce ten problem. Wykazanie, iż jego twórcy i moderatorzy są na usługach, i to finansowych, partii opozycyjnej stanowi policzek dla wszystkich, którzy z dobrej woli zaangażowali się w ten projekt. Owszem, jak kilka lat temu pisałem, głównym grzechem dzisiejszej opozycji było spuszczenie ze smyczy liberalnego prostaka, który w kąsaniu bez umiaru odnajduje właściwą sobie przyjemność, a nawet powód do chluby. Szczególnie widać to w wulgaryzacji języka medialnego, w którym coraz częściej kolokwializmy zastępowane są po prostu wulgaryzmami. Normalnie frontalność ataku nie oznacza od razu chamskiego zachowania. Niestety, przyzwolenie na buractwo w sferze medialnej i społecznej doprowadziło dzisiaj do tego, że uznawane ono (buractwo) jest za powód do chluby, a nie wstydu. W całej jednak sprawie chodzi o coś innego. Otóż śledztwo dziennikarskie wykazało, że ów portal założony został i prowadzony był nie w celu zebrania i kanalizacji walki z partią rządzącą, lecz wręcz odwrotnie – by prowokować i animować ową walkę. Mamy więc do czynienia z cynicznym wykorzystaniem społeczeństwa dla osiągnięcia celów politycznych. A wszystko to w oparach wolnościowych i manii wyższości cywilizacyjnej. To trochę tak, jak w czasach bolszewickich, gdy pierwsza lepsza niedojda folwarczna zyskiwała awans w hierarchii społecznej nie ze względu na posiadaną mądrość, lecz tylko dlatego, że dał w pysk panu. Tylko nie zauważa się przy tym, że gracze polityczni cynicznie wykorzystują człowieka dla osiągnięcia swoich celów, a przywołany burak zostanie precz wyrzucony, gdy tylko wyciśnie się z niego cały sok. Odbiorcy zaś informacji pozostaną z ręką w nocniku.

 

Nie-cuda niepamięci

Dla wielu obserwatorów sceny społecznej w Polsce dziwnym wydaje się zapomnienie, cechujące coraz większą część naszych rodaków. Niestety, nie ma co się dziwić. Mamy już do czynienia z nowym pokoleniem, wychowanym w atmosferze całkowitego medialnego cynizmu, które całość swoich międzyludzkich relacji opiera na mediach elektronicznych. Obrazek pokazujący człowieka bezwiednie wchodzącego pod koła pędzącego pojazdu, a przy tym zapatrzonego w ekran telefonu, to nie obraz zwykłej głupoty czy roztargnienia, lecz obraz właściwy społeczeństwa, w którym żyjemy. Ten chocholi taniec trzeba przerwać. Tylko jak? Pozostaje mozół edukacji i proste do bólu stawianie spraw. Nawet jeśli zalewać nas będzie sok z buraka.

Ks. Jacek Świątek