Historia

Świadectwo ocalonego

Głęboko ufał Bogu, był wielkim czcicielem Matki Bożej i św. Maksymiliana, którego dobrze pamiętał z obozu. Poza tym był bardzo zacnym, a przy tym zwyczajnym człowiekiem - mówi ks. prałat Tadeusz Dzięga, wspominając Adama Jóźwika ocalonego z wojennej pożogi.

Wydawnictwo Unitas wznowiło wydanie „Wspomnień” autorstwa A. Jóźwika. To niezwykłe świadectwo przetrwania piekła nazistowskich więzień, obozów koncentracyjnych oraz aresztowania i sądzenia przez Urząd Bezpieczeństwa. Jóźwik urodził się w 1920 r. w Helenówkach (obecnie Turzostwo) w gminie Adamów. W 1935 r. ukończył szkołę powszechną w Woli Gułowskiej. Należał do Polskiej Macierzy Szkolnej i prowadził bibliotekę tej organizacji.

Działał też w Związku Strzeleckim i „Strzelec”. Miał dwóch braci, ale na prośbę rodziców postanowił związać swą przyszłość z wsią. Smak wojny poznał w pierwszych dniach września 1939 r., bronując świeżo obsiane żytem pole – ostrzelano go przy tej robocie z karabinu maszynowego z niemieckiego samolotu. W niedzielę 24 września kościół w Woli Gułowskiej, w którym czekał na Mszę, zaatakowali Niemcy. W pierwszych dniach października był świadkiem zaciętych walk o Wolę Gułowską, a w listopadzie A. Jóźwik wstąpił do partyzantki, pragnąc walczyć o wolność Polski. Rok później aresztowało go gestapo. Do 8 stycznia więziony był na zamku w Lublinie, po czym przewieziony został do Auschwitz. Obóz opuścił w marcu 1943 r. w grupie około tysiąca więźniów i trafił do łagru Buchenwald niedaleko Weimaru. Pod koniec czerwca wyjechał z transportem ok. 800 osób do KL Wernigerode w górach Harzu, do pracy w zakładach zbrojeniowych Rautal-Werke. Do domu powrócił na Boże Narodzenie 1945 r. Trzy miesiące później towarzysze z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łukowie aresztowali go, jak też jego ojca i brata. A. Jóźwik skazany na rok tymczasowego więzienia na wolność wyszedł 11 października 1946 r.

 

Zmagając się z przeszłością

W 2006 r. ks. prałat Tadeusz Dzięga, ówczesny proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, w granicach której po przeprowadzce do Łukowa zamieszkał z żoną A. Jóźwik, namówił go do spisania wspomnień. Już wcześniej pan Adam o swoich wojennych losach opowiadał w szkołach, jak też w kościołach, zwykle w rocznice związane z II wojną światową. – Miał co wspominać i o czym opowiadać, dlatego i nauczyciele, i księża chętnie go zapraszali. Słuchało się go bardzo dobrze – mówi ks. T. Dzięga, zaznaczając, że zachęcenie do utrwalenia na papierze swoich losów nie było ani oczywiste, ani proste. -Najpierw były długie godziny normalnych rozmów przy kawie. A jak już się zgodził zanotować wydarzenia z przeszłości i kilka pierwszych stron napisał, to nie wypadało mu się wycofać. Chociaż zmagał się i zastanawiał, czy tego nie rzucić. Ponieważ obiecał, doprowadził rzecz do końca – tłumaczy.

A. Jóźwik spisywał wspomnienia na raty. Przynosił do kancelarii po kilka kartek rękopisu, które na komputerze sukcesywnie przepisywane były „na czysto”. Kiedy skończył, zwrócił się do ks. Dzięgi: „Teraz niech proboszcz robi z tym, co uważa”. Po śmierci autora w 2008 r. tekst wraz z prawami autorskimi przekazany został Wyższemu Seminarium Duchownemu Diecezji Siedleckiej jako cegiełka na jego rzecz. W 2010 r. nakładem wydawnictwa Unitas ukazało się pierwsze wydanie „Wspomnień”.

 

Wojenne rany

Wstęp historyczny do książki opracował ks. dr Jacek Wojda, wykładowca historii Kościoła WSD. Jak w nim zaznacza, wyznacznikami jej kolejnych części są osobiste przeżycia bohatera, stąd rozdziały opatrzone zostały tytułami: „Wrzesień 1939”, „Auschwitz”, „Buchenwald” oraz „Trudna wolność”. Jej drugie wydanie łącznie z aneksem zawierającym zdjęcia i fotokopie listów autora liczy 136 tron. Ale nie dlatego czyta się ją jednym tchem, bez odrywania oczu i z wielkim poruszeniem serca. „Wspomnienia” mają charakter świadectwa i są od początku do końca bardzo prawdziwe. Szczerze, bez ogródek A. Jóźwik opisuje obozowe życie – które nie szczędziło mu głodu, chłodu i bólu. To w obozach zrozumiał, czym jest prawdziwy strach; oglądał egzekucje, nieraz był zdany na łaskę i niełaskę kapo czy esesmanów, przeżył trzy miesiące w karnej kompanii, a patrząc na kominy krematoriów, wyglądał śmierci.

