Komentarze
Systema

Systema

„Ogórek, ogórek, ogórek zielony ma garniturek, i czapkę, i sandały, zielony, zielony jest cały” - śpiewały dawno temu moje małe dzieci jedną ze swoich ulubionych piosenek.

Podobny śpiew można było usłyszeć po pierwszym oficjalnym wystąpieniu SLD-owskiej kandydatki na prezydenta. W zasadzie trudno powiedzieć, żeby na Magdalenie Ogórek - po przedstawieniu przez nią programu wyborczego - nie zostawiono suchej nitki, ale jednak zarzucono jej dosyć intensywną zieloność w wielu kwestiach, jakie kandydat na prezydenta winien by ogarnąć.

Obejrzałam to wystąpienie. Magdalena Ogórek przypominała dobrze przygotowaną do wygłoszenia referatu na szkolnej akademii uczennicę. I jakoś tak powiało Rocznicą Rewolucji Październikowej. Skromny, identyfikujący oratorkę z szarymi obywatelami strój, sposób recytowania tekstu, wyuczenie się go prawie na pamięć… Prawie jednak, jak wiadomo, robi różnicę. I tu też zrobiło. Kandydatka na prezydenta (prezydentkę?) nie przekonała, że mówi tekstem własnym.

Zostawmy jednak to, co mówiła. O zwycięstwie w wyborach, czego niejednokrotnie doświadczyliśmy, niekoniecznie przesądza strona merytoryczna. Toteż obśmiana w pierwszym momencie po zgłoszeniu kandydatka wcale nie musi być, jak to przewidywano, strzałem w stopę Leszka Millera i jego partii. Idę o zakład, że wielu upoważnionych do wyborczego głosu młodych panów poprze tę panią dla jej walorów czysto zewnętrznych – a takich Ogórek nie brakuje. Jeśli jeszcze potrafi obrzydzić wyborcom konkurencję… Patrząc na naszą polityczną scenę, nie sposób bowiem nie przyznać racji pokracznemu w swoim człowieczeństwie, ale skutecznemu w osiąganiu celów Czerepachowi, że nie rozum, ale ludzkie emocje głosują. Przy czym zaprezentowane przez Ogórek „reformy” właśnie do emocji się odnoszą. Kwestia pracy i praw dla młodych, rozdzielenie państwa od Kościoła, kwestia aborcji… To nośne tematy. Uprasza się więc o nieco pokory osoby, które zastanawiają się np. nad tym, jak historyczka Kościoła poradzi sobie w rozmowach z Władimirem Putinem. Myślę, że ten problem będzie rozważało nie aż tak wielu wyborców.

Trudno, oczywiście, wróżyć kandydatce Millera totalny sukces w wyścigu do żyrandola, ale ile osób jeszcze niedawno puknęłoby się w czoło na samą myśl, że prezydentem sporego miasta zostanie Robert Biedroń? (W ostatecznym rozrachunku nieważne okazują się kwestie, które do tego doprowadziły, tylko wynik.) Albo że nakład ateistycznego pisemka „Charlie Hebdo” aż tak wzrośnie po zamachu na jego pracowników? Można by (cynicznie?) powiedzieć, że niezłą przebitkę zafundowali tygodnikowi ci, którzy ponieśli śmierć. Albo ci, którzy do tej śmierci się przyczynili. Tak czy owak, zagrały tu emocje. I wygląda na to, że one są siłą napędową naszych zachowań i naszych wyborów. 

Abstrahując już nieco od wspominanej wyżej pani, zastanawiam się nad przebiegiem majowego referendum. Wszak po raz pierwszy ma mieć miejsce powszechne głosowanie korespondencyjne, które zakłada poprawienie stale pogarszającej się wyborczej frekwencji. Tylko jak po ubiegłorocznych przewałkach można mieć jeszcze zaufanie do naszych – nie tylko elektronicznych – systemów?

Anna Wolańska