Sztorm pod złotą taflą
Ten właśnie motyw filmowy przyszedł mi na myśl, gdy przeczytałem różnego rodzaju opracowania naukowe pokazujące przesunięcie się ideologicznej wskazówki pośród młodych wyborców. Przejście Polaków w wymiarze makroekonomicznym suchą nogą przez Czerwone Morze pandemii nie stało się powodem do umocnienia w społeczeństwie poglądów stricte wspierających obecnie rządzących, ani też nie zakończyło syrenich śpiewów umoszczonych w europejskich strukturach lewicowych resztówek. Makroekonomia zresztą nie ma tutaj nic do gadania. Jest zwykły szereg liczbowy, nic właściwie niemówiący szarym ludziom, którzy na sprawy gospodarcze i tak patrzą przez pryzmat swojego gospodarstwa domowego. Nie w niej zresztą tkwi problem. Nie lubię zbytnio pisać o własnych przemyśleniach sprzed iluś miesięcy czy lat, ale bezpośrednio po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich pisałem o niepokojącej zmianie wśród najmłodszego pokolenia elektorów.
Zmianie dotyczącej motywacji ideologicznych. Obawiam się, że dzisiaj trzeba z tym się zmierzyć. I nie do końca mam pewność wygranej.
Wstaje nowy świ(a)t
Przeprowadzone na przestrzeni ostatniego pół roku badania CBOS wskazały na wzrost we wskazanej grupie społecznej tendencji związanych z myśleniem lewicowym. Wzrost ten nie dokonał się dzięki przesunięciu z elektoratu prawicowego w lewą stronę, ale dzięki przekonaniu tzw. elementu wiecznie niezdecydowanego. Ta część elekcyjna ma to do siebie, że nie jest zainteresowana zmianami status quo, więc z natury wspiera raczej rządzących. Ich dewizą jest proste: aby nie było gorzej. Dokonujące się w tym zakresie przesunięcie preferencji wskazuje zdecydowanie na podłoże ideologiczne. Oznacza to, że wzrost notowania poglądów lewicowych jest związany w tej grupie z przyjęciem nowej optyki widzenia świata, zupełnie odmiennej od tradycyjnej. Zwracał na to uwagę już po wyborach 2019 r. Patryk Jaki, gdy pisał o zaistnieniu w młodym pokoleniu dwóch niebezpiecznych tendencji, a mianowicie: odejściu od aksjologii cywilizacji zachodniej, wynikającej z etyki chrześcijańskiej, oraz od ujęcia życia społecznego na bazie wspólnoty państwa narodowego. Przeprowadzone wówczas badania wykazały, iż pośród postulatów młodego pokolenia za najważniejsze uznane zostały w sferze działań społecznych równouprawnienie płci i neutralne światopoglądowo państwo (odpowiednio 70,3% i 49,3%), zaś w sferze gospodarczej podwyższenie pensji minimalnej i utrzymanie programu 500+ (odpowiednio 76,3% i 54,8%). Mamy więc dokładnie lewicowy ideowo świat, w którym nihilizm etyczny łączy się z presją na zwiększanie elementów socjalnych w planowaniu ekonomicznym. Późniejsze wydarzenia związane z tzw. strajkiem kobiet w Polsce czy też wyborcza hucpa za oceanem i harcownictwo polskich lewicowców na salonach różnych instytucji europejskich dość dokładnie wskazują na wykorzystanie tej tendencji.
A skąd mi to, że…?
Pytanie o przyczynę jest jak najbardziej zasadne w tej sytuacji. Problem w tym, że dane są na tyle świeże, że jej sformułowanie znajduje się bardziej w sferze wróżbiarstwa, aniżeli twardych danych socjologicznych. Z tego powodu najczęściej dzisiaj formułowane są proroctwa i diagnozy o proweniencji mistyczno-idealistycznej, aniżeli zdroworozsądkowej. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Wydaje się, iż zasadniczym elementem, na którym mogła wyrosnąć bestia nowego świata, jest fakt, iż ideolodzy lewicowi lepiej niż ich koledzy z drugiej strony odczytali tendencję w ewolucji pojmowania społeczności we współczesnym świecie. Społeczeństwo znane nam dotychczas opierało się na relacjach międzyludzkich kształtowanych w ramach określonej tradycji oraz wspólnego przewidywania przeszłości, a nadzieje z nią związane miały charakter wspólnotowy. Przykładem mogą być chociażby tradycje rodzinne, zrywy niepodległościowe, wspólnotowość życia parafialnego oparta o wymiar określonej grupy populacyjnej lub też cześć dla np. żołnierzy wyklętych. Takie rozumienie społeczności wydaje się odchodzić w przeszłość. Analizując chociażby zachowania w czasie tzw. strajku kobiet, można zauważyć, że ludzi w nim uczestniczących praktycznie niewiele łączy, poza ściągniętymi z portali społecznościowych hasłami i sposobami działań. Wystarczy przyjrzeć się sztampowym zachowaniom zarówno w wielkich miastach, jak i małych miasteczkach. To jasno wskazuje na zanik tradycyjnej wspólnoty na rzecz miazgi relacji sztucznych pomiędzy zamkniętymi w sobie indywiduami. Ze społeczeństwem nie mamy w tym momencie do czynienia, tylko ze stadem łatwym do sterowania, a nadto przekonanym, iż w prywatności swoich pieleszy można żyć całkowicie inaczej, aniżeli na ulicznych kryteriach. To społeczność schizofreniczna, która nie tylko nie jest w stanie przewidywać konsekwencji teraźniejszych działań w przyszłości, ale również bezsilna wobec prób wyjaśnienia logicznego tego, co dzieje się teraz.
Dokąd teraz pójdę…?
Czy istnieje zatem jakakolwiek recepta na to, co dokonało się w mentalności współczesnych młodych ludzi? Zapewne tak, gdyż człowiek z natury racjonalny zawsze poszukuje dróg wyjścia z impasu. Nie jest to jednak recepta prosta i szybka do zastosowania. Zauważalnym w czasie pandemii były próby podejmowania wspólnotowych działań w celu niesienia pomocy innym, szczególnie starszym. W akcję tę włączało się wiele młodych osób. Dla nich stanowiło to nie tylko lekcję altruizmu czy współodczuwania, ale również odbudowywania więzi ze starszym pokoleniem, oparte nie na interesie, ale na bazie wspólnoty. Myślę, że to jest droga. Łatwo ją może zatarasować myślenie paneuropejskie, szermowane właśnie przez lewicę. Dlatego trzeba przywrócić w powszechnym odbiorze pojęcie interesu narodowego oraz technikę uzasadniania opartą na filozoficzno-historycznych podstawach. Jest to zadanie polityków i systemu oświaty. Ale trzeba czegoś więcej. Potrzeba promocji klasycznej koncepcji człowieka, który – będąc bytem duchowo-cielesnym – ma ukształtowaną hierarchię wartości. I to jest zadanie Kościoła. Inaczej bestia kłębiąca się pod złotą powierzchnią spokoju zacznie siać spustoszenie. Większe niż to, z którym mamy do czynienia obecnie.
Ks. Jacek Świątek