Komentarze
Szaleństwo bez metody

Szaleństwo bez metody

Zastanawiam się czasami nad kondycją intelektualną współczesnych ludzi, a szczególnie nad pewną skłonnością do podążania za coraz to nowszymi ideologiami. Odnoszę wrażenie, że łapanie na lep szybkich, niesprawdzonych i cudacznych informacji przestało już być tylko snobizmem i ciągłą chęcią bycia w czołówce awangardy.

Za tym chyba kryje się coś więcej. W swoich poszukiwaniach natknąłem się na pewien tekst ówczesnego prefekta Kongregacji Doktryny Wiary rozjaśniający niejako ten właśnie problem. 30 lat temu kardynał Ratzinger w Pradze w Czechach, których dwuletnia wówczas demokracja obfitowała w obietnice i niebezpieczeństwa, ostrzegł słuchaczy swojego wykładu przed różnicą między utopią i eschatologią, ujmując tę ostatnią jako zrozumienie i wiarę w „koniec”, tj. życie wieczne. Wiara w utopię, którą określił po prostu jako „nadzieję na lepszy świat w przyszłości”, zajęła miejsce życia wiecznego wśród słabnących wierzących na całym Zachodzie. Dla współczesnego człowieka, kontynuował Ratzinger, „życie wieczne jest rzekomo nierealne; mówi się, że oddala nas od czasu rzeczywistego. Zaś utopia to prawdziwy cel, do którego możemy pracować wszystkimi siłami i zdolnościami”.

Pycha człowieka „zastępuje eschatologię stworzoną przez siebie utopią”, która „ma zamiar spełnić nadzieje człowieka” bez odniesienia do Boga. Nieustannie pociągany nowszymi zdolnościami technokratycznymi, współczesny człowiek myśli, że pełne zrealizowanie się utopii przybliża się do nas z każdym mijającym dniem.

 

Realizacja utopijnych marzeń

W ostatnich latach, w miarę jak ludzie coraz częściej odcinają się od uznanych religii, wiara w utopię i entuzjazm w jej przyjmowaniu na tyle się spotęgowała, jakby chciała wypełnić pustkę. Obiecano nam, że trzy utopijne królestwa zostaną zrealizowane, jeśli powstrzymamy trzy najbardziej groźne zagrożenia dla społeczeństwa: zmiany klimatyczne, COVID i rasizm/nazizm. Wyeliminowanie ich przyniesie cywilizacyjne zbawienie. To zbawienie pozostaje jednak na zawsze poza naszym zasięgiem, ale każda nieudana próba jego realizacji generuje większą pilność w jego uskutecznianiu i większy strach przed wskazanymi wyżej zagrożeniami. Każdego dnia płacz i zgrzytanie zębów stają się coraz głośniejsze, aby nawrócić sceptyków. Więcej odwiertów w poszukiwaniu paliw kopalnych spowoduje topnienie pokryw lodowych i wzrost poziomu mórz nad wybrzeżami. Jeszcze jeden wariant COVID spowoduje, że urzędnicy państwowi ponownie zamkną miasta i szkoły. Jeszcze jeden tragiczny konflikt między rasami spowoduje więcej zamieszek i chaosu na ulicach. Ratzinger porównuje wierzących w utopię do mitycznej postaci Tantala, który został skazany na życie w sięgającej po szyję wodzie w Hadesie. Ilekroć sięgał po owoce lub wodę, odskakiwały poza jego zasięg. Nic więc dziwnego, że zaangażowani utopiści są tak rozgniewani. Nie mogą dostać tego, czego tak rozpaczliwie pragną. Przyszłość niejako ich „zwodzi”. Tak więc, zauważa Ratzinger, nawet jeśli „pracują z całkowitym zaangażowaniem, aby wzmocnić te czynniki, które powstrzymują zło w teraźniejszości”, ograniczają się jednak ostatecznie do tego, że cenzurują konkurencyjne roszczenia i eliminują potencjalnych rywali, którzy zagrażają im w osiągnięciu ich nieuchwytnych celów.

