
Świat wściekłych ludzi
„Jednym z ulubionych epitetów na Wyborcza.pl jest przymiotnik «wściekły». Kupcy są wściekli, kibice są wściekli, fani, młodzi Polacy, ziobryści, nauczyciele, turyści, rodzice, pasażerowie czy też Francuzi. Lista do uzupełnienia. Żyjemy w świecie wściekłych ludzi. I zarażonych wścieklizną dziennikarzy. Wg wyborcza.pl oczywiście” - napisał kilka dni temu ks. Andrzej Draguła na swoim profilu facebookowym. Z ciekawości zajrzałem na wspomniany portal. Potwierdzam. Nie tylko zresztą tam można znaleźć wspomniane określenie.
Do „wściekłości” można dołożyć jeszcze inne słowa: dla autorów tekstów zamieszczanych na popularnych portalach internetowych wiele elementów rzeczywistości jest „porażających”, „skandalicznych”, „strasznych”! Powszechność określeń sprawia, że gubi się skala – wedle zasady: jeśli ktoś ciągle krzyczy (dla zabawy, żartu): „pożar! pali się!”, w którymś momencie, gdy rzeczywiście wydarzy się tragedia, nikt nie weźmie na serio ostrzeżeń.
W dobrym tonie w „oświeconych” kręgach jest bycie dziś wściekłym na ministra Przemysława Czarnka czy autora podręcznika do nowego szkolnego przedmiotu „historia i teraźniejszość” prof. Wojciecha Roszkowskiego – nawet jeśli się wzmiankowanej książki nie miało w rękach, a problem zna się co najwyżej z wyrywkowych, przekłamanych komentarzy. Swoją wściekłość można bezkarnie kierować w stronę polskich parlamentarzystów (tych ze Zjednoczonej Prawicy, rzecz jasna), samorządowców. Sądy są po „właściwej” stronie barykady, więc nie ma się czego obawiać. ...
Ks. Paweł Siedlanowski