Diecezja
Źródło: J
Źródło: J

Święty na miarę czasu

Parafia Bożego Ciała w Siedlcach ma nowe relikwie. Do grona świętych i błogosławionych, którzy są czczeni w tym kościele, dołączył św. José Luis Sanchéz del Rio, 15-letni męczennik za wiarę należący do katolickiego ruchu oporu cristeros​ i stanowiący pierwowzór postaci chłopca José z filmu „Cristiada”.

Relikwie są prywatnym darem ks. dr. Krzysztofa Białowąsa, postulatora rzymskiego, który rok temu prowadził w parafii Bożego Ciała rekolekcje adwentowe. - Na ich zakończenie ofiarował nam wspaniały prezent. J. Sanchez del Rio z Meksyku będzie 12 świętym w naszym panteonie - mówił proboszcz parafii Bożego Ciała ks. prałat Stanisław Wojteczuk, witając zebranych na uroczystej instalacji relikwii, która miała miejsce 13 grudnia. Eucharystii przewodniczył bp Grzegorz Suchodolski. Współkoncelbransami byli: ks. K. Białowąs, ks. Maciej Majek - ojciec duchowny Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Siedleckiej, który głosił w parafii rekolekcje adwentowe, oraz ks. S. Wojteczuk. Z Lublina przybył zespół Guadalupe, który zadbał o oprawę muzyczną. Na początku Mszy św. proboszcz parafii przypomniał życiorys młodego męczennika. Następnie bp G. Suchodolski uroczyście zainstalował relikwie i poświęcił mozaikę na cześć Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, Matki Bożej z Guadalupe i św. J. Sancheza del Rio stanowiącą wotum wdzięczności Bogu za opiekę podczas pandemii. Odśpiewano również litanię do świętego męczennika.

W kazaniu bp G. Suchodolski podkreślił, że św. J. Sanchez del Rio własną krwią przypieczętował wierność Temu, któremu służył jako Królowi. – „Viva Cristo Rey” – wołał w chwili męczeństwa. W znaku tych relikwii, za które dziękujemy przyjacielowi parafii ks. Krzysztofowi, doświadczać będziemy mocy wiary całego Kościoła, który im bardziej pokrzywdzony i poniewierany, tym bardziej przypomina umęczonego i zdradzanego Jezusa – powiedział biskup. – Człowiek tak młody, tak słaby wobec nawałnicy zła w zwyczajnych warunkach nie jest w stanie zwyciężyć nawet lęku w sercu. Tymczasem św. José, wpatrzony w świętą Panienkę z Guadalupe, odważnie idzie krzyżową drogą Pana aż po swój grób ku miejscu ostatecznego świadectwa. Skąd taka moc w tak słabym ciele, skąd taka wiara w czasie, w którym Kościół zdaje się całkowicie przegrywać ze światem? – pytał bp Suchodolski. I odpowiadał: – Świadectwo jest na końcu. Wcześniej jest głębokie zatopienie się w Bogu, odkrycie Jego miłości, formacja, dzięki której człowiek dojrzewa, nabiera męstwa i odwagi, by postawić i umiłować Boga ponad wszystko, nawet ponad swoje życie – przypomniał ksiądz biskup, dodając, iż tacy byli bohaterowie niedzielnych czytań – prorok Izajasz, Jan Chrzciciel i św. Paweł, a także bł. ks. Jerzy Popiełuszko, bł. Męczennicy z Pratulina, bł. Karolina Kózkówna oraz św. J. Sanchez del Rio.

 