 

Dzięki Maryi i Bożej opatrzności

Obozowy los, który po latach odczytywał jako szczęście w nieszczęściu, zetknął A. Jóźwika z o. Maksymilianem Kolbem – przebywali razem w jednym bloku. Wiedział, kim jest skromny franciszkanin dzięki temu, że w jego rodzinnym domu prenumerowany był „Rycerz Niepokalanej”. „Starałem się w miarę możliwości być blisko niego, słuchać jego głosu, jego proroczych słów” – odnotował po latach. Zapamiętał i opisał też scenę pobicia zakonnika przez kapo Krota i apel, podczas którego o. Maksymilian zgłosił się na dobrowolną śmierć za Franciszka Gajowniczka.

Książkę kończy szczere wyznanie: „Kiedy wspominam tamte lata wojny, okupacji i potwornych cierpień, których doznałem w niemieckich obozach koncentracyjnych, to wierzę, że ten straszliwy i bardzo długi czas (cztery lata i siedem miesięcy) przeżyłem tylko dzięki opatrzności Bożej i opiece Matki Najświętszej”.

 

Zacny człowiek

Ks. T. Dzięga przyznaje, że nie da się zapomnieć takich ludzi jak A. Jóźwik. Przede wszystkim dlatego, że był człowiekiem, którego charakter najlepiej opisuje słowo „zacny”. – W moim odczuciu dawał świadectwo swoją postawą. Oboje z żoną, o ile tylko mogli, codziennie byli na Mszy św. i przystępowali do Komunii św. Bardzo przemawia do mnie to, że zmarł miesiąc po swojej żonie. Wcześniej, opiekując się nią do końca, pokazał, na czym polega dotrzymanie przyrzeczenia małżeńskiego. Kiedy ją pochował i wszystko pozałatwiał, odszedł sam, jakby w poczuciu, że wypełnił do końca swoje zadanie – uzasadnia.

Na przekór trudnym wojennym i powojennym doświadczeniom – które często łamały psychikę albo prowadziły do zgorzknienia – A. Jóźwik miał w sobie dużo pogody ducha. Był też w pewien sposób pogodzony z przeszłością. Pewnego razu w rozmowie z ks. T. Dzięgą stwierdził, że – paradoksalnie – być może fakt, że czas wojny spędził w obozach, uchronił go od śmierci, na którą w większym stopniu narażała go walka z karabinem w ręce.

 

W Bogu nadzieja

Ale były proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego jest przekonany, że trudne przeżycia obozowe i ocieranie się o śmierć na każdym kroku pozostawiły niezagojony ślad w sercu pana Adama. – Zastanawiam się, jak mógł się czuć, gdy po swoich obozowych przeżyciach wrócił do Polski zadowolony, że wojna już się skończyła, i po krótkim pobycie w domu został aresztowany ponownie, tym razem przez komunistów. Trudno to dzisiaj pojąć, szczególnie młodym ludziom – stwierdza z refleksją ks. T. Dzięga. W pamięci zachował też słowa wypowiedziane przez autora wspomnień na koniec pracy: „Gdybym wiedział, ile mnie to będzie kosztować, to bym się nie dał namówić”. – Bo przypomniały o koszmarze tamtych lat – stwierdza ks. T. Dzięga. I dodaje, że człowieka podtrzymuje i pozwala przeżyć najgorsze sytuacje nadzieja pochodząca od Pana Boga. – Bóg odnajduje drogę do człowieka i pokazuje, że warto Mu zaufać do końca, na przekór wszystkiemu – puentuje.

 

Piękne człowieczeństwo

„Wspomnienia autorstwa pana Adama Jóźwika to nie tylko opis bolesnych i niezapomnianych doświadczeń młodego Polaka z okresu II wojny światowej, który niemalże pięć lat spędził w niemieckich nazistowskich obozach (…), ale także świadectwo człowieka wielokrotnie i cudownie ocalonego, który w nieludzkich warunkach wojny potrafił żyć pięknym człowieczeństwem, dostrzegając piękno także w innych. To również świadectwo wiary…” – napisał w przedmowie do książki ks. Mariusz Świder, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Siedleckiej.

KONKURS

Mamy dla Państwa pięć egzemplarzy „Wspomnień” Adama Jóźwika od wydawnictwa Unitas. By wziąć udział w konkursie, należy wysłać SMS o treści: ECHO1.odpowiedź na numer 72068 (2,46 zł z VAT) od czwartku, 7 lutego, od godz. 10.00, do środy, 14 lutego, do 22.00. Wygrają trzy osoby, które najciekawiej dokończą zdanie: „Warto poznawać lokalnych bohaterów, ponieważ… ”. Uwaga – odpowiedź nie może przekroczyć 160 znaków. Regulamin znajduje się na stronie www.echokatolickie.pl. Listę nagrodzonych zamieścimy w 7 nr. „Echa”.

LI