Starcie z chłoniakiem
Słysząc diagnozę: „chłoniak”, pacjenci wiedzą, co to za choroba?
Czasami trudno w ogóle wytłumaczyć istotę tej choroby. Jak się powie „rak”, każdy wie, o co chodzi. A jak „chłoniak” - mało kto się orientuje, że to też nowotwór, w wielu przypadkach agresywny, tyle że dotyczy komórek układu odpornościowego zwanego też układem chłonnym.
Układ ten tworzą węzły chłonne, śledziona, limfocyty, czyli komórki układu chłonnego. Każdy z nas ma naczynia chłonne, którymi przepływa płyn tkankowy, a węzły są – jak tłumaczę pacjentom – jakby filtrami na przebiegu tych naczyń. Wyłapują różne bakterie, wirusy, komórki nowotworowe, a zawarte w nich komórki odpornościowe likwidują te zagrożenia. Czasami, kiedy dojdzie w nich do przemiany nowotworowej, same stają się zagrożeniem. Chłoniaków jest, niestety, kilkadziesiąt rodzajów.
Dlaczego „niestety”?
Ponieważ utrudnia to rozpoznanie i różnicowanie, a trzeba precyzyjnie postawić diagnozę, bo w zależności od rodzaju chłoniaka leczenie jest inne. Do zdiagnozowania pacjenta musimy mieć materiał histopatologiczny, czyli wycinki z tkanki zajętej przez chłoniaka. Jeśli zmiany dotyczą węzłów chłonnych pod pachami, na szyi czy w pachwinach, sprawa jest prosta – łatwo materiał pobrać i uzyskać wyniki. Gorzej, gdy do zmian patologicznych dochodzi w klatce piersiowej czy jamie brzusznej – żeby pobrać wycinki, trzeba czasami robić zabieg operacyjny. Histopatologów, którzy są w stanie postawić właściwą diagnozę, jest w Polsce niewielu, może ok. 20.
Które z chłoniaków są najczęstsze?
Zależy to od wieku. U osób młodszych są to raczej chłoniaki agresywne, o szybkim przebiegu, gwałtownie postępujące i rozpoznawane zwykle w momencie dużego zaawansowania choroby, a nawet zagrożenia życia. U osób starszych częściej mamy do czynienia z chłoniakami indolentnymi, o powolnym przebiegu, które wykluwają się latami – do momentu, kiedy zostaną rozpoznane. Paradoksalnie, chłoniaki indolentne u wielu chorych nie wymagają leczenia, przynajmniej nie od razu. U części osób można poprzestać na obserwacji. Natomiast zdiagnozowanie chłoniaka agresywnego wymaga niezwłocznego leczenia i to intensywną immunochemioterapią, czasami wspartą przeszczepieniem szpiku.
Dobrą informacją jest to, że chłoniaki, szczególnie te agresywne, dobrze się leczą, tzn. reagują na leczenie, uzyskujemy remisję. W przypadku chłoniaków indolentnych chory wymaga obserwacji, a jeśli pojawia się potrzeba leczenia, to uzyskujemy remisję, czyli cofnięcie się choroby. Pacjent żyje bez objawów. Jeśli następuje nawrót, leczymy ponownie pacjenta i znowu na jakiś czas ma spokój.
Chorzy słyszą też od lekarza, że leczenie chłoniaka odbywa się według schematu. Co to znaczy?
W przypadku najczęstszych chłoniaków mamy pewne standardy leczenia. Gdy się chorego zdiagnozuje i określi stopień zaawansowania, wspieramy się tymi zaleceniami, które określają rodzaj chemioterapii, liczbę kursów, częstotliwość badań kontrolnych itd. Wiedza jest więc usystematyzowana, są pewne wytyczne i należy ich przestrzegać. Dla rzadszych chłoniaków takich standardów nie ma. Opieramy się wtedy na bardziej ogólnych propozycjach leczenia czy publikacjach naukowych, w których opisano metodę zastosowaną u grupy pacjentów i uzyskane wyniki. Słowo „schemat” nawiązuje do tego, że leczymy często wieloskładnikowymi kuracjami, zawierającymi np. trzy, cztery czy pięć leków podawanych w odpowiedniej sekwencji czasowej, w odpowiednich dawkach. Jest to rozpisane jako schemat, którego się pilnujemy.
Chłoniaki są tzw. chorobami cywilizacyjnymi?
U początku każdej choroby nowotworowej leży wiele przyczyn: podatność genetyczna, narażenie na różne czynniki zewnętrzne i wewnętrzne, z którymi mamy styczność przez całe życie, np. chemikalia. Każdy niech sam odpowie sobie na pytanie, ile chemii zjada z żywnością, konserwantami i różnymi dodatkami czy z mikroplastikiem. Do tego dochodzą inne czynniki, np. narażenie na promieniowanie jonizujące. Udowodniono, że rozwojowi niektórych chłoniaków sprzyja zakażenie wirusami, np. wirusem Epsteina i Barr. Niektóre chłoniaki rozwijają się na podłożu zakażeń bakteryjnych. Np. Helicobacter pylori wywołuje zapalenie błony śluzowej żołądka, ale może przyczynić się do rozwoju chłoniaka żołądka. Jeżeli skumulują się różne negatywne bodźce, w komórkach układu odpornościowego zachodzą przemiany, które prowadzą do rozwoju nowotworu, czyli chłoniaka.
