Komentarze
Źródło: Bigstockphoto
Źródło: Bigstockphoto

Szanują przyjaciół, jak pieniądze Żydzi

To nie jest z mojej strony przejaw wyssanego z mlekiem matki antysemityzmu, jak mógłby ktoś powiedzieć cytując znanego izraelskiego polityka. Słowa użyte przeze mnie w tytule pochodzą z pierwszej księgi „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza, i są zwieńczeniem traktaciku o grzeczności, wygłoszonego podczas uczty w zamku przez Sędziego.

A właśnie o grzeczności debatowaliśmy przez ostatnie dni, szczególnie po wydarzeniach w sejmie, związanych z przegłosowaniem przez tę izbę parlamentu ustaw emerytalnych, Oczywiście był to jak zwykle temat zastępczy, gdyż obecna władza chociaż w jednym wydoskonaliła się do granic możliwości, a mianowicie w odwracaniu kota ogonem. Gdy bowiem przychodzi do rozstrzygnięcia spraw najważniejszych z punktu widzenia społeczeństwa, które oznaczać mogą wyrzeczenia dla tych, co „na dole schodów” (by zacytować Herberta), wówczas podnosi się jakąś kwestię nieistotną, która jak deus ex machina ma załatwić problem „gniewu ludu”. I takim właśnie sposobem media wszelakiej maści zaczęły zajmować się grzecznością i kulturą zachowań, zamiast elementami rzeczonych ustaw. Jednakże w całej sprawie jest jakiś nowy szczegół. Ale po kolei.

„Każdemu powinną uczciwość wyrządzić”

Na początek spróbujmy spisać pewien wzorzec. Otóż jest polityk. Z natury swojej, a właściwie z piastowanego stanowiska, przyciąga on ludzi mediów jak pasieka misia. Dziennikarz więc stara się podejść do polityka i przepytać go na okoliczność jego poglądów na jakiś temat. Polityk jednak albo nie zauważa dziennikarza, albo nie chce z nim rozmawiać. Dziennikarz jednak nie daje za wygraną i stara się podejść do polityka jak najbliżej, by uzyskać informację. W czasie tego „manewru oskrzydlającego”, czy to z winy samego polityka, czy to ze strony osób jemu towarzyszących, dziennikarz doznaje jakiegoś uszczerbku na zdrowiu lub np. „zaatakowany” zostaje jego sprzęt nagrywający. Dziennikarz nagłaśnia ową sprawę i polityk wychodzi na chama (czy tego chce, czy nie). Ma więc on teraz dwa wyjścia: po pierwsze przeprosić dziennikarza za własną lub innych osób przewinę; po drugie ogłosić całemu światu, że został sprowokowany przez dziennikarza; po trzecie udawać, że sprawy nie było, lub twierdzić, że jemu takie zachowania przystoją. Osobiście uważam, że tylko w pierwszym przypadku polityk może okazać się w miarę kulturalny i ludzki, pozostałe przypadki kwalifikują się do zwykłego prostactwa. I myślę, że podobnie sądzą wszyscy normalni ludzie. Chociaż… Gdyby spróbować teraz pod ten wzorzec podstawić konkretne osoby, które wzięły udział w takowych zdarzeniach, okazałoby się, że ludzie mediów mainstreamowych cokolwiek mają problem we właściwej ocenie sytuacji, i to, co wcześniej w sferze teoretycznej nazywa się chamstwem, przy konkretnych przypadkach nagle doznaje takiej przemiany, jak nie przymierzając woda w Kanie. A mówiąc konkretnie: 13 kwietnia 2007 r. ochrona ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego w holu sejmowym potrąciła wśród napierających na niego dziennikarzy Katarzynę Kolendę-Zaleską, która upadła na posadzkę. Następnego dnia premier, chociaż sam nie spowodował owego zajścia, wysłał do dziennikarki kwiaty z przeprosinami. Natomiast 11 maja 2012 r. poseł Niesiołowski uderzył kamerę Ewy Stankiewicz, która chciała uzyskać od niego informację, a następnie oskarżył ją w mediach o sprowokowanie go do takiego zachowania. Zaś trzeci przypadek odnosi się do wydarzenia w Sądzie Rejonowym w Warszawie, gdzie 27 listopada 2008 r. w obecności byłego prezydenta Lecha Wałęsy, będący z nim na sali sądowej Piotr Gulczyński uderzył kamerę dziennikarza Ryszarda Szołtysika, a potem spokojnie oddalił się z gmachu sądu przy całkowitej bezczynności policji obecnej na miejscu zdarzenia. Dodać należy, że w tym ostatnim przypadku zapadł wyrok skazujący… dziennikarza. Wszystkie trzy przypadki opisują pewne starcia na linii dziennikarz – polityk. I teraz konkursik: w którym przypadku media mainstreamowe orzekły, że polityk jest chamem i burakiem, a w których broniły polityka jak lwica młode? Otóż według „wiodących” mediów chamem był Jarosław Kaczyński, zaś w obu pozostałych przypadkach broniły polityków przeciwko swoim kolegom.

„Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą”

Można owszem pokusić się o refleksję, dlaczego tak się dzieje. Zazwyczaj przyjmuje się bowiem, iż grzeczność jest jakąś formą etykiety, tzn. przyjętych sposobów zachowania w różnych sytuacjach. Ale sprowadzenie grzeczności do „nogą zręcznego wierzgnięcia” naraża się na łatwość w wykorzystywaniu jej dla całkiem podłych celów. W końcu najwięksi zbrodniarze ludzkości doskonale orientowali się, w jakim kieliszku jaki trunek pić i który strój nadaje się na którą okazję. W naszej polskiej sytuacji, w której ciągle dominuje zakompleksiony obywatel spod znaku MWzWM (Młodzi Wykształceni z Wielkich Miast lub w wersji zbliżonej do prawdy: Miałkie Wykształciuchy z Wielkim Mniemaniem), „etykieta” jawi się jako nobilitująca go cecha, dająca wstęp na salony. Problem jednak w tym, że zasadniczo jest ona pochodną kultury, a ta swoje źródło ma w rozumie, który rozpoznając prawdę, wpływa na nasze działanie. Bez kultury intelektualnej wcześniej czy później słoma wychodzi z butów, a człowiek z tytułem naukowym zaczyna do drugiego człowieka, w dodatku kobiety, wołać „Won!” (swoją drogą ciekawym jest, dlaczego „znanemu działaczowi opozycji antyradzieckiej” przyszedł do głowy ten właśnie rusycyzm?). Cóż się potem dziwić, że symbolem teraźniejszości staje się człowiek, którego zachowanie jest pochodną gadżetów, które prezentuje na swoich konferencjach prasowych (wibrator i świński ryj).

„Dość, że ważny i że się stempel na nim widzi”.

Współczesne pojęcie „grzeczności” jest po prostu wypadkową naszych wydumanych marzeń i kupieckich kalkulacji. Dlatego potrafimy grzecznością nazwać chamstwo, a zwykłe buractwo uzasadniać jako przyzwoite. I może warto wspomnieć słowa wieszcza: „Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą. Niełatwą, bo nie na tym kończy się, jak nogą zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo; bo taka grzeczność modna zda mi się kupiecka, ale nie staropolska, ani też szlachecka. Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna; bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna, i wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana dla sług swoich, a w każdej jest pewna odmiana. Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić i każdemu powinną uczciwość wyrządzić. (…) Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi? z kim on żył, co porabiał? każdy, gdzie chce, wchodzi, byle nie szpieg rządowy i byle nie w nędzy. Jak ów Wespazyjanus nie wąchał pieniędzy i nie chciał wiedzieć, skąd są, z jakich rąk i krajów, tak nie chcą znać człowieka rodu, obyczajów! Dość, że ważny i że się stempel na nim widzi, więc szanują przyjaciół jak pieniądze Żydzi”. A prawdę postawili w przedpokojach.

Ks. Jacek Świątek