Szliśmy naprzód, na Moskali
Żuawi Śmierci byli oddziałem stworzonym podczas powstania styczniowego przez Françoisa Rochebrune’a, Francuza, który przywędrował do Polski. Drugi człon nazwy związany jest z przysięgą, jaką ochotnicy wstępujący do oddziału składali w obliczu dowódcy. Ślubowali, że raczej zginą, niż pójdą do niewoli Stąd wynikała straceńczość tego oddziału – jeśli można tak powiedzieć – natomiast jego wyszkolenie predestynowało go rzeczywiście do pełnienia roli komandosów tamtych czasów, swego rodzaju sił specjalnych.
Skąd wywodzi się obco brzmiąca nazwa, której sam zapis bywa źródłem błędnych odniesień?
Nazwa „żuawi” wywodzi się od określenia oryginalnych formacji francuskich, powstałych na bazie żołnierzy cudzoziemskich służących w koloniach francuskich w Afryce. Początek dała mu arabska nazwa jednego z tamtejszych plemion, brzmiąca według Francuzów jako „Zouaoua”. Mylenie tego terminu – ze względu na zbieżność fonetyczną – z Żuławami, krainą geograficzną – jest oczywiście błędem.
Jak historycy oceniają rolę, jaką odegrali żuawi w powstaniu 1863 r.? Czy szlak bojowy obfitował w wiele potyczek?
Był to jeden z doborowych oddziałów powstania styczniowego. Decydował o tym po pierwsze fakt, że ze względu na swoje jednolite umundurowanie i uzbrojenie wyróżniał się w tym czasie, kiedy powstańcy cierpieli na ogromny niedobór broni palnej. Po drugie był to oddział dobrze wyszkolony, przygotowany przez oficerów, co również stanowiło ewenement.
Z racji swej elitarności żuawi rozpoczynali starcie i zarazem kończyli. Był to oddział, który w przypadku ataku szedł na czele, w przypadku odwrotu – osłaniał ów odwrót w formie ariergardy. Powierzano mu więc najbardziej odpowiedzialne zadania.
Myślę, że należy wspomnieć o trzech potyczkach, w których się znacząco wyróżnili: pod Miechowem (17 lutego 1863 r.), pod Chrobrzem (17 marca 1863 r.) oraz Grochowiskami (18 marca 1863 r.). To trzy najbardziej znane starcia z udziałem żuawów.
„Był to, jednym słowem, straszny pochód, pełen brawury i lekceważenia życia, wśród tak ciężkich warunków dla młodego i nieostrzelanego żołnierza. Ale entuzjazm, idea, ożywiająca nasze szeregi, przeświadczenie o zwycięstwie, pchały naprzód każdego. Szliśmy więc i strzelali, szliśmy i krzyczeli, szliśmy ciągle naprzód na Moskali” – zapisał jeden z żuawów. Co wiemy o pochodzeniu i rodowodzie tych ludzi idących na pewną śmierć?
Wiemy, że oddział powstał w zaborze austriackim. Stamtąd wywodzili się jego założyciele, a także większość żołnierzy – reprezentujących pełen przekrój społeczny: od szlachty począwszy, a na chłopach skończywszy. Można domniemywać, że najwięcej wśród nich było mieszczan.
Historię oddziału otacza pewna mgiełka tajemnicy, a pytań bez odpowiedzi pozostaje wciąż sporo. Istnieje stosunkowo niewiele źródeł do historii owej formacji. Tym bardziej, że był to oddział partyzancki, w związku z czym korespondencja pułkowa nie była rozwinięta na taką skalę, jak w przypadku oddziałów regularnych np. powstania listopadowego. Oddział żuawów walczył krótko, poniósł też ogromne straty w trakcie działań bojowych.
Ich rola była oczywista: ci żołnierze szli na pierwszą linię ognia. Oddziaływali także na morale wroga, podkreślane przez charakterystyczny wygląd: czarne kurtki z naszytym wielkim białym krzyżem, tureckie fezy na głowach – oraz czarny sztandar z białym krzyżem i napisem „W imię Boże – r. 1863”. Polacy docenili ich poświęcenie?
