Komentarze
Źródło: BIGSTOCKPHOTO
Źródło: BIGSTOCKPHOTO

Szeroko otwieram drzwi…

Postawiłem na moim wigilijnym stole jeden dodatkowy talerz. Przyjrzałem się mu uważnie. Samotny jakiś pośród zastawionych półmisków. Kogo przy nim usadzę?

Wędrowca, który drogi odnaleźć nie może i światła rozpaczliwie szuka, jak Diogenes ludzi pośród tłumu na igrzyskach? Może cienie przodków zapomnianych przez historię, lecz w krwi mojej tętniących jak życie? Zmarłych, których wzrok ciągle mam pod powiekami, gdy do snu się układam? Sąsiada zza ściany, którego ścierpieć nie mogę, ale w wigilię i on ludzkim głosem przemawia? Tych, których muszę prosić o przebaczenie, choć wewnętrznie zwijam się jak piskorz? Nie wiem. Talerz nadal jest samotny, ale moją samotnością pośród tłumu przewijającego się w kartkach, mailach i sms-ach. Wyjdę więc na opłotki i przymuszać będę, by weszli. By zapełnili samotność jednego talerza. By zapełnili samotność jednej pamięci. By zapełnili samotność jednego serca.

Przez śnieg grudniowy, przez deszcz lodowy…

Kogo zaproszę na wigilię? Wiele cieni przesuwa się gościńcem. Nie chcę wybierać, dokonywać selekcji. Wejdźcie wszyscy, bo każda głowa szuka schronienia w grudniową noc. Zauważam może niektórych. Co mi powiedzą, gdy z opłatkiem stanę przy drzwiach? Czy ja im spojrzę w oczy? Ja, żywy, w ich oczy wiecznością błękitne… Pierwszy gość. To Lech Kaczyński, Prezydent Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, do której miłość podpisał krwią pod Smoleńskiem. Chciałbym za Michałem Saakaszwilim powtórzyć: „Możesz lubić lub nie lubić Kaczyńskiego, ale on był osobą naprawdę wyjątkową. Nie było w nim nic fałszywego. Możesz spotkać dobrego polityka, możesz spotkać mądrego polityka, możesz spotkać świetnego organizatora, ale bardzo rzadko spotykasz w polityce dobrych ludzi.” Wraz z nim jego małżonka, Maria, o której świat dzisiaj szepcze, że „to była osoba zwyczajna i niezwyczajna zarazem. Była to osoba bezpośrednia, a jednocześnie z silną osobowością i podchodząca z szacunkiem do każdego.” Za nimi ostatni Prezydent na Wychodźstwie, Ryszard Kaczorowski. Panie Prezydencie, czy nadal w dłoniach trzyma Pan skałę spod Monte Cassino i ziemię spod dębów Trzeciego Maja z okolic Zwierzyńca, gdzieś Druhu składał przysięgę harcerską? Skała i ziemia to Ojczyzna. Ale w drzwiach witam kolejną postać. Pani Aniu, proszę wejść. Dzielna suwnicowa, dzisiaj o lasce, ale w oczach łzy za wolną Ojczyzną. Przepraszam za słowa pewnego księdza, który w purpurę spowity na kazaniu ważył się krzyczeć, że jesteś „ostatnim Mohikaninem cywilizacji nienawiści.” A Ty po prostu kochałaś tę ziemię. Wraz z Tobą witam ks. prałata od św. Brygidy. Księże Henryku, wejdź, choć jeszcze brzmią oskarżenia przeciwko Tobie, które pewien pisarz ujął w słowa: „chory człowiek, nieszczęśliwy i potłuczony, który polskość wymieniłby w każdej chwili na dowolny paszport – volksdeutscha, Irakijczyka czy Rosjanina – gdyby szły za tym piękne szaty, nowe limuzyny, tytuły i ordery – przypinane do jego białego, przypominającego styl pułkownika Kadafiego munduru, w który ksiądz prałat tak lubi się przywdziewać.” A Ty przechowałeś Solidarność, gdy inni się bali. Wchodzą generalskie szlify. Jak cień przesuwa się gen. Andrzej Błasik, co munduru nie splamił, choć podarty wisi na wieszaku jak strach na wróble. I biskup generał Tadeusz Płoski, co w kazaniach o Tej, co nie zginie, mówił. Księże Biskupie, dziś Twoich kapłanów nawracać chcą na „nową wiarę”. Powiedz jeszcze jedno słowo zachęty, by nie pozwolić na zniechęcenie w obronie prawdy. W drzwiach nowy gość… Witam, księże Romanie, poeto, coś chciał o mądrym człowieku dać świadectwo. Esbecy chcieli Twój kościół podpalić, boś Romaszewskiemu sutanny i dowodu użyczał, by przed aresztem mógł uciec. Kapelanię w Pałacu zakończyłeś na Powązkach, ale Tyś kapelan na zawsze, wartę sprawujący przy swoim Prezydencie. W drzwiach mojej wigilii znowu w ukłonach się zgiąć muszę, bo wchodzą marszałkowie. Panie Macieju, wraz z Tobą Polacy ze Wschodu przygarnięci Ojczyzną się cieszą, a pani Krystyna język polski rozdaje jak bochenek chleba. Za nimi Krzysztof Putra, co obietnic dotrzymywać umiał, choć w oczach smutek za ośmiorgiem dzieci niesie. Jeszcze Janusz Kurtyka budzi sumienie jak pamięć z popiołów, bo bez niej narody tracą życie. Idą inni: Grażyna Gęsicka, Mariusz Handzlik,  Arkadiusz Protasiuk, Władysław Stasiak i wielu jeszcze z tamtego czasu, gdy Polska Polskę znaczyła, krzyż nie był obrażany, a Polak w Polaka ramionach się tulił. Na końcu tylko Janusz Zakrzeński różaniec mi w dłoń wciska, którego sam z ręki nie wypuścił. Dziękuję, Panie Marszałku. Choć z teatru Ciebie na dzień przed śmiercią zwolnili, Tyś pokazał, że życie to największa rola.

