Spór o wiatraki
Obecnie trwają prace nad zmianą studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Krzysztof Kazana, wójt gminy Stanin, nie chce mówić o przedsięwzięciu. Po informacje odsyła do inwestora – firmy Juwi. Zaznacza, że gmina nie prowadzi żadnych działań związanych z budową farmy wiatrowej.
– Mogę się wypowiadać tylko i wyłącznie na temat postępów prac nad opracowaniem zmiany studium, które niejako powiązane jest z procesem inwestycyjnym – tłumaczy. – Prace są na etapie nanoszenia poprawek – po dokonanych uzgodnieniach i opiniowaniu projektu studium. W późniejszym terminie dojdzie do ponownego uzgodnienia i opiniowania. Potem nastąpi publiczne wyłożenie projektu, zostanie on także przedstawiony radzie gminy. Budowa farmy jest prowadzona przez zewnętrznego inwestora, dlatego trudno mi wypowiadać się na temat całego przedsięwzięcia. Moja wiedza ogranicza się tylko do spraw prowadzonych w urzędzie, które są z tym związane – twierdzi wójt. Podkreśla, że informacje o zmianie studium były udostępnione do publicznej informacji. – Stosownych wiadomości na ten temat udzielam ja i moi pracownicy. Mieszkańcy nie są odcięci od informacji – dementuje K. Kazana.
Za blisko domów
List intencyjny pomiędzy gminą Stanin a firmą Juwi został podpisany 24 marca 2011 r. Mieszkańcy dowiedzieli się o tym rok później. – O planach zostaliśmy poinformowani podczas zebrania w ośrodku kultury – mówi Barbara Lendzion, wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Gminy Stanin „Wektor”. – Na spotkanie przybyli przedstawiciele firmy. Rozłożyli mapy z wytyczonymi miejscami pod wiatraki. Ktoś powiedział, że takie farmy są szkodliwe dla zdrowia. Jeden z panów odpowiedział, że tak sądzą tylko zacofani ludzie – opowiada. Dodaje, iż po zebraniu zaczęli pytać o inwestycję w gminie. Przewodnicząca rady zasłoniła się niewiedzą.
– Nie jesteśmy przeciwko energii odnawialnej. Chodzi nam o to, by turbiny były zamontowane w bezpiecznej odległości od naszych zabudowań. Według planów wiatraki mają stać ok. 400-500 m od posesji. To stanowczo za blisko. Wójt twierdzi, że robimy burzę w szklance wody – mówi pani Barbara.
Odległość czy hałas?
Polskie prawo nie reguluje tej kwestii.
– Czynnikiem warunkującym lokalizację turbin wiatrowych jest poziom hałasu. Zostało to precyzyjnie określone w przepisach. To właśnie poziom hałasu wyznacza strefę oddziaływania turbiny. Przy styku z obszarem zabudowy mieszkaniowej nie może on przekroczyć 40dB w porze nocnej. W związku z powyższym ciężko jest ustalić na bazie obowiązujących przepisów konkretną odległość, w jakiej powinna być zlokalizowana turbina wiatrowa – mówi wójt. – Nieprawdą jest, iż nikt nie uwzględnia obaw mieszkańców, jednakże nie można przyjmować tylko i wyłącznie stanowiska jednej strony. Staramy się badać temat i uzyskać jak najwięcej informacji dotyczących takich inwestycji, organizując w tej sprawie spotkania i dyskusje z ekspertami w tej dziedzinie – tłumaczy.
Zaznacza też, że powstanie farmy na terenie gminy nie jest jeszcze przesądzone.
Z korzyścią dla…?
– Procedury idą naprzód. W maju 2012 r. miedzy Anoninem a Staninem zamontowano maszt do badania poziomu wietrzności. Zdemontowano go w październiku tego roku. Boimy się, ponieważ nikt nas nie informuje o przebiegu prac. Najpierw założyliśmy komitet społeczny. Teraz przekształciliśmy go w Stowarzyszenie na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Gminy Stanin „Wektor”. Chcemy być stroną w tej sprawie. Na terenach, na których mają powstać farmy zebraliśmy ponad 1400 podpisów – informuje B. Lendzion.
– Chciałbym bardzo stanowczo podkreślić, iż jako wójt gminy Stanin nie wyraziłem żadnej zgody na utworzenie farm wiatrowych na terenie gminy Stanin. Takie twierdzenie jest po prostu nadużyciem. Wskazanie w projekcie studium potencjalnych lokalizacji farm wiatrowych nie przesądza w żaden sposób o ich budowie. Ten dokument musi przyjąć rada gminy. Ostateczna decyzja należy właśnie do niej – zaznacza K. Kazana. Twierdzi, że farma może przynieść korzyści zarówno dla gminy (w postaci dochodu z podatków), jak i dla indywidualnych rolników, którzy wydzierżawią swoje działki pod turbiny. – Ten drugi aspekt jest prywatną sprawą inwestora oraz osoby wydzierżawiającej nieruchomość, w którą nie mam prawa ingerować – tłumaczy.
Droga energia
Protestujący boją się szkodliwego wpływu turbin na zdrowie. Wyliczają, że wirujące wiatraki mogą być przyczyną m.in. chorób serca, białaczek i bezsenności.
– Farma nie przyniesie także korzyści ekonomicznych. Inwestor mami rolników dużymi sumami. Umowy dzierżawy, które firma proponuje gospodarzom są bardzo niekorzystne. Ktoś, kto zechce od niej odstąpić, będzie musiał liczyć się z dużymi karami finansowymi – tłumaczy Karol Pasik, przewodniczący stowarzyszenia „Wektor”, dodając, że umowy negatywnie zaopiniowała także Lubelska Izba Rolnicza. – Na tej inwestycji straci także cała gmina. Wartość naszej ziemi spadnie. Wydzierżawienie działki na ponad 30 lat można porównać do wywłaszczenia. Energia pozyskiwana w ten sposób jest dwukrotnie droższa od konwencjonalnej. Różnice dopłacają podatnicy. Do jednej megawatogodziny dopłaca się 286 zł. Jeden wiatrak jest w stanie zarobić tylko ok. 112 zł za megawatogodzinę. Na terenie naszej gminy początkowo planowano postawienie 24 turbin, teraz ich liczbę zmniejszono do 16. Wiatraki mają mieć jednak większą moc niż planowano wcześniej, by zbilansować przewidywane wyniki – mówi K. Pasik, przewodniczący stowarzyszenia.
Zaznacza, że w tej sprawie trzeba działać szybko, zanim będzie za późno.
Agnieszka Wawryniuk