Sorry, takie mamy dreszcze
Sytuacja - tak w kraju, jak i na jego obrzeżach - nie napawa bowiem zbytnim optymizmem, skąd więc taki show. Zapowiedziany ciąg dalszy wyjaśnił jednak sprawę. Chociaż tak dokładniej ma ją podobno wyjaśnić Najwyższa Izba Kontroli.
Popis pana premiera był bowiem zaledwie zwiastunem reklamówki. Czyli spotu promującego polskie 10-letnie członkostwo w Unii Europejskiej. Filmik jest głośny, radosny i wystrzałowy (sporo w nim fajerwerków). Nie pada tu ani jedno słowo o wartościach wyższego rzędu – niematerialnych, a najważniejszym przesłaniem jest „robić interes”, a mimo to jego przesłanie tak zniewala minister Bieńkowską, że za każdym razem, kiedy to ogląda, przechodzą ją dreszcze. O dreszczach innych odbiorców dużo mniej wiadomo, bo ci się bezpośrednio, jak minister Bieńkowska, na ten temat nie wypowiadają; jednak z fali krytyki spotu można by wnioskować, że jeśli nawet są, to innego rodzaju niż te ministerialne.
Wspomniana reklamówka kosztowała około 7 mln zł. To jednak trochę więcej niż dorsz, którego karygodne spożycie wytropiła minister Pitera, czy zasób win w kancelarii śp. prezydenta Kaczyńskiego. Wedle dostępnych informacji realizacja spotu opiewa na prawie 1 mln zł, zaś jego emisja w telewizyjnych stacjach to koszt ponad 6 mln zł. Pomysł opozycyjnych partii, aby te pieniądze dołączyć do wyborczych wydatków promujących PO w wyborach do europarlamentu, spotkał się z oburzeniem członków tej formacji, gdyż – jak twierdzą – dotyczy on spraw kraju, a nie konkretnej partii. Pan premier Tusk radośnie go zaś promował nie jako lider PO, ale jako szef rządu. Poza tym nie ma co wytykać kosztów. Ktoś przecież zarobił na zmontowaniu tej produkcji i ktoś zarobi też na wyświetlaniu – przekonuje platformerski poseł Jerzy Fedorowicz.
To jednak nie koniec emocji. Gabinet premiera przygotowuje nową prezentację – tym razem za prawie 8,5 mln zł. Droższą, bo dla zagranicznych mediów.
Kwestia finansów na dobre w ostatnich dniach zawładnęła polską sceną polityczną. Oto były wspólnik Donalda Tuska w kreowaniu politycznej rzeczywistości, Paweł Piskorski, nawrócił się był na inną polityczną wiarę, odzyskał pamięć płodową i uchylił rąbka skrywanej przez lata tajemnicy o rzekomym finansowaniu poprzedniej partii pana Tuska przez niemieckich chadeków. Piskorski idzie w zaparte, że mówi prawdę, strona rządowa odżegnuje się od komentowania tej rewelacji, nie zamierza też Piskorskiego pozywać. Wszystko to razem wzięte nie napawa, niestety, optymizmem.
Więc choć z promującego nasze 10-lecie w Unii spotu najmocniej przedzierają się słowa „better, better, better, better”, to kto wie, czy chwytający się w promocyjnym filmiku za głowę (niemalże w geście wydzierania sobie włosów) Paul McCartney nie reaguje tak na owo zestawienie „better” i naszej rzeczywistości.
Anna Wolańska