
Stłuczka z policjantem
Nikt z nas nie zakłada, że przydarzy mu się coś w drodze. Każdy jednak może być uczestnikiem zdarzenia drogowego. Ale nawet jeśli skutkiem jest tylko wgnieciona blacha i zbite światło, zawsze pojawiają się duże emocje.
Scenariusz zdarzenia drogowego bywa różny. Czasami z groźnego, na pierwszy rzut oka, zderzenia samochodów wychodzą bez szwanku zarówno pasażerowie, jak i auta. Ale bywa, że w efekcie delikatnego stuknięcia, np. przy nagłym hamowaniu, trzeba ściągać karetkę i lawetę.
Ważna terminologia
Określenie zdarzenia drogowego zależy od stopnia powstałych szkód. Z kolizją mamy do czynienia wtedy, gdy uszkodzeniu ulegają samochody, natomiast kierowcy i pasażerowie wychodzą bez szwanku. Kiedy ludzie ponoszą tzw. uszczerbek na zdrowie lub są ofiary śmiertelne – zdarzenie jest wypadkiem samochodowym.
Rozstrzygnięcie, czy poszkodowani zostali ludzie, jest bardzo ważne, ponieważ decyduje o zachowaniu się uczestników lub świadków. Powinni oni pamiętać przede wszystkim o oznakowaniu terenu, czyli ustawieniu trójkąta ostrzegawczego: 30-50 metrów w terenie niezabudowanym oraz bezpośrednio za samochodem – w terenie zabudowanym. Ponadto zawsze trzeba pamiętać o włączeniu świateł awaryjnych.
Na bok – nie tylko emocje
Kiedy ma miejsce to łagodniejsze w skutkach zdarzenie, o wiele łatwiej powściągnąć emocje.
Jeżeli pojazdy zderzyły się na mało ruchliwej drodze lokalnej, na placu czy parkingu, zostawiamy je aż do przyjazdu policji. Inaczej sytuacja wygląda, gdy do stłuczki dochodzi tam, gdzie jest duże natężenie ruchu, np. na ruchliwej ulicy w centrum miasta, na skrzyżowaniu czy w jego pobliżu. Samochody należy usunąć, by nie zagrażały bezpieczeństwu na drodze, a także, by nie spowodować utrudnień w ruchu, a do takich niewątpliwie należy zakorkowana ulica. Przed sprowadzeniem aut na pobocze warto jednak zrobić zdjęcie sytuacyjne, choćby aparatem w telefonie komórkowym, najlepiej kilka ujęć. Ułatwi to zrobienie szkicu sytuacyjnego i rozmowę z ubezpieczycielem.
I kto zawinił?
Nie ma jednak jasnych reguł – decyzję o telefonie na policję każdy musi podjąć sam. Faktem jest, że uczestnicy kolizji nie mają obowiązku wzywania policji. Większość kierowców wozi dzisiaj w skrytce samochodowej druki oświadczeń powypadkowych – których wzorce są dostępne w internecie. Jeżeli żaden z uczestników kolizji ich nie ma, można spisać oświadczenie. Ważne, by znalazły się w nim: dokładne dane osobowe dotyczące kierującego pojazdem, jak też parametry pojazdu (nazwa firmy ubezpieczającej), szkic sytuacyjny, przyczyna zdarzenia oraz wyraźne określenie, kto zawinił.
Dzwonić, nie dzwonić?
Zdaniem Jacka Kobylińskiego, dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Siedlcach, trzeba wziąć pod uwagę wiele rzeczy. – Należy odpowiedzieć sobie szybko na kilka zasadniczych pytań – radzi, wymieniając ich listę. Czy uda się określić, kto jest winowajcą? Czy przyznaje się, że zawinił? Czy podpisze oświadczenie? Czy nie ma podejrzenie, że któryś z uczestników kolizji jest nietrzeźwy? Czy uczestnicy mają komplet dokumentów, tj. dowód tożsamości, prawo jazdy, dowód rejestracyjny, polisę, przegląd techniczny? Odpowiedzi twierdzące pozwalają kierowcom na załatwienie sprawy bez policji.
– Pobieżne spojrzenie na samochód nie zawsze wystarczy do określenia, czy szkoda jest rozległa. A jej wielkość też ma znaczenie; jeżeli jest poważna, mogą być problemy z ubezpieczeniem. Policjant na pewno lepiej opisze sytuację, co ułatwi odzyskanie ubezpieczenia – zaznacza J. Kobyliński. Podkreśla zarazem, że wezwanie policji wiąże się z konkretnymi konsekwencjami. Policjant na pewno wystawi mandat jednemu z uczestników kolizji. Wzywając policję trzeba liczyć się z tym, że to potrwa – zarówno dojazd, jak też ocena oraz rozmowa z kierowcami może zabrać sporo czasu.
MOIM ZDANIEM
Jacek Kobyliński – dyrektor WORD
Pierwszą reakcją uczestników zdarzenia drogowego jest zawsze szok. Jeśli nie ma ofiar w ludziach, pamiętajmy: nie ma powodu do paniki. A w związku z tym nie warto się awanturować, wytykać winę drugiemu kierowcy czy krzyczeć. Takie zachowania niczego nie zmienią, a na pewno nie ułatwią rozmowy, którą i tak trzeba będzie przeprowadzić. Podstawowa sprawa to zabezpieczenie miejsca zdarzenia, żeby inni kierowcy, zdezorientowani z powodu zamieszania na drodze, nie „dołączyli” do kolizji. Policja ma prawo ukarać kierowców, którzy nie zatroszczą się o bezpieczeństwo innych uczestników ruchu drogowego.
KL