Region
Źródło: AWAW
Źródło: AWAW

Starostowie listy piszą…

Starostowie powiatów bialskiego, parczewskiego, radzyńskiego i włodawskiego wystosowali list otwarty do premier Beaty Szydło, w którym proszą o pilną interwencję w sprawie zwalczania afrykańskiego pomoru świń (ASF) i łagodzenia skutków choroby.

Włodarze podkreślają, że sytuacja wygląda tragicznie. Skarżą się na nieefektywność działań ministrów rolnictwa i środowiska. - Zwracamy się z prośbą do pani premier, aby stanęła na czele sztabu kryzysowego i aby nim kierowała. Pełnomocnik rządu, któremu powierzono te zadania, nie radzi sobie z ich realizacją. Do dziś na terenie powiatu bialskiego zarejestrowano 38 ognisk ASF. Dlaczego ministerialny program bioasekurcaji wprowadzono dopiero wtedy, gdy ponad 1,3 tys. naszych rolników złożyło deklarację o rezygnacji z hodowli? Kto skorzysta z tego programu?

W liście do pani premier prosimy, by jeszcze raz zweryfikowano oświadczenia hodowców, aby mieli oni możliwość skorzystania z programu, który de facto powinien być wprowadzony już w ubiegłym roku – mówi starosta bialski Mariusz Filipiuk, przypominając jednocześnie o trudnej sytuacji rolników.

– Dziś nikt nie mówi tym ludziom, co mają robić w przyszłości. Złożyli oświadczenia i zadeklarowali, że przestaną produkować trzodę chlewną, ale nikt nie interesuje się, z czego mają żyć. Proponowane dopłaty wynoszą 93 zł za świnię. Skąd te kwoty? Średnio rolnik produkuje w ciągu roku trzy rzuty tuczników, więc powinien dostać trzy razy 93 zł. Dlaczego w mediach krajowych, w przeciwieństwie do lokalnych, nie mówi się o tak wielkim problemie, który dotknął naszych hodowców? – pytał M. Filipiuk.

 

Wielki upadek

Starosta radzyński Lucjan Kotwica wskazuje, że ASF uderzył także w gospodarstwa produkujące prosięta. – Dziś takie zwyczajnie się „dławią”. Utrzymywano w nich średnio po 300 macior. Prosiły się partiami co kilka tygodni. Po kilku dniach małe prosiaki odbierano do okolicznych chlewni. Dziś wszystkie stada hodowlane zostały pozamykane, gdyż znalazły się w zapowietrzonej lub zagrożonej strefie. Nie ma żadnych odbiorców prosiąt. Z konsekwencjami ASF zmaga się także obecna na terenie naszego powiatu stacja unasienniania zwierząt. Posiada ona knury o bardzo wysokiej wartości, zatrudnia też grono fachowców. Niestety, z powodu zablokowania obrotu wszelkimi produktami zwierzęcymi przedsiębiorstwo nie ma co robić. Firma prawdopodobnie upadnie – zaznacza L. Kotwica, podkreślając istnienie na rynku olbrzymiej nadwyżki mięsa wieprzowego na rynku. – Oczywiście jest ona sztuczna, bo rolnicy ze stref zapowietrzonych i zagrożonych nie mogą sprzedawać swoich tuczników. Od trzech tygodni na naszym terenie nie pojawiło się żadne nowe ognisko ASF, więc wynegocjowaliśmy z powiatowym lekarzem weterynarii, by pozwolił na organizację skupu i tzw. transporty łączone w obrębie jednej wsi. Niestety, ceny wieprzowiny w rejonie poszły mocno w dół. Początkowo przetwórcy proponowali naszym hodowcom kwotę w wysokości 3,6 zł/kg. W porównaniu do ceny na terenach nieobjętych restrykcjami (5,6 zł) różnica jest bardzo dotkliwa. Teraz stawka wzrosła do 4,4 zł, ale kwota ta wciąż nie satysfakcjonuje. Decydenci wzywają do przekwalifikowania, jednak taki proces wymaga czasu – zaznacza starosta radzyński.

