Komentarze
Syndrom młodego wikarego

Syndrom młodego wikarego

„On nic się nie nauczy, bo pokory mu brak”. Te słowa wypowiada w ostatnim odcinku serialu „Ranczo” gospodyni do swego proboszcza. Niby nic odkrywczego, „oczywista oczywistość” – a jednak jest to stwierdzenie głębokie, czego nie omieszkał podkreślić nawet serialowy proboszcz.

Zaś bohaterem tej niezbyt przychylnej oceny gosposi był nowy wikary, któremu – mimo niewielkiej liczby przeżytych wiosen – wydawało się, że duszpasterstwo i Kościół zaczynają się dopiero od niego. Uważał też, niestety, że przywdzianie sutanny okrywa go jednocześnie płaszczem nieomylności, dając prawo do nieograniczonej swobody ferowania sądów, potępiania i deptania godności innych, przy całkowitej nieumiejętności oddzielenia zła od człowieka, który je popełnia. Postać może nieco przerysowana, doskonale jednak oddaje pewien sposób myślenia, charakterystyczny najczęściej dla ludzi młodych (choć może lepiej użyć słowa: niedojrzałych, bo u niektórych przypadłość ta wcale z wiekiem nie mija). Serialowy wikary znajduje oparcie w córce wójta i młodym pracowniku gminy, zaś ich wspólnym hasłem stają się słowa: „Czas na zmianę pokoleniową!”.

Wzruszy ktoś ramionami: A co to, oni pierwsi? Wszak taka sytuacja konfliktu pokoleń powtarza się z regularnością zegarka mniej więcej cztery razy w ciągu stulecia. „Młodzi” krytykują „starych” za skostnienie i zachowawczość, „starzy” zarzucają „młodym” brak rozwagi, pokory i doświadczenia. Zmieniają się formy i kontekst historyczny tych odwiecznych dyskusji, ale istota – nie.

Jak świat światem, młodzi zawsze uważali, że wiedzą wszystko najlepiej. Mieli gotowe recepty na rozwiązanie problemów świata. Uważali, że nie potrzebują korzystać z rad i doświadczeń pokolenia swych rodziców, któremu gotowi byli przypisać winę za całe zło na świecie. Większość z nich jednak życie uczyło dość szybko pokory… i ani się obejrzeli, jak stawali oko w oko ze swymi dorastającymi dziećmi. A dalej było już tak samo, zmieniały się tylko role.

Byli jednak i tacy, których nawet ciężkie życiowe doświadczenia pokory nie nauczyły. Oni dalej uważali, że mają receptę na całe zło świata. Nadal stawiali swą ciasną doktrynę wyżej niż żywego człowieka… a jeśli fakty przeczyły ich teoriom? Tym gorzej dla faktów!

Tak naprawdę, ów „młody wikary” tkwi w każdym z nas. Pół biedy, jeśli życiowe doświadczenia skruszyły ów pancerz przekonania o własnej nieomylności i wielkości. Gorzej, jeśli – przeciwnie – spotęgowały upór i chęć postawienia na swoim. Taki człowiek tylko umęczy i siebie, i innych.

A zatem… módlmy się o pokorę. Dla siebie. 

Ks. Andrzej Adamski