Światełko w tunelu?
Zaczęło się przed kilkoma tygodniami od losowania grup eliminacyjnych turnieju Euro 2016. Pojawienie się w naszej grupie Gibraltaru fani polskiego sportu narodowego przyjęli z entuzjazmem, uśmiechem politowania i gestem pukania się w głowę, skierowanym w stronę Półwyspu Iberyjskiego. Szybko się jednak okazało, że drużyna z tego egzotycznego kraju wcale nie jest kopciuszkiem. I z chłopca do bicia może stać się czarnym koniem.
Reprezentacja Gibraltaru w piłce nożnej powstała pod koniec XIX w. I to wcale nie w ramach masochizmu czy też po to, żeby poodbijać sobie piłkę od słynnych skał, ale by grać z innymi reprezentacjami. Jednak dopiero w ubiegłym roku drużyna została włączona do grona pełnoprawnych członków UEFA. Swoje najwyższe zwycięstwo w historii Gibraltar osiągnął w czerwcu 2003 r., pokonując 19:0 reprezentację wyspy Sark. Największe lanie drużyna z terytorium zamorskiego Wielkiej Brytanii dostała natomiast od Grenlandii, przegrywając z nią 0:5. Do największych sukcesów może zaliczyć bezbramkowy remis z reprezentacją Słowacji. Co warte podkreślenia, cztery dni wcześniej Słowacy wygrali z… Polską 2:0. Do tej pory Gibraltar jest jedyną niepokonaną w Europie reprezentacją.
Chwilę grozy musieli przeżyć polscy piłkarze, kiedy dowiedzieli się, że jednym z klubów piłkarskich Gibraltaru jest… Manchester United. To znaczy był. Bo choć angielski klub zgodził się na przyjęcie takiej nazwy przez drużynę z Półwyspu Iberyjskiego, to UEFA kazała ją zmienić. W reprezentacji znalazł się za to były zawodnik prawdziwych „Czerwonych Diabłów”. Niestety pozostali gracze to amatorzy, wśród których znaleźli się m.in. policjanci i urzędnicy. Radziłabym jednak uważać z lekceważącym tonem co do zawodów uprawianych przez piłkarzy, wszakże na olimpiadzie w Soczi polski strażak zdobył złoty medal. Przyznam się szczerze, że po takim dossier remis z Gibraltarem brałabym w ciemno.
Co gorsze, na chwilę przed meczem z jedyną niepokonaną reprezentacją w Europie wygaśnie umowa na sponsorowanie naszej drużyny przez pewną sieć komórkową. Decyzja o nieprzedłużeniu kontraktu nie wynikła, jak by się mogło wydawać, z utraty wiary w zwycięstwa polskich piłkarzy, ale ponoć ze zmiany strategii sponsoringowej firmy. „Cieszymy się, że nasze wsparcie przyczyniło się do sukcesów reprezentacji Polski” – napisano w komunikacie. Nie wiem, czy dyplomatycznie usposobionym autorom z owej firmy nie pomyliły się dyscypliny, bo ja nie przypominam sobie w ostatnich latach żadnych sukcesów. Jest też informacja, że sieć zainwestowała w polską piłkę nożną ponad 100 mln zł. Wydaje mi się, że zwrot „zainwestowała” jest nieco na wyrost. Bardziej adekwatne byłoby: „umoczyła”. Głos zabrał także przedstawiciel Polskiego Związku Piłki Nożnej: „Jesteśmy przekonani, że długoletnia współpraca przyczyniła się do rozwoju firmy”. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że to właśnie chęć rozwoju sprowokowała ucieczkę sponsora z tonącego okrętu, jakim jest polska piłka nożna.
A może zaistniała sytuacja to koło ratunkowe, światełko w tunelu, czyli pierwszy krok na długiej i wyboistej drodze do odrodzenia polskiego futbolu. Brak pieniędzy od sponsora spowoduje, że z kadry wycofają się jej gwiazdy. Wtedy wystarczy zawiesić jej działalność i zająć się trenowaniem sześciolatków. I tym sposobem za 12 lat zaczniemy odnosić sukcesy.
Kinga Ochnio