Święte Dni
Nie da się wierzyć w Boga opisanego wedle tylko kryteriów ludzkich i akceptowalnego jedynie w wymiarze uczynionym w myśl „ludzkiego obrazu i podobieństwa”. Prawdziwa wiara rodzi się tam, gdzie obumierają iluzje, zbyt ludzkie wyobrażenia o Bogu. Pod krzyżem rozum, wola, nadzieja, trzymając się kurczowo ziemskiej mądrości, wkraczają w ślepą uliczkę. Dochodzą do granic swoich możliwości poznawczych. Mistrz Eckhart podpowiada, że aby zrozumieć ten moment, trzeba zatrzymać się w postawie bezradności: nagi człowiek musi się spotkać z nagim Chrystusem, odartym z godności, sponiewieranym i umęczonym…
Przyjąć krzyż nie znaczy jedynie przytaknąć rozumem zbiorowi prawd zapisanych w Ewangelii, zaakceptować jego fakt jako dziejową konieczność, wypełnienie się Bożych obietnic czy pochylić się nad stacjami Drogi krzyżowej. To za mało. Trzeba otworzyć nań przestrzeń swojego życia, wejść w wydarzenie Golgoty i przyjąć jej logikę jako klucz do zrozumienia siebie, własnego losu. Konieczne jest zaakceptowanie prawdy, iż opowieść o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa z Nazaretu, jak też wydarzenia z mojego życia wzajemnie się dopełniają i interpretują. Mówił o tym blisko 38 lat temu św. Jan Paweł II (homilia na pl. Zwycięstwa w Warszawie): „Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie […] I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu na ziemi”. Nie ma zbawienia bez krzyża. Krzyż to znak zwycięstwa. ...
Ks. Paweł Siedlanowski