Komentarze
Świadectwo

Świadectwo

Na okoliczność rocznicy wybuchu powstania warszawskiego jak co roku rozgorzała dyskusja dotycząca zasadności tego zrywu. Jak co roku też na kanwie tej dyskusji przystąpiono do definiowania słowa „patriotyzm”.

Któregoś dnia trafiłam w telewizji na końcówkę jednego z tego typu programów. Młoda kobieta mocno odżegnywała się od patriotyzmu emocjonalnego, irracjonalnego, patriotyzmu walki. Z zapałem przekonywała, że gdybyśmy zamiast walczyć, pracowali, sytuacja w naszym kraju byłaby znacznie lepsza.

Ten zapał przełożył się zresztą na niemalże odsądzenie od czci i wiary tych wszystkich, którzy stawali w szeregi walczących, a także tych, u których słowo „ojczyzna” wywołuje „niczemu niesłużące wzruszenia”.

A ja dopiero co byłam na patriotycznej uroczystości, która (wiem to na pewno) wywołała wśród uczestników wiele wzruszeń. Pięknych. W Seroczynie uhonorowano sztandarem szkołę im. ks. Wawrzyńca Lewandowskiego. O niezłomnym proboszczu słyszałam od kołyski. Babcia (rok urodzenia 1892) śpiewała nam różne piosenki. W tym też tę o „trzech mazurkach Lewandowskiego”. Zawsze przy tym ubolewała, że nie pamięta jej całej i że nie jest pewna, którego Lewandowskiego piosenka dotyczy. Przypisywała ją pamięci pułkownika Walentego Lewandowskiego, wojskowego naczelnika województwa podlaskiego w powstaniu styczniowym i stryjecznego brata patrona seroczyńskiej szkoły. Ale był to dobry punkt wyjścia do opowieści o księdzu Wawrzyńcu. Jak każda postać bohatera, tak i ta obrosła legendą. W przekazywanej przez babcię historii najbardziej dramatyczny był moment śmierci kapłana. I nie tylko z powodu, że kara pozbawienia życia mogła się wydawać nieadekwatna do popełnionych „przewinień”, ale dlatego, że – wedle relacji babci – towarzyszyły jej inne dramatyczne przeżycia. Kiedy wieszano księdza, miał nadjechać wysłannik cara z aktem łaski zamieniającym śmierć na inny rodzaj kary. Było jednak o moment za późno na uratowanie życia niezłomnego proboszcza, co wzbudziło jeszcze większy żal zegnanych dla oglądania wyroku okolicznych mieszkańców. Nigdy i nigdzie więcej nie spotkałam się z tą wersją wydarzeń, zważywszy jednak na praktyki cara i jego żołdaków, można ją przyjąć za wielce prawdopodobną.

Podniosła uroczystość, jaka miała miejsce w Seroczynie w przededniu rocznicy stracenia ks. Lewandowskiego (4 sierpnia 1864), poruszyła wiele serc. I myślę, że – wbrew logice wspomnianej na początku tekstu pani – czemuś ona służy. Czemuś ważnemu. Piękny montaż poetycko-muzyczny przygotowany przez uczniów szkoły i (kolejny już, zorganizowany przez tandem ksiądz proboszcz-wójt) koncert pieśni patriotycznych nie pójdą w zapomnienie. Skierowane przez gospodarza gminy do uczniów słowa Zbigniewa Herberta „bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny” może wydadzą się komuś irracjonalne, ale reżim znał ich siłę, skazując Herberta na literacką banicję, a ks. Lewandowskiego na śmierć. Podobnie jak – i za cara, i za komuny – znał siłę kazań i patriotycznych pieśni.

„…ocalałeś nie po to aby żyć // masz mało czasu trzeba dać świadectwo” – przekonywał we wspomnianym wierszu Herbert.

 I to świadectwo w Seroczynie zostało dane.

Anna Wolańska