Dodam, że w organizmie każdego z nas codziennie powstają komórki nowotworowe, tyle że zwykle obumierają samoistnie albo eliminuje je układ odpornościowy. Mamy więc mechanizm, który chroni nas przed rozwojem nowotworu, ale raz na jakiś czas sytuacja wymyka się spod kontroli.
Silna „chemia” może być przyczyną śmierci pacjenta w trakcie terapii?
Wiele z chłoniaków leczonych jest chemioterapią albo tzw. immunochemioterapią, czyli chemioterapią z dodatkiem przeciwciał skierowanych przeciwko komórkom chłoniaka. Chemioterapia działa nie tylko na komórki nowotworowe, ale na wszystkie dzielące się komórki, np. szpiku kostnego. Nasze organizmy nieustannie produkują krwinki białe, które nas chronią przed zakażeniami, natomiast chemia, którą podajemy, wybija komórki chłoniaka, ale też przejściowo hamuje pracę szpiku kostnego. Czyni organizm bezbronnym. Bakterie i wirusy, które są wszędzie: na skórze, w jelitach czy w pokarmie, korzystają ze sposobności i w momencie spadku krwinek białych zaczynają atakować chorego. Infekcje to zmora hematologów. Podać chemię to nie problem. Pytanie, jak pomóc pacjentowi przejść przez „dołek”, jak mówimy na ten trwający tydzień czy dwa czas. Gdy nie ma krwinek białych, trzeba leczyć zakażenia, które się pojawiają, kiedy nie ma krwinek czerwonych – przetaczać krew, a gdy brakuje płytkowych – przetaczać płytki. Po kilku tygodniach szpik zaczyna pracować i wszystko wraca do normy, ale jeżeli w okresie zagrożenia pacjent złapie zakażenie jakąś groźną, wielooporną bakterią, a przy tym ma np. słabsze serce, płuca czy nerki, to pomimo naszych starań może nie przetrzymać infekcji. Leczenie nowotworu grożącego śmiercią zawsze wiąże się z ryzykiem. Nie ma leczenia onkologicznego bez działań ubocznych i bez zagrożenia ciężkimi powikłaniami. Gasimy pożar, ale przy okazji może powstać wiele szkód.
Jakie objawy powinny niepokoić osoby, u których może rozwijać się chłoniak?
Objawy są niespecyficzne, tzn. nie muszą oznaczać chłoniaka. Jeśli ktoś bez powodu schudł kilka lub kilkanaście kilogramów w ciągu kilku miesięcy, wymaga to konsultacji lekarskiej i badań. Osoby mające tzw. poty nocne również powinny przebadać się w kierunku chłoniaka. Niepokojące są też stany podgorączkowe lub skoki gorączki przy braku objawów infekcji, nieuzasadniony świąd skóry, utrzymujące się powiększenie węzłów chłonnych, zwłaszcza gdy dotyczy węzłów zlokalizowanych w kilku miejscach, ogólne osłabienie, zmiany w morfologii.
Dlaczego tak mało jest oddziałów hematologicznych w naszych szpitalach?
Na całej Lubelszczyźnie są tylko cztery: w Zamościu, Białej Podlaskiej i dwa w Lublinie. Nie ma ich za dużo, tak jak niewielu jest hematologów. Nie da się postawić pełnego, precyzyjnego rozpoznania chłoniaka bez specjalistycznej diagnostyki: badań molekularnych, cytogenetycznych, immunofenotypowych. W większości szpitali nie ma do nich dostępu. Badania decydują o rokowaniu pacjenta, o rozpoznaniu konkretnego typu chłoniaka, o wyborze leczenia – ponieważ w wielu typach chłoniaków dostępne są już tzw. leki celowane, na konkretne komórki nowotworowe. Lekarzy i łóżek hematologicznych jest zdecydowanie za mało w stosunku do potrzeb.
Bialski oddział trochę tę lukę zapełnił?
Ściśle współpracujemy z Kliniką Hematologii w Lublinie i z prof. Markiem Husem, który jest konsultantem wojewódzkim. Powstanie naszego oddziału znacznie odciążyło kolegów w Lublinie – przejęliśmy sporą część diagnostyki i leczenia większości chorób hematologicznych. Tylko w wybranych, skomplikowanych przypadkach zwracamy się do Lublina z prośbą o przejęcie pacjenta. Na co dzień staramy się wszystkich chorych zaopatrzyć na miejscu, szczególnie że mamy pełne możliwości lecznicze, dostęp do chemioterapii, immunoterapii oraz większości tzw. programów lekowych i badań klinicznych nad nowymi lekami.
Dziękuję za rozmowę.
LI