Świąteczne tradycje i obrzędy
Był to również czas pełen zadumy, nakazów i zakazów. Tylko wtedy, stosując różne zabiegi, można było zapewnić sobie powodzenie w nadchodzącym roku czy spojrzeć w przyszłość. Bogatym w tradycyjną polską obrzędowość ludową jest czas Adwentu. Dawniej rozpoczynał się po św. Marcinie (11 listopada), potem po św. Katarzynie (25 listopada, „Święta Katarzyna Adwent zaczyna”), a obecnie po św. Andrzeju (30 listopada). Na północno-wschodnim Mazowszu i Podlasiu początek Adwentu ogłaszano dźwiękiem ligawek, czyli długich, drewnianych trąb. Grę na ligawkach uprawiali głównie kawalerowie, posiadający zdrowe i mocne płuca, zdolne do długiego i silnego wydechu. Dla uzyskania głębszego i mocniejszego brzmienia, ligawkę opierano o cembrowinę studni. Granie to nazywało się „otrąbianiem Adwentu” lub „trąbieniem na Adwent”.
Trąbieniem na ligawkach zwoływano o świcie wiernych na roraty. Pamięć o tej tradycji kultywuje Muzeum Regionalne w Siedlcach, gdzie co roku, już od 25 lat, organizowany jest regionalny konkurs gry na ligawkach.
W czasie Adwentu nie wykonywano żadnych prac polowych, ponieważ ziemia musiała odpoczywać przed wydaniem kolejnych plonów („kto ziemię w Adwent pruje, ta mu trzy lata choruje”). Wieczorami w izbach spotykały się sąsiadki lub młode dziewczęta. Przędły len, wełnę, skubały pierze, haftowały. Spotkania sprzyjały opowieściom, wspomnieniom zmarłych, śpiewaniu pieśni, opowiadaniu lokalnych nowinek. – Zdarzało się też, że na wieczornych sąsiedzkich spotkaniach kojarzono pary, stąd często Adwent nazywano też czasem swadziebnym („Kto się zaleca w Adwenta, będzie miał żonę na święta”). Nierzadko pod okna chałupy podkradali się kawalerowie i straszyli zajęte pracą kobiety. Stukali w szyby i ściany, zawodząc niczym pokutujące dusze, ukazując w oknie czarna od sadzy twarz. Potem z wielkim krzykiem wpadali do izby i płatali figle, na przykład wnosząc do środka wiadro z popiołem, jednocześnie wpuszczając wróble. Spłoszone ptaki fruwając po izbie rozrzucały wokół darte pierze wymieszane z pyłem popiołu – opowiada Dorota Filipowicz z Muzeum Regionalnego w Siedlcach. Takie wieczorne spotkania odbywały się jeszcze w latach 60 XX w.
W czasie Adwentu przede wszystkim zachowywano posty. W okolicach Siedlec jadano „psiochę”, kasze, kartofle, żur, kapustę, grzyby – rzadko okraszone olejem lnianym.
Nie przespać przyjścia Zbawiciela
W kulturze ludowej okres świąteczny rozpoczynał się 24 grudnia. Zapowiadała go wigilia, którą w Polsce zaczęto obchodzić w XVIII w. Ponieważ wydarzenia tego dnia miały konsekwencje w nadchodzącym roku, domownicy zwracali szczególną uwagę na zachowania, gesty czy wykonywane czynności. – Tego dnia każdy z domowników, w zależności od wieku i zdolności, miał do wypełnienia konkretne obowiązki. Wszyscy wstawali bardzo wcześnie rano, zgodnie z porzekadłem: „kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”, aby zdążyć ze wszystkimi przygotowaniami. Wczesne wstawanie tłumaczono na wiele sposobów: aby nie przespać przyjścia Zbawiciela na ziemię czy by zapewnić sobie zdrowie przez cały rok. Uważano, że wczesne wstawanie gwarantuje pracowitość, późne – lenistwo przez cały przyszły rok – tłumaczy D. Filipowicz.
