Świat, w którym ludzie są dobrzy
Znam wiele szczęśliwych rodzin wychowujących dzieci z zespołem Downa. Ich recepta na szczęście jest prosta, choć czasem trudna do zrealizowania: trzeba zaakceptować dziecko takim, jakie jest, z jego deficytami, a zarazem ogromnym potencjałem, który w nim drzemie, i nie pozwolić, aby go zmarnowano.
Czy naprawdę dzieci z zespołem Downa są zagrożeniem – jak to się przedstawia często w liberalnych mediach – szczęścia rodziców?
Każdy, kto zobaczy swoje dziecko po raz pierwszy, zakocha się w nim – bez względu na to, czy jest zdrowe, czy nie. Każdy też będzie chciał mu pomóc, aby mogło jak najlepiej funkcjonować. Czy nie wozimy naszych zdrowych dzieci na dodatkowe zajęcia rozwijające zdolności taneczne, wokalne, plastyczne? My, rodzice dzieci niepełnosprawnych, robimy to samo, tylko wozimy je w inne miejsca. Jeździmy na rehabilitację logopedyczną, sensoryczną, pedagogiczną itp., po to, aby mogły funkcjonować lepiej. Znam wiele szczęśliwych rodzin wychowujących dzieci z zespołem Downa. Ich recepta na szczęście jest prosta, choć czasem trudna do zrealizowania: trzeba zaakceptować dziecko takim, jakie jest, z jego deficytami, a zarazem ogromnym potencjałem, który w nim drzemie, i nie pozwolić, aby go zmarnowano. Zagrożeniem dla szczęścia rodziców jest ich własny egoizm i wygodnictwo. Na pewno nie są nim niepełnosprawne dzieci.
W fotogaleriach, które zamieszczacie Państwo na swojej stronie internetowej, widać ogrom miłości, pokoju, uśmiechu… Nie są udawane. Skąd się bierze ta radość?
Mój syn ma już 13 lat. To właśnie on jest źródłem radości i siły. Każdego dnia – jak prawdziwy mężczyzna – walczy ze swoimi słabościami (a ma z czym walczyć – jest dzieckiem z niepełnosprawnością sprzężoną), chodzi do szkoły, uczestniczy w rehabilitacji, a przy tym jest cały czas radosny, stara się być pomocny. Jest też ciekawy świata, uwielbia poznawać nowe miejsca. To on planuje rodzinne wakacyjne wyjazdy, analizuje mapy, wymienia kraje, które chciałby odwiedzić. Po prostu mam fajnego chłopaka, który widzi świat nieco inaczej. Jest on prosty i piękny, ludzie w nim są dobrzy, pomagają sobie, uśmiechają się do siebie.
Czasem warto by było zatrzymać się i popatrzeć na świat tak, jak widzą go dzieci…
Zdecydowanie! One są zwyczajnie szczęśliwe, bo mają kochających rodziców i rodzeństwo, mają wokół siebie tych, którzy ich lubią, chcą pomóc. Nie rozumiem zdziwienia ludzi, że jesteśmy szczęśliwi, mając niepełnosprawne dziecko. To prawda, że pojawia się więcej problemów, więcej pracy, więcej czasu musimy poświęcić na rehabilitację, naukę, ale widzimy efekty naszego działania. Nie oczekujemy współczucia ani litości. Wbrew powszechnym opiniom nie czujemy się pokrzywdzeni przez los, nie pokutujemy za grzechy, a dziecko niepełnosprawne nie jest dla nas karą. W momencie jego przyjścia na świat zmieniły się warunki naszego życia i musieliśmy przystosować się do nowych. Po prostu. ...
Ks. Paweł Siedlanowski