Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Sposób na siebie

Nie uważa się za poetę. – Na jego miano najpierw trzeba zasłużyć – mówi. A o sobie, że jest tylko człowiekiem, który pisze. I choć własnego ulubionego wiersza nie ma, potwierdza, iż zebrane obrazują jego drogę.

Mimo niesprzyjającej aury, 26 marca kawiarnia literacka Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach, wypełniła się miłośnikami poezji. Zaczęli w składzie: Małgorzata Nowak oraz Eugeniusz Kasjanowicz – recytacje, Weronika Wujek – akordeon i Andrzej Kitliński – śpiew z gitarą.

– Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na próby – tłumaczy autor „Wschodów i zachodów duszy” z sugestią, iż promocja przypominała miszmasz w stylu „Raz Dwa Trzy” oraz że została zaprezentowana połowa spośród zgromadzonych w tomiku wierszy. W ich wyborze pomogła Andrzejowi Małgosia – jego menadżer i inspiracja, oraz szef Klubu Literackiego „Ogród”. Podczas spotkania wiersze przeplatały się z muzyką, a autor osobiście wprowadzał do poszczególnych wystąpień.

Jak wypadło? – To był udany wieczór – Andrzej nie kryje satysfakcji, a nie był to jego pierwszy publiczny występ. – Chociaż ja zawsze znajdę jakieś „ale”, do którego można by się przyczepić – dodaje, wspominając o kłopotach z nagłośnieniem.

Pisze i gra od dawna. – Zaczęło się od perkusji w podstawówce, co doprowadzało do wściekłości moją mamę – zdradza. Czas szkoły średniej zbiegł się z zainteresowaniem akordeonem. Zaś do gitary podchodził trzy razy. I wbrew powiedzeniu, udało się za czwartym! – Miałem dobrego nauczyciela, który grał w „Oddziale Zamkniętym” – tłumaczy. Potem było już samodzielne szlifowanie warsztatu. „Poeta, bard, wędrowiec” jak stoi w zamykającej pierwszy autorski tomik biograficznej notce, mówi o sobie, że jest obieżyświatem. Do Siedlec przywiodła go miłość. Kiedy 2 lata temu trafił do „Ogrodu”, debiutował, pisząc muzykę do tekstów lokalnych twórców, m.in. Agnieszki Magierskiej i Marii Kryńskiej-Szostak. Wkrótce też poezja Kitlińskiego miała ujrzeć światło dzienne. Antologia „Ogrodu” dała zielone światło publikacjom na łamach kwartalnika literackiego „Kozirynek”, jak również planom na własny zbiór.

Tomik „Wschody i zachody duszy” ukazał się pod koniec ubiegłego roku i w Brańsku, rodzinnym mieście Andrzeja, bardzo szybko zniknął z półek. Autorem wstępu jest Jan Leończuk, dyrektor Książnicy Podlaskiej i prezes Związku Literatów Polskich górnego Podlasia. – Mój autorytet! – podkreśla Andrzej. W Książnicy Podlaskiej odbędzie się też promocja, zaś wieczorek poetycki w Brańsku zaplanowany został na 20 czerwca. Siedlczan, którzy dotąd nie mieli okazji poznać twórczości Kitlińskiego, zapraszamy do klubu „Pod Huśtawką” już 10 kwietnia.


3 PYTANIA

Andrzej Kitliński, poeta Klubu Literackiego „Ogród”

Podobno prawdziwa poezja rodzi się w bólu lub uniesieniu. Co Ciebie zainspirowało do pisania?

W 4 klasie podstawówki zakochałem się i po 3 dniach dostałem kosza. Później pisałem już na każdy temat.

Poezję traktuję jako rozmowę z całym światem oraz samym sobą. Byłem autorem poczty literackiej Radia Białystok, a na podstawie moich wierszy i listów powstało słuchowisko „Samotność boli nie tylko w weekendy”.

Aż w końcu zatęskniłeś za przelaniem rozmów na papier…

Każdy piszący nosi się z zamiarem opublikowania dorobku, więc kiedy tylko pojawiła się taka możliwość, chętnie skorzystałem. Sponsorem tomiku jest Bank Spółdzielczy w Brańsku, który promuje lokalną kulturę oraz wspiera młode talenty. Okładkę zaprojektowała Beata Żoch, a całość zredagował Jarosław Usakiewicz. „Wschody i zachody duszy” obrazują moją drogę. A podobno wielu znanych poetów debiutowało po 30-tce.

Czy w planach są kolejne?

Osobiście uważam, że lepiej wydać jeden dobry tomik raz na 5 lat niż 10 byle jakich. A pisał będę, bo traktuję to jako sposób na wyrażanie siebie. Poza tym do tego, co zapisane, zawsze można wrócić, by poprawić. Choć ja nie wracam.

Agnieszka Warecka