Dzień rozpoczynano od pacierza, potem przystępowano do pracy. – Kobiety i młode dziewczęta kończyły ostatnie porządki, przyozdabiały izbę gałązkami świerku, dzieci pomagały w ubieraniu choinki albo podłaźniczki. Gospodynie piekły ostatnie ciasta, chleb na całe święta, przygotowywały wieczerzę. Mężczyźni od rana przygotowywali zapasy paszy dla zwierząt na wszystkie dni świąt. Tego dnia do obowiązków panów należało przyniesienie z lasu choinki: młodej sosny lub świerku. Po wieczornych obrządkach, przed wieczerzą mężczyzna przynosił do domu „króla” – snop zboża (najczęściej żyta lub pszenicy) i ustawiał go w rogu izby. W okolicach Łosic „król” miał trzy „głowy” na pamiątkę trzech mędrców przybyłych do nowonarodzonego Jezusa – wyjaśnia pracownik siedleckiego Muzeum Regionalnego. Uważano, że jeśli do domu tego dnia przyjdzie mężczyzna, gwarantuje to powodzenie, radość, zdrowie, a jeśli kobieta – niepowodzenie, nieszczęście, choroby.
W Wigilię od rana aż do wieczerzy wszystkich obowiązywał ścisły post „o chlebie i wodzie”. Gdy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda lub po zachodzie słońca, cała rodzina zasiadała do wieczerzy wigilijnej. – Zwano ją pośnikiem, postnikiem od spożywanych dań postnych. Nie zawsze spożywano ją przy stole. Początkowo służyła do tego odwrócone do góry dnem naczynie zwane dzieżą, przykryta sianem i przysypana ziarnem zboża, co miało gwarantować dobre zbiory w przyszłym roku. Na tak przygotowanej dzieży ustawiano jedną miskę z potrawą dla wszystkich domowników. W niektórych domach do wieczerzy zasiadano przy ławie – szerokiej ławce, przykrytej białym lnianym obrusem, pod który kładziono siano. Stół wigilijny na ogół ustawiano na środku izby. Kobiety lub dziewczęta nakrywały go białym obrusem. Pod obrus kładły siano, na pamiątkę siana w stajni betlejemskiej. W niektórych miejscowościach na pograniczu mazowiecko-podlaskim siano kładziono też na ławkach przykrytych chodnikami, pod stołem, aby potem razem z opłatkiem dać je zwierzętom – opowiada D. Filipowicz.
Nakrywając stół, ustawiano jedno dodatkowe nakrycie. Uważano, że tego wieczoru do swych domostw przychodzą dusze bliskich zmarłych.
Grochem o ścianę
Wieczerzę rozpoczynano wspólną modlitwą za bliskich zmarłych. Potem gospodarz składał wszystkim życzenia i łamał się opłatkiem. – W niektórych domach na pograniczu mazowiecko-podlaskim czyniono nad miejscami do siedzenia ruchy dłońmi naśladujące wymiatanie, dmuchano, stukano, pukano w stół, aby nie przysiąść przebywających tam dusz. Tego dnia należało przynajmniej spróbować każdej przygotowanej potrawy, aby nie doświadczyć w przyszłym roku głodu. A. Brückner podaje, że wieczerza chłopska składała się z siedmiu potraw, szlachecka z dziewięciu, a pańska z jedenastu. Na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy, do której zasiadło dwunastu apostołów, przygotowuje się dwanaście różnych potraw – podkreśla pracownik muzeum.