Im więcej pokory, tym więcej świętości

Biskup pomocniczy zaznaczył, iż przez świętość młodych Kościół może odnowić swój zapał i energię apostolską. – Dlatego cieszę się, że do panteonu świętych, którym oddaje się cześć w tej świątyni, dołącza J. Luis Sanchéz del Rio, patron ostatnich Światowych Dni Młodzieży w Panamie. Niech przykład i ofiara jego życia zachęcą wielu młodych tej parafii do odkrycia prawdziwej drogi wiary i umiłowania Kościoła – zaapelował. – My często rezygnujemy ze świadectwa, bo czujemy się za mali, nic nieznaczący. Oglądamy się na tych, co są znani i medialni. Tymczasem prawdziwi święci nie patrzą na innych, ale na Boga. I to im wystarcza. Świadectwo na pokaz to celebryctwo. Prawdziwe męczeństwo jest tam, gdzie liczy się tylko miłość – podkreślił biskup, zachęcając do przyjrzenia się swojemu chrześcijaństwu: czy jest ono celebryckie – czyli na pokaz, menedżerskie – czyli na efekt, a może prawdziwe, gdzie liczy się tylko miłość. – Im więcej pokory, tym więcej świętości – zauważył uwagę bp Suchodolski, zaznaczając, że św. J. Sánchez del Río to znak wierności, której żadne modne trendy ani wrogie ideologie nie są w stanie odłączyć od miłości Boga. Jego świadectwo może nam pomóc nawet w najtrudniejszych chwilach życia ogłaszać Boga Królem.

Na zakończenie Eucharystii wierni otrzymali obrazki z wizerunkiem młodego męczennika oraz litanią.


Kim był św. José Luis Sanchéz del Rio?

Jego postać ukazuje film Deana Wrighta pt. „Cristiada”, który kilka lat temu można było oglądać w kinach. Poruszająca historia José zaczęła się na początku XX w. W rządzonym przez masonów Meksyku robiono wszystko, by zniszczyć Kościół katolicki. Eskalacja tych działań nastąpiła w latach 20, w czasie rządów Eliasa Callesa. Kapłanom zakazano odprawiania Mszy św., misjonarzy wyrzucono z kraju, a tych, którzy nie chcieli się podporządkować, mordowano. Przeciwko represjom wystąpił ruch oporu cristeros, do którego należeli katolicy prowadzący powstańczą walkę z reżimem. Pomimo sprzeciwu rodziców szybko dołączył do nich mały José. Jego mama i dowodzący cristeros gen. Pridencio Mendoza nie chcieli się na to zgodzić. Chłopak jednak bardzo nalegał, mówiąc: „Mamo, nigdy nie będzie mi tak łatwo wejść do nieba jak teraz”. W końcu udało mu się przekonać zarówno ją, jak i generała. Cristeros nazywali chłopca Tarsycjuszem na pamiątkę świętego męczennika noszącego w pogańskim Rzymie Komunię św. więzionym chrześcijanom.

W partyzantce José przygotowywał posiłki, czyścił broń i nosił sztandar. Podczas bitwy w 1928 r. oddał swojego konia rannemu generałowi, a sam został pojmany przez wojsko. Aresztowano go w zakrystii kościoła. Podczas swej niewoli codziennie przyjmował Komunię św. z rąk wuja ks. Ignacio Sanchéza. Odmawiał także Różaniec i starał się nawrócić swych prześladowców. Wielokrotnie stawał w obronie Kościoła. Żołnierze prezydenta Callesa za wszelką cenę chcieli przeciągnąć świątobliwego chłopca na swoją stronę, ale José nie dawał za wygraną. 15-latka zabrano nawet na egzekucję jednego z cristeros i na oczach chłopaka rozstrzelano jego przyjaciela, do którego José zdążył zawołać: „Zaraz będziesz w niebie, przygotuj mi tam miejsce”. 10 lutego 1928 r. antyklerykałowie skazali go na śmierć. Chłopiec przeszedł prawdziwą Golgotę. Na początek zdarto mu skórę ze stóp i zmuszono do przejścia długiej drogi z kościoła na cmentarz. José ledwo powłóczył nogami, po drodze upadał, płacząc z bólu, ale antyklerykałowie nie mieli litości. Kazali mu iść dalej, popędzając ukłuciami bagnetów i prowokując: „Jeśli krzykniesz «śmierć Chrystusowi», oszczędzimy cię”. Jose jednak milczał, bo nigdy nie przyszłoby mu do głowy zdradzić Jezusa. Kiedy dotarł na miejsce kaźni, krzyknął na cały głos: „Viva Cristo Rey”, czyli „Niech żyje Chrystus Król”. Wtedy padł śmiertelny strzał. Własną krwią zakreślił na ziemi znak krzyża.

20 listopada 2005 r. papież Benedykt XVI wyniósł 15-letniego Meksykanina do chwały ołtarzy. Natomiast 16 października 2016 r. papież Franciszek ogłosił José świętym. Jego wspomnienie Kościół obchodzi 10 lutego.

Jolanta Krasnowska