Szklane oczęta
Niszczenie cywilizacji zachodniej w tym zamierzeniu jest punktem zasadniczym, co widać po wydarzeniach zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na Starym Kontynencie. Dążenia do stworzenia w Europie superpaństwa o nieustalonej jeszcze nazwie i ustroju ruszyło z kopyta natychmiast niemal po zakończeniu pandemii. Do tej pory znajdowało się ono w sferze domysłów i ustaleń w zaciszu gabinetów europejskich urzędników, wspieranych przez teoretyczne i materialne pomoce pewnego emigranta węgierskiego pochodzenia żydowskiego, ale dzisiaj ujawnia się w wypowiedziach najważniejszych postaci europejskiego establishmentu. Plan ten, dość misternie do tej pory wcielany w życie, a obecnie dociskany z kolana, pozwala jednakże politykom poszczególnych krajów przeprowadzać operacje społeczne w imię własnych interesów.
Widać to chociażby po krajowych wojażach byłego „prezydenta Europy” i niedoszłego prezydenta Polski.
Bez kozery powiem: pincet
Objazd krajowy przewodniczącego Platformy Obywatelskiej obfituje jednak w nieoczekiwane zwroty akcji. Otóż widać jak na dłoni, że postanowił on przejąć strategię partii rządzącej, opierającą się na niezliczonych obietnicach, zwłaszcza finansowych dla poszczególnych grup społecznych. Nie byłoby z tym większego problemu, ponieważ kupowanie wyborców znane jest od wieków. Co prawda w starożytnym Rzymie wystarczyło otworzyć spichlerze i winiarnie, a dodatkowo zorganizować igrzyska z krwawymi scenami, by natychmiast zyskać poklask ewentualnych ulicznych zwolenników. Dzisiaj już nie jest tak łatwo. Trzeba trochę się wysilić, aby ów poklask zyskać. Ale też są pewne plusy. Dzisiejszy odbiorca politycznych zamierzeń jest zwykłą monadą, zamkniętą na cały otaczający świat. Taki stan rzeczy nie jest tylko wytworem kultury mediokracji, ile raczej stanowi pochodną uznania, iż każdy ma prawo do określania własnej prawdy, bez konieczności weryfikowania jej w rzeczywistości. W tym systemie można dokonywać wszystkiego, byle tyko odbiorca propozycji polityczno-społecznych uznał je za swoje. Widać to dokładnie chociażby w ostatnim spocie D. Tuska, w którym atakuje on ministra Z. Ziobrę. Całość narracji „polskiego objawienia unijnego” sprowadza się do twierdzenia, że z powodu pozostawania wyżej wymienionego ministra w rządzie Polska nie może otrzymać środków z unijnego funduszu pomocowego po pandemii. Teza cokolwiek ryzykowna, gdyż w przestrzeni medialnej funkcjonują wypowiedzi polityków ugrupowania D. Tuska, w których bez żadnej żenady czy krygowania oświadczają oni, że za wszelką cenę będą powstrzymywać zatwierdzenie przez kierownictwo unijne naszego Krajowego Planu Odbudowy. Najlepszy jednak smaczek wystąpienia Tuska tkwi w tym, że przekonuje on wyborców, iż nieznaczna kwota pieniędzy w ramach tego planu mogłaby sfinansować podwyżkę płac w sferze budżetowej o 20%. Problem w tym, że zgodnie z założeniami, wyznaczonymi zresztą przez unijnych technokratów, z wyżej wspomnianych środków takowej podwyżki nie można uskutecznić. Normalnie więc myślący elektorat od razu wyczułby kłamstwo. Ale nasi wyborcy łykają to jak pelikan rybę. Dlaczego?
Kochaj mnie w tańcu śmierci
Odpowiedzią nie jest zwykła konstatacja głupoty naszych elektorów. Braki w wykształceniu w normalnych realiach są nadrabiane przezornością życiową i zdrowym rozsądkiem. Tak przynajmniej było przez wieki. Dzisiaj możliwe jest manipulowanie społeczeństwem z tego powodu, iż odrzuciliśmy jako ludzie realizm prawdy. Parafrazując słowa Pisma Świętego, można stwierdzić, iż umysłowość dzisiejszego przeciętnego człowieka kształtuje przekonanie, że każdy powinien zwrócić się ku własnej drodze, tzn. podążać za tym, co mu się wydaje. Ucieczka w marzenia i mrzonki jest dominantą dzisiejszych odbiorców informacji politycznych. Powoduje to, iż zasadniczym dla nich nie będzie prawda, lecz mizianie i łechtanie własnego ego, a im więcej ktoś dostarcza nam przyjemności w tym zakresie, tym bardziej ku niemu się zwracamy. Taki sposób patrzenia na świat widać nie tylko w sferze politycznej, ale i w każdym innym wymiarze ludzkiego życia, religijnego nie wyłączając. Zasadniczym jednak problemem w tym układzie rzeczy jest zagubienie granicy pomiędzy prawdą a fałszem. Zagubienie, które nie jest wynikiem oszustwa innych, ale własnym wyborem. Ten stan jest prostą drogą do wykwitu nowych form totalitaryzmu, czyli systemu, w którym każdy skrawek naszego życia jest kształtowany i kontrolowany, a przede wszystkim doskonale planowany przez innych. W odróżnieniu od totalitaryzmów dwudziestowiecznych ten jest przyjmowany dobrowolnie przez całe społeczeństwa. Po prostu w imię przyjemności sami zagoniliśmy się do rzeźni jak stado baranów. Nie ma więc powodów, byśmy potem rozpaczali, że golą nas i strzygą, przygotowując do uboju. Podporządkowanie prawdzie bowiem jest wymagające i stawiające przed nami zadania kształtowania nie tego, co wokół nas, ale przede wszystkim nas samych. Tymczasem większość dzisiejszego elektoratu poszukuje społeczeństwa, które pozwoli mu płynąć swobodnie z jakimkolwiek ciekiem lub ściekiem.
Wierny we mnie lód
Pienia dzisiaj wznosimy o naszej wolności. Tymczasem nie zauważamy ciągłego brania nas w niewolę. Tak, niestety, jest, gdy nasze żądze i pragnienia bierzemy za rzeczywistość. Przypominamy coraz bardziej szpital psychiatryczny, w którym połowa pacjentów uważa, że jest Napoleonem. Niczego to w rzeczywistości nie zmienia, gdyż nadal jesteśmy tym, czym jesteśmy, a nie naszą nadętą wydmuszką mentalną. Kłamstwo i fałsz, ale jakie przyjemne. I w imię tak pojętej wolności gotowi jesteśmy poddać się w niewolę. Dlatego przestańmy zżymać się na polityków, a raczej zacznijmy kształtować siebie samych. Kształtować intelektualnie poprzez naukę, a nie zbieranie tanich informacji z internetowych pustkowi. Kształtować charakter przez wymagania stawiane w ramach ugruntowania w cnotach. Kształtować obraz świata, a nie własne pożądania i mrzonki. Wtedy żaden politruk w unijnym czy innym mundurku nam nie zaszkodzi.
Ks. Jacek Świątek