 

Z kredytem w ręce

Starosta włodawski Andrzej Romańczuk wypowiada się w podobnym tonie. W powiecie, którym zarządza, stwierdzono pięć ognisk ASF. – Trzodę wybito, a rekompensat nie ma po dziś dzień. Ci, którym nie zlikwidowano hodowli, zostali pozostawieni sami sobie i – pomimo spadku ceny – mają problem ze sprzedażą swoich tuczników. Powiat włodawski znalazł się prawie w całości w strefie niebieskiej, gdzie wprowadzono potężne zaostrzenia. Ludzie nie wiedzą, co mają robić w przyszłości. Przez lata inwestowali w gospodarstwa, zaciągali kredyty, bo chcieli prowadzić produkcję. Liczyli, że przyniesie ona dochód i nie będą mieli problemów ze spłatą kolejnych rat. Dziś są bezradni, bo przeprofilowanie gospodarstwa wiąże się z potężnymi nakładami – mówi włodarz powiatu włodawskiego.

W powiecie parczewskim wystąpiło tylko jedno ognisko choroby. Sytuacja – jak na razie – wygląda na opanowaną. Tamtejszy starosta Jerzy Maśluch zwraca jednak uwagę na ogromne koszty walki z wirusem. – Musieliśmy zatroszczyć się o takie rzeczy, jak progi zwalniające, znaki ostrzegawcze, płyn dezynfekcyjny do mat. Gdy pytamy o refundację, nikt nie chce z nami rozmawiać. Na walkę z ASF wydaliśmy już naprawdę znaczące kwoty – tłumaczy J. Maśluch.

 

Skandal za skandalem

Powiaty bialski i radzyński przeznaczyły na walkę z wirusem po 100 tys. zł. Parczewski i włodawski wydały już po ok. 30 tys. zł. – Skierowaliśmy wnioski o refundację, ale nie otrzymaliśmy jeszcze żadnych środków i trudno powiedzieć, kiedy możemy na nie liczyć. Wszystko dlatego, że zmieniono pewne przepisy. Kwestie wyłożenia progów zwalniających czy oznakowania zostały scedowane na zarządcę drogi i nie możemy ubiegać się o refundację z tego tytułu. To nieuczciwe, ponieważ takie sprawy nie należą do zadań samorządu – podkreśla M. Filipiuk.

Starosta bialski narzeka też na palący problem odstrzału dzików. Z informacji uzyskanej 11 września od ministra środowiska wynika, że planowany odstrzał na terenie całej Lubelszczyzny został wykonany jedynie w 28%. – Wybija się ludziom zdrowe zwierzęta, prośne maciory, a nawet małe prosiaczki, a dziki dalej chodzą, gdzie chcą. To skandal! Ten odstrzał powinien być dziś wykonany w 70-80%. Niestety brakuje koordynacji działań ze strony władz Poleskiego Związku Łowieckiego. Zarząd okręgowy PZŁ w Białej Podlaskiej nie robi nic w kwestii zwalczania ASF. Łowczy okręgowy uznał, że obecnie nie ma powodów do współpracy z samorządem – twierdzi starosta bialski.

 

Bierność decydentów

Podczas spotkania, na którym doszło do podpisania listu przez czterech starostów, dziennikarze pytali o skuteczność takich pism. Wiadomo, że to nie pierwszy monit kierowany przez samorządowców w stronę rządu i ministerstw. Na większość pism nie doczekano się odpowiedzi, co jest sprzeczne z postępowaniem administracyjnym. Gminy Jabłoń i Milanów (powiat parczewski), które wystosowały do resortu rolnictwa stanowisko w sprawie ASF i ustawy o łowiectwie, otrzymały długą obraźliwą odpowiedź od podsekretarz Ewy Lech, która nie tak dawno spotkała się z hodowcami trzody chlewnej w Grabanowie, gdzie również obrażała zgromadzonych rolników. Wielu gospodarzy powtarza, że polski rząd zadziała być może dopiero wtedy, gdy wirus przedostanie się za Wisłę…

Wbrew obietnicom i deklaracjom nasz teren dalej jest Polską B.

AWAW