Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Sprawiedliwość na emeryturze

Minęła 29 rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. 13 grudnia 1981 r. ówczesne władze wystąpiły do ostatecznej, ich zdaniem, rozprawy z jedynymi wówczas w miarę demokratycznymi strukturami społecznymi, jakimi był NSZZ Solidarność.

Wystąpiły nie w imię zabezpieczenia bytu narodowego czy też poprawy jakiejkolwiek sytuacji społecznej lub ekonomicznej. Jedynym celem było utrzymanie władzy w rękach narzuconego przez Sowietów po II wojnie światowej systemu. Całością operacji kierował doświadczony w bojach o umacnianie „władzy ludowej przeciw ludowi”, dzisiaj wśród niektórych wzbudzający litość starowina, gen. Wojciech Jaruzelski. Bezpośrednie ofiary śmiertelne liczone są w setkach, nie mówiąc o internowanych i ich rodzinach, osobach zmuszonych do opuszczenia własnej ojczyzny i skazanych przez władze na emigrację. Te sprawy są coraz dogłębniej prześwietlane i dowiadujemy się o nich więcej i więcej. Mnie natomiast interesuje pewna konstrukcja mentalna, która z częstotliwością różnych rocznic związanych z juntą gen. Jaruzelskiego pojawia się w naszych mediach, także w czasie tegorocznych wspomnień. Chodzi mi o powtarzaną frazę, iż należy odstąpić od osądzania gen. Jaruzelskiego i postawienia go przed trybunałem sprawiedliwości z dwóch powodów: dlatego, że dzisiaj żyjemy w wolnej Polsce, oraz dlatego, że generał dzisiaj jest już starym człowiekiem. Oba argumenty uważam nie tylko za głupie, ale również za niebezpieczne dla naszej dzisiejszej wolności.

Historyczne mataczenie

Przyjmując za wystarczającą tezę, że generał jest dzisiaj starym człowiekiem i dlatego nie można go, czy z litości, czy też z wyrachowania, stawiać przed trybunałem sprawiedliwości, koniecznym wydaje się uczynienie drugiego kroku, który będzie zawierał tezę, że wraz z przekroczeniem pewnego wieku wymiar sprawiedliwości odstąpi od wymierzania kary za dokonane przestępstwa. Pomińmy przy tym, że czym innym jest wymiar zasądzonej kary, a czym innym uznanie winy przestępcy. Chodzi o samą generalną zasadę, że nie można uznać, iż jakieś przestępstwo przestaje nim być po osiągnięciu przez podsądnego określonego wieku, np. przejście na emeryturę. Oznaczałoby to bowiem, że dla wymiaru sprawiedliwości nie jest najważniejsza sama sprawiedliwość, ale skuteczność przestępcy w ukrywaniu się przez jakiś okres czasu. Samo tzw. przedawnianie się przestępstwa budzi moją niechęć, ale uznaję, że jest to wyraz ekonomii sądowniczej, aby nie wiązać prokuratorów i sędziów sprawami takimi, jak kradzież pęczka marchewek przed 50 laty. Nie zmienia to jednak zasadniczego dla naszych rozważań stwierdzenia, że przestępstwo jest przestępstwem, niezależnie od upływu czasu. Ściganie nazistowskich przestępców czy też zbrodniarzy przeciw ludzkości jest najlepszym przykładem, że winnego można i należy nawet pod kroplówką dowieźć na salę sądową. Istota sądownictwa nie leży bowiem we wpychaniu ludzi do więzień, ale w orzeczeniu winy osoby dokonującej przestępstwa. Chodzi bowiem o elementarne i najważniejsze dla każdej społeczności poczucie sprawiedliwości, z którego rodzi się praworządność. Oznacza ono, że każde przestępstwo doczeka się odpowiedniego dla niego potępienia. Na nic zda się zaklinanie rzeczywistości, że generał bronił kraju przed agresją sowiecką. Po pierwsze coraz więcej historyków przeciwstawia się tej tezie, ukutej na potrzeby obrony Okrągłego Stołu w latach 90, a ponadto – jeśli nawet byłaby ona prawdą – to dlaczego wzbraniamy się, by towarzysz Jaruzelski udowodnił to przez sądem? Zresztą sama teza, że historia ma wydawać wyrok na juntę wprowadzająca stan wojenny w Polsce jest o tyle nietrafiona, że nie chodzi o infamię składaną na ramiona owych „żołnierzy”. Chodzi o potwierdzenie słów Miłosza, wyrytych na pomniku ofiar Grudnia 1970 w Gdańsku: „Nie bądź bezpieczny, poeta pamięta”. Praworządność opiera się na jasnym określeniu zła złem, a dobra dobrem. I nic ponadto.

Wallenrodyzm generalski

Uznawanie braku odpowiedzialności generała Jaruzelskiego za konkretne ofiary stanu wojennego stanowi również niesłychane zagrożenie dla samego pojęcia wolności Polski po 1989 r. Oznaczałoby to bowiem przyjęcie za pewnik, że jest on ojcem założycielem III RP. Uznanie bowiem działania junty Jaruzelskiego za dobre (a takie będzie, jeśli nie uznamy odpowiedzialności za zło) byłoby jednoczesnym potwierdzeniem, że miało ono na celu ratowanie Polski. Konsekwentnie należałoby stwierdzić, że dalsze działania władz PRL po 1981 r. były tym celem motywowane. Znaczyłoby to ni mniej ni więcej, że zabójstwo bł. ks. Jerzego, górników kopalni Wujek czy też inne zbrodnie były milowymi krokami do odzyskiwania wolności przez naszą ojczyznę. Tylko wówczas trzeba byłoby powiedzieć, że owe ofiary stanowiły konieczną mierzwę historii lub przynajmniej byli to ludzie nierozumiejący dobrych działań generalskich, zapętleni we własne durne marzenia i nie stąpający po gruncie historii. Dla mnie koronnym argumentem przeciwko generałowi Jaruzelskiemu nie jest spis dokonywany przez historyków, stenogramy z posiedzeń Komitetu Centralnego, ani nawet pamięć historyczna kultywowana przez niektórych. Jest nim wiernopoddańczy uścisk i pocałunek złożony Leonidowi Breżniewowi, pocałunek a la  Honecker, podczas gdy pułkownik Kukliński musiał chować się ze swoją rodziną po całych Stanach Zjednoczonych, a i tak KGB znalazło dojście do jego synów, pozbawiając ich życia. Przyjęcie „roli” generała w odzyskiwaniu wolności za pewnik sprawi, że nic nie zmieni się w naszym podejściu do życia społecznego, bo III RP będziemy traktować jako mutację PRL, z krótkim etapem istnienia poza strukturami RWPG i Układu Warszawskiego.

Przeszłość tak jasna jak dzień dzisiejszy

Sprawa osądzenia junty WRON wprowadzającej stan wojenny w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. nie jest tylko pławieniem się w demonach przeszłości. Wbrew pojękiwaniu wielu jest to zasadnicza sprawa dla istnienia i całości naszej ojczyzny dzisiaj. Stanowi bowiem o poczuciu nie tylko naszej dumy narodowej, ale o podstawach sprawiedliwości, bez której każda społeczność zamienia się w bandę złoczyńców, jak pisał św. Augustyn. Bez niej, choć drzwi i okna naszego narodowego domu będą szeroko otwarte, to jednak ściany chwiać się będą, gdyż fundamentu nie położyliśmy. Ja ze swej strony jedno mogę owej juncie powiedzieć: PAMIĘTAM I NIE ZAPOMNĘ!

Ks. Jacek Świątek