Proszę pamiętać, że Żuawi Śmierci walczyli z przeciwnikiem, który żuawów – co prawda francuskich – już poznał. Sława żuawów francuskich sięga do wojny krymskiej, w której wykazali się niezaprzeczalnym męstwem – walcząc właśnie z Rosjanami. Stąd też Żuawi Śmierci jako oddział nawiązujący do tradycji francuskiej byli rozpoznawalni dla swoich rosyjskich przeciwników.
Należy natomiast podkreślić, że walczył stosunkowo krótko – niespełna trzy miesiące trwało faktyczne funkcjonowanie oddziału w sferze bojowej. Mimo to przeszedł do historii i legendy powstania styczniowego. Stało się to m.in. dzięki opisom zawartym w pamiętnikach tego okresu. Wszyscy ich autorzy, którzy wspominali o tym pułku, podkreślali jego odrębność i elitarność. Tak więc już dla ówczesnych duch tego oddziału był widoczny. Działania żuawów opiewane były później także przez pisarzy i poetów. Stąd etos oddziału tej formacji utrwalił się w świadomości społeczeństwa polskiego, rozkwitając w pełni w okresie II Rzeczpospolitej.
Czy polski oddział pod wodzą F. Rochebrune’a miał swoich naśladowców?
Można raczej mówić o kontynuacji wojskowej tradycji francuskiej. To od żuawów francuskich początek swój wzięli żuawi amerykańscy służący po obu stronach konfliktu w wojnie secesyjnej. Także w armii papieskiej działała taka formacja. Generalnie większość armii europejskich w tym czasie traktowała żuawów jako formację doborową, gwardyjską. I w wielu z nich takie grupy się pojawiały.
W Polsce mamy natomiast pewne tradycje oddziałów straceńców, tj. oddziałów, które jeśli nie składały takiej przysięgi jak Żuawi Śmierci, to przynajmniej były postrzegane jako takie, które walczą do końca i nie poddają się.
Skąd pańskie zainteresowanie żuawami? W jaki sposób popularyzuje Pan to zagadnienie?
Jestem historykiem wojskowości, a zajmuję się wiekiem XIX. W moim przekonaniu – na temat powstania styczniowego, a zatem również Żuawów Śmierci, wiemy bardzo mało. Kiedy zakiełkowała we mnie myśl, aby dołączyć do rekonstrukcji historycznej, wybrałem właśnie żuawów, aby w ten sposób uczyć żywej historii osoby młode, ludzi, którzy zajmują się historią zawodowo, ale także tych, którzy wiedzą mniej na temat powstania styczniowego, niż chcieliby, ponieważ szkoła nie zawsze oferuje solidny przekaz. Podkreślanie roli powstania styczniowego należy do obowiązków każdego historyka, tym bardziej, że mamy rok jubileuszowy.
W ciągu roku w Polsce i za granicą wygłaszam zwykle kilka, nawet kilkanaście wykładów poświęconych oddziałowi historii powstania. Ostatni wykład zagraniczny miał miejsce w Brześciu na Białorusi, w kraju, w którym związki z Polską nie są dobrze postrzegane przez władze państwowe. Mimo to świadomość powstania styczniowego wśród polonii białoruskiej jest – mam wrażenie – znacznie wyższa niż w społeczeństwie naszego kraju. Obecnie przygotowuję również monografię poświęconą Żuawom Śmierci. Mam nadzieję, że zostanie opublikowana w połowie 2014 r.
W Siedlcach obchody upamiętniające w Polsce 150 rocznicę powstania styczniowego zamknął wygłoszony przez Pana wykład o Żuawach Śmierci. Jak ocenia Pan ich przebieg w kraju?
Nie zapominajmy, że powstanie styczniowe nie zakończyło się w 1863 r. Myślę więc, że rok 2014 również będzie okazją, by nawiązywać do tych wydarzeń w rekonstrukcjach historycznych. Co do obchodów w Polsce – cieszę się, że były. Nie jestem natomiast usatysfakcjonowany ich skalą, zwłaszcza w kontekście niedostatecznej znajomości historii powstania styczniowego i słabej świadomości owych czasów w naszym społeczeństwie. Myślę, że można było rok jubileuszowy przygotować lepiej, zwłaszcza jeśli mówimy o zaangażowaniu władz państwowych czy regionalnych. Jak zaobserwowałem, najwięcej inicjatyw było efektem tzw. „działań oddolnych”.
Dziękuję za rozmowę.
KL