Rozmowy
Archiwum prywatne T. Kmieć
Archiwum prywatne T. Kmieć

Szła przez życia jak burza

Rozmowa z Teresą Kmieć, siostrą Heleny Kmieć, misjonarki zamordowanej w Boliwii w 2017 r.

10 maja rozpoczął się proces beatyfikacyjny Heleny. Jakie to uczucie, gdy własna siostra, z którą mieszkało się pod jednym dachem, może zostać błogosławioną?

Jest to w pewnym sensie sensacja, ale nie zmieni to mojej - o ile tak można powiedzieć - relacji z Helenką. Bo dla mnie wciąż jest przede wszystkim jedyną siostrą, a dopiero potem ewentualnie przyszłą błogosławioną. O procesie beatyfikacyjnym mówiło się od dawna i jako rodzina traktujemy ten dzień jako taką pieczątkę potwierdzającą świadectwo życia Heleny.

Czy gdy żyła, czuła Pani, że Helena jest kimś wyjątkowym?

Oczywiście, że była dla mnie wyjątkowa. W końcu to moja jedyna siostra. Bardzo się kochałyśmy, ale na pewno nie oceniałam jej jako idealnej. I teraz też nie mówię, że była ideałem, bo każdy ma jakieś wady. Ale widzę, ile osób zachwyca się jej postawą, jej życiem. Dzięki temu ja również patrzę inaczej, szerzej. Owszem, Helenka wyróżniała się na tle innych ludzi, ale to nie tak, że była jedna na milion i nikt nie mógł jej dorównać.

 

Jaka była na co dzień?

Przede wszystkim bardzo normalna. Nie unosiła się trzy metry nad ziemią i nie mówiła cały czas o Bogu. Była muzykalna, uśmiechnięta, pomagała ludziom, kompetentna, mądra. Nie bała się wyzwań i wciąż próbowała nowych rzeczy. Szła przez życie jak burza. Miała dużo pasji, więc musiała też być zorganizowana.

 

Czy Helena, będąc zaangażowana w tyle rzeczy, potrafiła znaleźć czas także dla siebie?

Myślę, że była trochę ekstrawertykiem, dlatego nawet jeśli odpoczywała, to wśród ludzi. ...

DY

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł