Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Świat antyczny z przymrużeniem oka

Doskonale przygotowani aktorzy i perfekcyjne stroje dały widowisko, jakiego nie powstydziłyby się profesjonalne sceny. Żelechowska grupa teatralna „Niby nic” z wystawiła kolejną sztukę.

Tym razem Anna Kapczyńska i jej aktorzy przenieśli żelechowian do czasów starożytnej Grecji. A wszystko za sprawą komedii „Moja żona Penelopa” autorstwa Wacława Stępnia i Zdzisława Gozdawy. - Przeglądając książki w antykwariacie, w jednej z nich natrafiłam właśnie na tę sztukę. Spodobała mi się, ponieważ była komedią, a tylko takie gramy, oraz miała szerokie grono bohaterów, co także pasowało do naszych założeń - opowiada A. Kapczyńska. Zadanie przeniesienia sztuki na deski teatralne nie było łatwe. Najpierw zostały przydzielone role. - Musiałam zastanowić się, kto do jakiej będzie pasował - przyznaje.

W składzie znaleźli się aktorzy, którzy na co dzień są nauczycielami, urzędnikami lub właścicielami firm. Ale właśnie takie osoby tworzą teatr „Niby nic”. W roli Zeusa wystąpił Łukasz Bogusz. Herę zagrała Miłka Porakowska, a Hermesa – Krzysztof Kapczyński. Owacje za vis comica zebrał wcielający się w służącego Zeusa – Grzegorz Głębicki. W rolach Eureki i Penelopy sprawdziły się: Elżbieta Pietryka i Lidia Soćko. Odysa zagrał Krzysztof Zaczek, filozofa Bidokleposa Grzegorz Szymczak. Orfeuszem i Homerem został Daniel Kocielnik, a w Galimatiasa wcielił się Marcin Maciejec. Zaś dyrektor teatru zagrała Małgorzata Barwicka.

 

Wszystko stworzyli sami

Przygotowania trwały od marca do listopada. W tym samym czasie były gromadzone stroje i scenografia. Oba elementy musiały nawiązywać do antyku. – Część strojów mieliśmy z poprzedniej sztuki „Jako w niebie”. Resztę musieliśmy dokupić albo zrobić – dodaje A. Kapczyńska.

Jeszcze więcej pracy wymagały dekoracje. – Własnoręcznie wykonaliśmy kolumny, które wyglądały jak prawdziwe. Biurka okleiliśmy okleiną imitującą marmur, a tło sceny udało nam się zrobić takie, że dawało ono efekt głębi – wylicza kierownik teatru i reżyser.

Premiera odbyła się 25 listopada. Spektakl odbył się na sali widowiskowej Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Żelechowie. Warto zauważyć, że było to pierwsze publiczne wystawienie „Mojej żony…” od lat 50. – Wyczytałam, że sztuka ta pojawiła się na scenie tuż po wojnie i wystawiano ją tylko sześć razy – mówi reżyser.

 

Szef bogów i biznesmen

Fabuła – choć czerpała z antyku – nawiązywała i do współczesności. Wynikało z niej, że tak jak wtedy, tak i dziś światem rządzą zdrada, miłość i intrygi. I właśnie do takiego świata zabrała widzów grupa „Niby nic”. Widownia mogła zobaczyć wierną Penelopę oczekującą na swego męża Odysa. Odtwórczyni tej roli (debiutantka) zadanie miała bardzo trudne. – Ta postać zupełnie do mnie nie pasowała. Jestem wulkanem energii, a Penelopę cechował spokój. Musiałam więc dopasować do niej mimikę i gesty. A na dodatek trzeba było zaśpiewać, co nie jest moją mocną stroną – zdradza L. Soćko.

Właśnie w ten melancholijny świat uczuć Penelopy zdecydowanie wkroczył Zeus. Nad wykreowaniem postaci napracował się Ł. Bogusz. – W spektaklu Zeus z jednej strony był królem bogów, z drugiej szefem przedsiębiorstwa piorunowego, a na dodatek kobieciarzem. Musiałem więc podkreślić jego moc, ale i uległość wobec kobiet. Bo, jak się później okazało, choć taki silny, bał się swojej żony Hery – opowiada Ł. Bogusz. Tak więc wszystkie intrygi Zeusa obróciły się przeciwko niemu.

 

To nas nakręca

Do tej pory sztukę zobaczyło kilkaset osób. – Nasi mieszkańcy z niecierpliwością oczekują kolejnych spektakli, więc natychmiast wykupują bilety. Tak było i tym razem. Zaletą żelechowskiej widowni jest jej żywiołowa reakcja. Czasami musimy przerywać grę, by widzowie się wyciszyli, ale taki odzew jeszcze bardziej nas nakręca – przyznaje A. Kapczyńska. Tym razem publiczność miała sporo okazji do ekspresji. – Na koniec sztuki wraz z widzami zatańczyliśmy taniec na wzór zorby – tłumaczy reżyserka i kierownik teatru.

Prawie dwugodzinny spektakl wzbudził szerokie uznanie. Dumny z grupy jest też dyrektor MGOK. – Nasi artyści wzbogacają życie kulturalne gminy, a to, co robią, robią po godzinach. Grają ku uciesze publiczności, choć i dla nich aktorstwo jest dobrą zabawą – podkresla Michał Sztelmach.

Tomasz Kępka