Przez świat śmiertelnie biały… z inny dróg niż na Smoleńsk…

Z Łodzi przybył następny gość. Choć nie znałem go wcześniej, lecz Ryszard C. przedstawił go Polsce. Panie Marku, jak kiedyś poetka, dzisiaj i ja cicho pytam: „Czy bardzo bolało?” Z Markiem Rosiakiem wchodzi legendarna Zofia Korbońska. Za życzenia wystarczą jej słowa z ostatniego wywiadu, gdy Polsce i Polakom życzyła „tego, czego życzę i sobie – a więc wolności i niepodległości.” A za nią zapraszam tych, co o wolną Ojczyznę walczyli. Idą równym krokiem o. Joachim Badeni, mec. Leszek Piotrowski i mec. Tadeusz de Virion. Lecz nie tylko oni. Świat sztuki, co ducha krzepił i ciało rozśmieszał. Elżbieta Czyżewska, Stefania Grodzieńska, Jerzy Turek, Katarzyna Sobczak, Romuald Czysław, Leslie Nielsen, Gabriela Kownacka, Ludwik Jerzy Kern…  I jeszcze Henryk Mikołaj Górecki, co nie tylko „Symfonię pieśni żałosnych” komponował, lecz „Pieśń Rodzin Katyńskich”, „Totus Tuus” i „Beatus Vir” przed światem grał.

To tylko jeden rok…

Talerz na stole jest jednak pusty. Weszli i stanęli, lecz miejsca już zająć nie mogą. Pustka, jak wyrwana dusza, płacze nieutulona. Tylko poeta podpowiada: „Przez śnieg grudniowy, przez deszcz lodowy, przez świat śmiertelnie biały idziemy sami, niosąc pytanie: Kto jesteś?” Jestem wszystkimi z Was, Goście mojej wigilii, a równocześnie pustym talerzem, jak przyszłość nieodgadnionym.

Ks. Jacek Świątek