Szczególnie bliskie są mi ptaki
Monika Urban rękodziełem pasjonuje się od lat. Początków tych zainteresowań należy szukać jeszcze w okresie jej dzieciństwa. - Interesowały mnie wtedy muzyka i konie, które hodował zarówno mój dziadek, jak i rodzice. Od najmłodszych lat jeździłam konno, a muzyki uczyłam się, pobierając lekcje u nauczyciela Henryka Antolaka - opowiada artystka. W jej salonie wciąż znajduje się klawiszowy instrument, na którym w wolnym czasie gra. Ale skąd wzięła się pasja rzeźbiarska? - Prawdopodobnie takie zdolności odziedziczyłam po dziadku, który oprócz koni miał stolarnię - uważa. Jednak rzeźbę pokochała dopiero w szkole średniej.
– Zrozumiałam, iżdrewno ma w sobie potencjał i że chcę coś z nim robić. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam co – wspomina.
Wióry leżały wszędzie
Pierwszym wytworem stały się rzeźbione ptaki. – Bardzo lubię je obserwować i czuję, iż są mi bliskie – przyznaje rzeźbiarka. – Na rynku w Kazimierzu Dolnym zachwyciły mnie prace twórców ludowych. Ptaki i aniołki były tak piękne i kolorowe, że aż otwierałam usta z zachwytu. Od tamtej pory zapragnęłam nauczyć się tej precyzyjnej obróbki drewna – tłumaczy M. Urban. Pierwszym krokiem ku temu była inwestycja w przyrządy rzeźbiarskie. Wykorzystywany bowiem do tej pory scyzoryk już nie wystarczał. – Przypadkowo na targu zauważyłam tanie dłuta, więc je kupiłam. I tak się zaczęło – dodaje.
Jako pierwsze powstały ptaki z gospodarstw rolnych: koguty, kurki, perliczki i dudki. – Rzeźbiłam przy kuchennym stole. Moja mama była bardzo wyrozumiała, ponieważ wióry leżały wszędzie: na dywanie, pod dywanem, byłe nawet w garnkach – opowiada M. Urban.
Warsztat ze spichlerza
Z czasem pani Monika nabrała wprawy i motywy ptasie przestały jej wystarczać. Zaczęły więc powstawać aniołki, wianki, a ostatnio kapliczki. – Są one nieco nietypowe, bo można je wieszać na ścianach – zaznacza.
Zmienił się też warsztat rzeźbiarki, m.in. pojawiły się profesjonalne narzędzia. – Są to większe i mniejsze, precyzyjne dłuta oraz maszyny: duża piła stołowa, krajzega i wyrzynarka stołowa. Ale przydaje się też piłka ręczna i siekiera – wylicza.
Przy takim podejściu do pracy stół kuchenny szybko okazał się za mały. Trzeba było zorganizować nową pracownię, która powstała w dawnym spichlerzu. Niestety jest on nieogrzewany. M. Urban zapewnia jednak, że niskie temperatury jej nie przeszkadzają. – Zakładam kilka par skarpet, do tego za duże buty, kilka swetrów, kamizelkę i najgrubszą kurtkę, jaką mam. Dobieram sobie tylko kawałek styropianu pod stopy i potrafię tak wytrzymać wiele godzin. Bo jak się chce, to można – przekonuje.
Fajnie obrabia się wierzba
Pomysłów pani Monice nie brakuje. Korzysta z tego, co dostarcza natura. – Często spaceruję po lesie i znajduję różne kawałki gałęzi. Czasami od razu widzę, że np. jej końcówka będzie idealnym ogonem dla ptaka. Wystarczy tylko zrobić głowę, dziób i gotowe. Bardzo często patrzę na kawałek drewna i wiem, że z tego będzie anioł, a z tamtego ptak. Ale nie zawsze tak jest. Czasami biorę prosty kawałek, robię szablon i odrysowuję wymyślony wzór – mówi rękodzielniczka. Innym materiałem są stare deski. – Mam ich dużo z rozbiórki domu po babci. Dzięki specyficznej fakturze mają duży potencjał. Stare drewno jest wyrzeźbione przez czas, słońce, wiatr i mróz – tłumaczy mieszkanka Piotrówka.
M. Urban ma ulubione gatunki drzew, z których korzysta. Najpierw była to lipa. – Drewno pozyskaliśmy od znajomych. Mąż zawiózł je do tartaku i pociął na różnej długości deski. Później odcinałam po kawałku i obrabiałam. Jednak powoli te deski mi się kończą, więc teraz sięgam po wszystko, co wpadnie w ręce, nawet po sosnę. Ale bardzo fajnie obrabiają się wierzba i topola. Z resztą chyba w każdym drewnie da się rzeźbić, trzeba tylko umieć odpowiednio do niego podejść – zaznacza Urban.
Czas na rzeźby ogrodowe
Artystka ma swoim dorobku dziesiątki ptaków i aniołów. Powstają też kolejne kapliczki. – Mniejsze prace potrafię wykonać w ciągu jednego dnia. Ale gdybym chciała zrobić coś większego lub płaskorzeźbę, która ma wiele szczegółów, muszę rozłożyć zadanie na dwa lub trzy dni – wyjaśnia M. Urban. Dziennie mieszkanka gminy Trojanów potrafi przeznaczyć na swoją pasję około trzech godzin. Rzeźbi jednak tylko zimą, bo wiosną, latem i jesienią zajmuje się rolnictwem.
– Marzę, by rzeźbiarstwo stało się moim źródłem dochodu. Myślę np. o robieniu ozdób ogrodowych – wyznaje pani Monika, podkreślając, iż w jej pasji wspierają ją mąż i dzieci. Dzięki córkom prace rzeźbiarki można oglądać na facebooku. Jest to też dobry sposób na ich zamawianie. – Wystarczy napisać wiadomość, a na pewno odpowiem. Ceny są przystępne Najdrożej do tej pory sprzedałam dużego anioła z rozłożonymi skrzydłami – mówi M. Urban.
Tomasz Kępka