Specjalistka od świętych obrazów
- Od dziecka wraz z siostrą bardzo lubiłyśmy rysować. Wychowałam się w Zaberbeczu i pamiętam, iż już w podstawówce chodziłyśmy na kółko plastyczne. Kiedy wyszłam za mąż, przeprowadziliśmy się z mężem do Sapiehowa. Praca w gospodarstwie i opieka na bliźniakami, które wkrótce przyszły na świat, sprawiły, że musiałam odłożyć swoją pasję na bok. Dopiero gdy synowie dorośli, ponownie chwyciłam za pędzel - opowiada B. Łukaszuk. Lokalna artystka żartuje, że to św. Antoni sprawił, iż wróciła do malowania. - Skoro jest on patronem zagubionych rzeczy i osób, to równie dobrze może być także orędownikiem zapodzianej pasji - podkreśla lokalna artystka. Wszystko zaczęło się, gdy na parafię przyszedł nowy ksiądz. Kiedy zaczął robić porządki w stodole, odkrył w niej wiele starych figur. Ogłosił w kościele, że każda rodzina może wziąć po jednej, pod warunkiem że postawi przed domem kapliczkę. Pomysł kapłana bardzo spodobał się mieszkańcom i kiedy Łukaszukowie zdecydowali, że też wezmą figurkę, okazało się, iż została już tylko jedna: św. Antoni. - W życiu nie ma jednak przypadków. Mój mąż ma na drugie Antoni i otacza swojego patrona szczególną czcią.
Kiedy po tygodniu pracy, bo jest kierowcą i często wyjeżdża na siedem dni, wraca do domu, zawsze idzie pomodlić się przed kapliczką. Mieć takiego świętego w pobliżu, to prawdziwy skarb. Gdy mamy jakieś martwienie, zawsze prosimy go o pomoc. Nigdy nas nie zawiódł – zapewnia artystka.
Łukaszukowie postawili kapliczkę, a praca przy odnawianiu figury, sprawiła, że pani Beata zapragnęła wrócić do swojej młodzieńczej pasji. Przyznaje, że początki nie były łatwe, bo musiała przypomnieć sobie wszystko, co potrafiła wcześniej. Zaczęła od transferów, czyli przenoszenia na deskę obrazów, a następnie domalowaniu poszczególnych elementów i polakierowaniu. – To czasochłonna praca, ale daje naprawdę ciekawe rezultaty – podkreśla.
Najbardziej jednak pani Beta lubi malować. Wykorzystuje do tego farby akrylowe i olejne, preferując jednak te drugie. – Dają, według mnie, więcej możliwości niż inne techniki, choćby przez swobodę w doborze i mieszaniu kolorów. Poza tym są bardziej trwałe, a przy nieudanym projekcie można zdjąć farbę z całej powierzchni płótna i zacząć pracę od nowa – wyjaśnia.
Prezent na zamówienie
Pani Beata specjalizuje się w obrazach sakralnych. Na brak zamówień nie narzeka. Najczęściej maluje Świętą Rodzinę i Matkę Bożą Karmiącą. To najczęstszy prezent, jaki rodzice dają młodym małżonkom. Spod ręki artystki z Sapiehowa „wychodzą” też przeróżne wizerunki Maryi. – Właśnie skończyłam pracować nad Matką Bożą Pielgrzymującą z Szensztatu. To już trzeci obraz dla tej samej osoby. Zwykle moi klienci zamawiają po kilka prac na różne okazje, np. na imieniny, rocznice ślubu, urodziny – dodaje.
Chcę wiedzieć, co tworzę
Do każdej pracy B. Łukaszuk sumiennie się przygotowuje, szukając w internecie nie tylko obrazów, ale i informacji, bo, jak podkreśla, chce wiedzieć, co maluje. Jej prace nie są wiernymi kopiami. Do każdej dodaje coś od siebie. Kiedy pomysł w głowie jest gotowy, artystka przenosi go na płótno. Pierwszy krok to zagruntowanie blejtramu. Następnie powstaje szkic, zwykle ołówkiem. Potem przychodzi czas na zaciągnięcie powierzchni odtłuszczonym mlekiem i malowanie farbami. Na końcu na pracę trzeba nałożyć werniks, co zabezpieczy kolor. Skończony obraz schnie około dwóch tygodni. – Nie zaglądam do niego zbyt często. Chcę, by moje spojrzenie nabrało świeżości. Dopiero po pewnym czasie ponownie na niego patrzę, zastanawiając się, czy jeszcze można go ulepszyć. I zazwyczaj czuję niedosyt – wyznaje pani Beata.
Powstanie większego obrazu trwa dwa tygodnie, mniejszego – tydzień. – Zima mam zdecydowanie więcej czasu na swoją pasję, ponieważ pracy w gospodarstwie jest mniej – dodaje.
Lubię „pracować” z Maryją
Najbardziej B. Łukaszuk lubi „pracować” z Maryją. – Szczególny sentyment mam do Matki Bożej Bolesnej. To był pierwszy obraz, który powstał na desce. Długo go tworzyłam i dzisiaj pewnie inaczej bym go namalowała – opowiada. Artystka twierdzi, że kiedy tworzy wizerunek Matki Najświętszej, Ona zawsze jej pomaga. – Czuję Jej wsparcie. Z Nią nie ma rzeczy niemożliwych. Tak było, kiedy odnawiałam figurkę w jednej z kapliczek. Posąg stał na podniesieniu i nie dało się go zdjąć. Bałam się, że nie podołam, bo jestem po operacji, a tu trzeba było stać na rusztowaniu. Ale z pomocą Maryi udało się. I pogoda dopisała, choć wcześniej padało – zaznacza. Pani Beata podkreśla, że renowacja figurki to nie tylko czasochłonne, ale i bardzo precyzyjne zajęcie. – Trzeba zdjąć starą farbę, oczyścić powierzchnię, uzupełnić ubytki, ewentualnie skleić połamane elementy. Dopiero potem przychodzi czas na gruntowanie, malowanie i nałożenie politury żywicznej – tłumaczy.
Wyobraźnia, precyzja, cierpliwość
B. Łukaszuk fascynuje również pisanie ikon, których ma na swoim koncie kilka. – Proces ich powstawania jest dosyć długi, a przede wszystkim wymagający precyzji i koncentracji. Ikonopisanie to forma modlitwy i dobry sposób na rozwinięcie relacji z Bogiem, dlatego podczas pracy słucham pieśni i kazań. To bardzo uspokaja – zapewnia artystka.
B. Łukaszuk przygotowuje też świąteczne dekoracje, które wystawia na kiermaszach. Włącza się w prace przy parafii. – Jest tyle rzeczy, które chciałabym namalować, ale wciąż brakuje czasu. Moim marzeniem są np. pejzaże, zwłaszcza że Podlasie jest tak piękne – podkreśla, dodając na koniec, iż malowanie tak jak codzienne życie wymaga przemyśleń, wyobraźni oraz precyzji i uczy cierpliwości, skupienia i pokory.
Jolanta Krasnowska