Komentarze
Szczepionka dla serca

Szczepionka dla serca

Pisząc tekst, który ma ukazać się w ostatnim numerze roku kalendarzowego, nie sposób nie zadać pytania: „Jaki był ten rok?” I choć od wszelkich podsumowań, rankingów itp. mamy już zapewne zawrót głowy, myślę, że warto się jednak nad tym pytaniem zatrzymać.

Święty Ignacy Loyola, podając metodę rachunku sumienia, jako pierwszy punkt umieścił „Dziękować Panu Bogu za wszystkie otrzymane dobrodziejstwa”. Tak więc, choć myśl biegnie sama w stronę wydarzeń ważnych i tragicznych, które mijający rok nam przyniósł, zechciejmy skupić się najpierw na owych dobrodziejstwach. Za co możemy Panu Bogu podziękować? Na pewno za dar życia. Za 365 nowych dni, które wstawały dla nas codziennie rano. A pisałem już kilka miesięcy temu, że ów rok mijał pod znakiem pogrzebów i pożegnań… i w świetle tego nabrały nowego znaczenia słowa pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”: „Wielu snem śmierci upadli, co się wczoraj spać pokładli. My się jeszcze obudzili, byśmy Cię, Boże, chwalili”.

No właśnie. „Byśmy Cię chwalili”. Trochę za łatwo zapominamy o tym chwaleniu. I znów odwołam się do słów św. Ignacego, który główny cel ludzkiego życia sformułował prosto, jak na byłego rycerza przystało: „Człowiek został stworzony, aby Pana, Boga swego, kochał, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją”. W zamyśle Bożym to, co nas spotyka, ma służyć przede wszystkim naszemu zbawieniu – nawet jeśli jest darem wyjątkowo trudnym do przyjęcia.

Obiektywnie trzeba przyznać, że mijający rok był trudny. Wielu wydarzeń, które w nim zaszły, nie rozumiemy i raczej prędko nie zrozumiemy. Weźmy choćby katastrofę smoleńską. Jeszcze bezpośrednio po niej wydawało się, że da się ją wytłumaczyć. Że ofiara życia 96 osób wywoła w nas wstrząs, oczyszczenie i że wniesie nową jakość w nasze życie publiczne, w prowadzony dyskurs. Że wyciszy emocje; że nad grobami ofiar ustaną gorszące kłótnie. Co dziś pozostało z tamtych nadziei? Ktoś świadomie i celowo je zniszczył, a życie polityczne stało się brutalniejsze niż kiedykolwiek. Jak tu dziękować? Chyba tylko przez łzy, na przekór wszystkiemu – własnym odczuciom, obserwacjom, w nadziei, że Pan Bóg umie pisać prosto po krzywych liniach…

Na wiosnę Polską wstrząsnęła powódź. Pomijając żenujące wypowiedzi polityków, którzy „mieli przyjemność” wizytowania zalanych terenów, nie sposób zapomnieć o tragedii ludzi, którzy w jednym momencie utracili dorobek całego życia. Jednak ludzka bieda spotkała się z ludzką życzliwością. Zwykli ludzie, nie czekając na tzw. czynniki oficjalne, organizowali się: kupowali żywność, robili zbiórki odzieży i innych produktów i jechali „w ciemno” na tereny powodziowe, wychodząc z założenia, że na pewno trafią na potrzebujących pomocy. Potem były kolejne wizyty, już z bardziej ukierunkowaną pomocą, dostosowaną do potrzeb. A teraz? Miło było w Wigilię dowiedzieć się, że „dzwonili z Wilkowa” i że pozdrawiają wszystkich, którzy zaangażowali się w pomoc…

W sylwestrowy wieczór spojrzymy wstecz, na minione 365 dni. Podziękujmy Bogu za ten rok, jakkolwiek nie byłby ciężki. W obliczu trudności, niepowodzeń, kryzysów, łatwo popaść w zgorzknienie i skupić się na tym, co złe. Słowa „Dziękuję Ci, Boże”, nawet jeśli wyszeptane przez łzy i ściśnięte gardło, będą jak szczepionka chroniąca serce przed beznadzieją, pesymizmem i zwątpieniem.

Ks. Andrzej Adamski