 

Refleksja konieczna dla uciekinierów

Powszechne szaleństwo, które wywołała pogoń za ochroną środowiska, zdrowiem i rasą, powinno skłonić tych, którzy opuszczają kościoły chrześcijańskie, do zastanowienia. Istoty ludzkie muszą coś czcić, a utopijne dogmaty epoki przynoszą nieustanny niepokój, a nie zbawienie. Chrześcijaństwo jest godne innego spojrzenia lub, jak to często bywa w dzisiejszych czasach, spojrzenia po raz pierwszy, wolnego od rozmyślnego wypaczenia wiary chrześcijańskiej. „Prawdziwa różnica między utopią a eschatologią”, pisze Ratzinger, polega na tym, że „teraźniejszość i wieczność nie są obok siebie i nie są oddzielone; raczej są ze sobą splecione”. Życie wieczne nie jest zjawiskiem, które zaczyna się nagle po śmierci. Jest to „nowa jakość egzystencji, w której wszystko łączy się w „teraz” miłości”, która jest możliwa dzięki obecności Boga we wszechświecie. „Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim”. (1 J 4,16). Poprzez Wcielenie Syna Bożego życie wieczne jest teraz osadzone w czasie. Jak stwierdza Ratzinger, w Chrystusie „Bóg ma dla nas czas. Bóg nie jest już tylko Bogiem tam na górze, ale Bóg otacza nas z góry, z dołu i od wewnątrz: jest wszystkim we wszystkim i dlatego wszystko we wszystkim należy do nas”. Dotyk Chrystusa jest najbardziej namacalny w Kościele, kiedy zwraca się do nas w Eucharystii. Kiedy przyjmujemy Go w Komunii św., wieczność łączy się z teraźniejszością, aby ją przemienić, podnieść z okropności tego świata, smakując nadchodzącą chwałę. Teraźniejszość nie staje się areną nieosiągalnej przyszłości, ale okazją do spotkania z kochającym Bogiem, który wzywa nas do siebie. Tylko z tej perspektywy możemy właściwie poradzić sobie ze złem, które nas spotyka, czy to ekologiczne, sanitarne, społeczne, czy moralne. Wierzący bowiem uznają, że zło, jak chwasty, które rosną razem z pszenicą, zawsze będzie w cieniu dobra w tym życiu. Nawet gdy cień zła zdaje się całkowicie spowijać dobro, jak w okropnościach wojny i strzelanin, promienie dobra wciąż przebijają się, by dać nam nadzieję, że Bóg, choć pozornie nieobecny, panuje – właśnie tu, teraz.

 

Idźcie i czyńcie uczniami…

Porzuciwszy wiarę, utopista nie może w ten sposób przetwarzać zła. Bezowocnie próbuje je zniszczyć, ale gdy odrasta, podobnie jak grecka Hydra, staje się sfrustrowany i paranoiczny, i… zaczyna działać ze zdwojoną siłą. Odwołuje się do postępu technologicznego i działań rządowych jak do mitycznego Herkulesa, ale ta praca to zbyt wiele dla śmiertelnej mocy. W ten sposób utopista ponosi poważną porażkę, gdy próbuje uczynić niebo miejscem na ziemi. My, chrześcijanie, robimy to lepiej – konkluduje Ratzinger – gdy pracujemy w przeciwnym kierunku: „Ziemia staje się niebem, staje się Królestwem Bożym, ilekroć wola Boża spełnia się tam, jak w niebie. Modlimy się o to, ponieważ wiemy, że nie leży w naszej mocy ściągnięcie nieba tutaj. Albowiem Królestwo Boże jest Jego królestwem, a nie naszym królestwem, nie w naszych możliwościach”. My, wierzący, powinniśmy rzucić wyzwanie tym, którzy na tej podstawie odchodzą od chrześcijaństwa. Nigdy nie znajdą utopii. Ale mają życie wieczne w zasięgu ręki, gdyby tylko spojrzeli ponownie oczami wiary. Tylko jak przybliżyć im to, w co nie do końca sami wierzymy?

Ks. Jacek Świątek