Przygotowywane potrawy były postne i pochodziły z darów lasów, ziemi, ogrodów, rzek i stawów. – Na żadnym stole nie mogło zabraknąć chleba, najczęściej pieczonego z mąki żytniej. Obowiązkowe były potrawy z maku: kluski z makiem i miodem, mak w cieście drożdżowym. Brak maku na stole wigilijnym oznaczał nieszczęście i niedostatek. Na wigilijnym stole obowiązkowo musiały pojawić się ryby, symbolizujące chrzest i pokarm chrześcijan. Innym obowiązkowym daniem była kapusta z suszonymi grzybami, grochem lub fasolą, wyrażającym trwałość i odnowienie. W okolicach Sokołowa Podlaskiego gospodarz po spożyciu pierwszej łyżki grochu rzucał nim o ścianę, by dobrze wiodło się w gospodarstwie, albo rzucał nim w sufit, aby był dobry urodzaj, a konie były zdrowe i dobrze biegały – wyjaśnia D. Filipowicz.
W okolicach Łosic bardzo popularne było ciasto marchwiowe. Był to dość słodki placek z dużą ilością tartej marchwi na sodzie i oleju roślinnym. Podczas pośniku należało się odpowiednio zachowywać, nie można było odchodzić od stołu, bo to zapowiadało nieurodzaj, odejście lub śmierć kogoś z rodziny w nowym roku. W okolicach Skórca pośnik spożywano na stojąco – mężczyźni stali, aby zboże na polu nie wyległo, młodzież – aby przez cały rok mieć zdrowe nogi.
Wieczór wigilijny, tak jak cały dzień, obfitował w różnego rodzaju wróżby i wierzenia. – Młode panny wychodziły na podwórko, przed dom i nawoływały: „Hop, hop, z której strony mój chłop!”. Nasłuchiwały, z której strony usłyszą echo lub szczekanie psa, z tej miał nadejść przyszły narzeczony. Młodzi ludzie wróżyli sobie też z siana i słomy wyciąganej spod obrusa. Zielone źdźbła zapowiadały wesele w karnawale, a zwiędłe i krótkie – dalsze oczekiwanie, natomiast łamiące się i kruche zapowiadały staropanieństwo lub starokawalerstwo – tłumaczy D. Filipowicz.
Herody we wsi
Rozpoczęty wieczorem wigilijnym okres świąteczny trwał dwanaście dni, aż do święta Trzech Króli. Nazywano go „dwunastnicą” lub „świętymi wieczorami”. – Pierwszy dzień świąt był dniem radości i wesela. Tego dnia można było sobie dłużej pospać, ale tak, by zdążyć rano do kościoła. Świąteczna uczta trwała już od śniadania, na które podawano różnie przyrządzone mięsiwa gotowane, wędzone. Podawano też bigos oraz słodkie wypieki: ciasta drożdżowe z rodzynkami, makowce, czasem pierniki. Zjadano także pozostałości z wieczerzy wigilijnej – opisuje pani Dorota.
Od tego dnia zaczynano obserwacje pogody. Niektórzy prowadzili kalendarz, w którym notowali obserwacje zmian pogody w ciągu dwunastu kolejnych dni. Każdy dzień był odpowiednikiem kolejnych dwunastu miesięcy nowego roku.
Drugiego dnia świąt, w uroczystość św. Szczepana, rozpoczynał się okres kolędowania. – Po wsi chodziły grupy kolędnicze z gwiazdą, szopką, po Nowym Roku przebierańcy, Herody, dziewczęta z „krakowskim weselem”. W zamian za życzenia urodzaju, zdrowia, powodzenia byli obdarowywani smakołykami lub drobnymi kwotami pieniędzy – zaznacza D. Filipowicz.
W Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu jak co roku przygotowano wystawę „Boże Narodzenie na Mazowszu”, która prezentuje cały przekrój tradycji bożonarodzeniowej w tym regionie. Na ekspozycji czynnej do końca lutego można poznać codzienność, zwyczaje i obrzędy ludności wiejskiej dawniej zamieszkującej Mazowsze związane z przeżywaniem Adwentu, Wigilii i Bożego Narodzenia, karnawału i święta Matki Boskiej Gromnicznej.
HAH