Komentarze
Sylwestrowy chaos myśli

Sylwestrowy chaos myśli

Koniec roku to zawsze dobry moment dla zadumy i refleksji. Nawet w sytuacji, gdy większość preferuje zdecydowanie inny styl jednoczesnego pożegnania i powitania. Już za kilka dni będziemy tego świadkami. Miliony złotych puścimy z dymem fajerwerkowych świecidełek, które zaledwie błysną, a już są przeszłością.

Ze srebrnego ekranu sowicie opłacone gwiazdy będą nam z kolei wmawiać, że to właśnie z nimi bawimy się najlepiej. A my różnie: trochę tanecznie, trochę procentowo, trochę krzykliwie, czasem trochę nadgorliwie radośnie. Nadgorliwie, no bo i z czego tak naprawdę się cieszyć? Z tego, że wszyscy stajemy się o rok starsi?

Takie nasze życie, taka rzeczy kolej… Coś się kończy, coś się zaczyna, coś przemija, coś przychodzi. W codziennym zapędzeniu nawet nie próbujemy się zadumać. Wmawiamy sobie, że to z braku czasu. Pędzimy. Szybciej, dalej, więcej, lepiej. Czasem nie mamy chwili nawet dla tych najbliższych i najważniejszych, bo przecież… oni akurat mogą poczekać. Praca, decyzja, umowa, spotkanie… to co innego – nie poczeka. I znowu kolejny dzień, tydzień, miesiąc, w końcu rok. I tylko szepniemy sobie w przypływie melancholijnego zatrzymania: kiedy to minęło? No właśnie: żyjemy tak szybko, że przestajemy nawet zauważać upływ czasu.

A przecież nasze dziecko nie będzie miało drugi raz pięciu, dziesięciu czy piętnastu lat. Ono ma je teraz i właśnie teraz, dzisiaj potrzebuje nas obok siebie i potrzebuje naszego czasu dla siebie. Nie za miesiąc czy dwa, tylko tu i teraz. Są rzeczy i sprawy, których ani zastąpić, ani nadrobić się nie da. Jeśli bardzo będziemy chcieli, to wmówimy sobie, że jest inaczej, ale tylko po to, by uciszyć głos wyrzutu, pretensji do samego siebie. A właśnie ten głos powinien być w tym momencie najważniejszy, bo dowodzi istnienia w nas resztek jakiejkolwiek uczuciowości. Nawet jeżeli jest to już głos cichuteńki i słabiutki…

Powoli przestajemy rozmawiać. Przesyłamy sygnały: kciuki, buźki, emotikon. Pisać też nam się nie chce, bo przecież… nie mamy czasu. Już nawet sms to zbyt wielki wysiłek, a przede wszystkim wysiłek absorbujący i czasochłonny. Jak to dobrze, że możemy przygotować sobie parę szablonowych gotowców i obsługiwać zbiorowo adresatów. Jaka to oszczędność cennego czasu. Z jednej strony tak, ale gdzie w takim szablonie miejsce dla drugiego człowieka? Jak w tej masowości chcemy pomieścić indywidualność i bezpośredniość? Tu nie ma tak naprawdę żadnej osobistej relacji. Jest tylko odrobina pamięci, ale gdyby nie pamięć urządzenia, to i tak stanęlibyśmy w obliczu swojej bezradności.

Będziemy sobie życzyć dobrego roku. Powiemy: i żeby nie był gorszy jak ten stary. A tak naprawdę, to jaki – życzeniowo – ma być ten nowy, nadchodzący rok? Dobry? A cóż to tak naprawdę znaczy? Przecież doczekaliśmy się takiego zrelatywizowania rzeczywistości i nadania słowom nowych znaczeń, że naprawdę trudno już się połapać. Słowo samo w sobie pozbawiamy jego naturalnego znaczenia i przekazu. Ważniejsze wydaje się być, kto to słowo wypowiada.

A ja mam dzisiaj tylko jedno życzenie. Dla wszystkich. Skoro już musimy się różnić, to niech najbardziej różnią się ci, którzy biorą za to pieniądze. Tam, na górze i w telewizyjnych studiach. A my tu, na dole, przede wszystkim się zgadzajmy. A jeśli już się różnimy, to różnijmy się tak pięknie, jak pięknie potrafimy się zgadzać. I nie pozwólmy wmówić sobie, że więcej nas dzieli, niż łączy, bo to nie jest prawda. I nie przyjmujmy zaproszenia do dyskusji na ulicy, bo ci, którzy na takie pomysły wpadają, albo nie wiedzą, co mówią, albo z kolei dobrze wiedzą i wtedy już zupełnie nie wiadomo, który stan jest gorszy.

Janusz Eleryk