Starty na proch
Historia św. o. Maksymiliana Marii Kolbego porusza i szokuje do dziś. W tym roku mija 80 lat od jego męczeńskiej śmierci. - Decyzja o oddaniu życia nie była czymś chwilowym i jednorazowym. O. Maksymilian przygotowywał się do niej przez 47 lat. Wszystko zaczęło się już w dzieciństwie, od objawienia Matki Bożej ofiarującej mu dwie korony - opowiada franciszkanin o. Robert Maria Stachowiak, który przez cztery lata pracował w Siedlcach. - Ta czerwona, męczeńska „zrealizowała się” w Auschwitz. Niektórzy jego współbracia widzieli w nim mistyka. Czuli, że ma duchowy wgląd w to, co się dzieje wokół niego. On wiedział, że Bóg przygotował mu drogę męczeństwa, dlatego był gotowy poświęcić swoje życie za drugiego człowieka. Życiorysy świętych często są cukierkowe, opowiadają o samych pozytywach. Podobne spostrzeżenia można wysunąć także w przypadku o. Kolbego, jednakże... on naprawdę był dobry. Jego dobroć błyszczała nawet w obozie. Świadkowie, którzy zeznawali w procesie beatyfikacyjnym, przyznawali, że nie pamiętają, aby z jego ust wyszło jakieś wulgarne słowo, nikt nie widział, aby po kryjomu palił papierosy.
O. R. Stachowiak wie, co mówi, bo właśnie przygotował książkę zawierającą świadectwa więźniów Auschwitz, którzy spotkali w obozie o. Maksymiliana. – Informacje o jego ostatnich tygodniach czerpiemy z zeznań współwięźniów składanych w czasie procesu beatyfikacyjnego. Wspomnienia o o. Kolbe zbierali zaraz po wojnie także nasi bracia z Niepokalanowa – tłumaczy. – Niektóre z nich były publikowane w „Rycerzu Niepokalanej”. Wiele artykułów na temat o. Maksymiliana pisał również ks. Konrad Szweda. W swoich tekstach opisywał spotkania z Auschwitz. Ten kapłan był wielkim orędownikiem wyniesienia o. Kolbego na ołtarze – przyznaje o. Robert, dodając, że tytuł książki to cytat z wypowiedzi jednego z więźniów: „Widziałem człowieka niezwykłego”. – Więźniowie naprawdę podziwiali o. Maksymiliana. Opisują, że kiedy w Warszawie wsiedli do pociągu, który miał ich zawieźć do Auschwitz, o. Kolbe rozpoczął religijne śpiewy. Jego towarzysze od razu się przyłączyli. To był zupełnie inny transport niż wszystkie pozostałe. ...
Agnieszka Wawryniuk