Swoje cierpienie zawierzył Bogu
Karol Goławski urodził się 18 marca 1989 r. w Łukowie. Najmłodszy z trójki dzieci Zofii i Stanisława Goławskich. W 1995 roku rozpoczął edukację w Szkole Podstawowej w Staninie. Naukę kontynuował w Publicznym Gimnazjum w Staninie, a następnie w łukowskim Zespole Szkół nr 3 im. Wł. St. Reymonta. W 2008 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Siedleckiej. Kapłaństwo było jego wielkim pragnieniem i marzeniem, które towarzyszyły mu właściwie od najmłodszych lat. Pod koniec pierwszego roku studiów seminaryjnych nastąpił nawrót choroby nowotworowej, z którą mierzył się już jako uczeń trzeciej klasy gimnazjum. Jego życie toczyło się między szpitalem a seminarium.
8 grudnia 2010 r. przyjął strój duchowny. Choroba nie ustępowała; alumn Karol coraz częściej i na dłużej musiał pozostawać w szpitalu. 19 marca 2012 r. przyjął posługę akolitatu. Po tej uroczystości do seminarium już nie wrócił. Pomimo pojawiających się wielkich trudności zdrowotnych, w Wielką Środę przybył do kościoła parafialnego na Mszę św., którą w jego intencji zamówiła młodzież z parafii. Przekraczając własną słabość uczestniczył w całym Triduum Paschalnym i świętowaniu Zmartwychwstania Pańskiego.
Dzielnie dźwigał krzyż choroby szczególnie w ostatnich dniach swojego życia. W tym czasie korzystał intensywniej z sakramentów świętych. W piątek, 20 kwietnia, trafił na oddział onkologii szpitala wojewódzkiego w Siedlcach. Następnego dnia, wieczorem, świadomy stanu, w którym się znajdował pożegnał się ze wszystkimi, modlił się ze zgromadzonymi wokół niego, prosił o błogosławieństwo. Otoczony najbliższą rodziną zmarł w niedzielę, 22 kwietnia, o 9.00.
Uroczystości pogrzebowe odbyły się 25 kwietnia. Po wyprowadzeniu ciała zmarłego z domu rodzinnego w Wesołówce, w kościele Trójcy Świętej w Staninie celebrowana była Eucharystia, której przewodniczył ks. proboszcz Z. Głębicki. Ciało al. Karola Goławskiego spoczęło na miejscowym cmentarzu. W ostatniej drodze zmarłemu klerykowi, oprócz najbliższych, towarzyszyli koledzy i wykładowcy z seminarium, przyjaciele, znajomi, mieszkańcy rodzinnej Wesołówki i Stanina.
MOIM ZDANIEM
Ks. Zygmunt Głębicki, proboszcz parafii Trójcy Świętej w Staninie
Od dziecka był gorliwym ministrantem, co – jak można było zauważyć – dawało mu wiele satysfakcji i zadowolenia. Z wielkim szacunkiem odnosił się do księży i starszych kolegów. Być może już wtedy w jego sercu tliła się iskra powołania kapłańskiego. W trzeciej klasie gimnazjum zdiagnozowano u niego nowotwór. Jednak al. Karol nie poddał się. Terapia, pobyty w szpitalu i ogromna modlitwa zatrzymały chorobę. W 2008 r. wstąpił do seminarium. Bardzo chciał zostać księdzem. Jego powołanie było bardzo widoczne; wśród rówieśników wyróżniał się wielką pobożnością i pokorą, o czym wszyscy mogli się przekonać, kiedy pod koniec pierwszego roku pobytu w seminarium nastąpił nawrót choroby. Od tamtej pory jego życie toczyło się między szpitalem a WSD. Jednak nigdy nie stracił wiary. Wciąż dążył do celu, jakim było dla niego odprawienie chociaż jednej Mszy św. Mimo choroby starał się uczestniczyć w życiu seminaryjnym, miał plany na przyszłość. To dawało mu siłę do mierzenia się z nowotworem. W seminarium czuł się bardzo dobrze, było dla niego oazą. Miał świetny kontakt z kolegami i wykładowcami. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, bo Karol był bardzo pogodnym, radosnym i uczynnym człowiekiem. Duża w tym zasługa jego rodziców – Zofii i Stanisława – którzy stworzyli pełną miłości i religijną rodzinę. Uważam, że Karol byłby bardzo dobrym, zdyscyplinowanym i pożytecznym kapłanem.
Jego choroba, cierpienie pokazały, w jaki sposób Bóg może zwyciężyć w człowieku, który swoje życie oddał na służbę miłości. Śmierć, a potem pogrzeb tego młodego człowieka były sprawiły, że przeżywaliśmy w naszej parafii misje.
MD