Kościół
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Święta zwyczajność

Na pierwszy rzut oka nie różnili się od innych. Józef pochodził z domu i rodu Dawida. Miał swoje plany na życie, własne wyobrażenie szczęścia. Poślubił Miriam z Nazaretu - i wszystko zaczęło się układać inaczej, niż sobie wcześniej wyobrażali.

Najpierw Dziecko. Wiedział, że nie jest jego. Anioł wprawdzie tłumaczył we śnie, że „z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (Mt 1,20), ale różne myśli na pewno w bezsenne noce w dumnej męskiej głowie się kołatały. Potem było Betlejem, narodziny Jezusa, dziwne słowa, które padły z ust starca Symeona, ucieczka do obcej, egipskiej ziemi. I długie lata zwyczajności. Ewangeliści praktycznie nie odnotowują, co działo się w ciągu kolejnych 30 lat po narodzeniu. Swoją kronikarską dociekliwość „włączają” dopiero po rozpoczęciu publicznej działalności Jezusa. Więcej można znaleźć w apokryfach, ale je z kolei odrzucono jako niewiarygodne i małowartościowe. Jakby codzienność bez cudów i „fajerwerków” była wstydliwa, nieewangeliczna, niegodna uwagi. Doprawdy? A może jest dokładnie odwrotnie! Przecież życie nie składa się jedynie z chwil doniosłych, wielkich. To tylko ułamek czasu. Do nieba nie idzie się w butach siedmiomilowych - przypomniał kilka lat temu papież Franciszek na Campus Misericordiae.

Małe kroczki, codzienne wierności, wygrane i przegrane bitwy są ważniejsze niż wielkie słowa i duchowe ekstazy. ...

Ks. Paweł Siedlanowski

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł